"Dziewica Orleańska" niesie więc treści patriotyczne i solidarystyczne, a zarazem kontrrewolucyjne. Jest, jak pisał Czekalski, "żywym wcieleniem triumfującego katolickiego ducha Francji, którego czystość może jednak zostać zbrukana niewiernością" i podobnie jak kluczowe sceny z dziejów Polski w wydaniu Matejki jest zarazem celebracją heroicznego czynu i przestrogą.
Jak relacjonowała Stefania Serafińska, podarowanie obrazu Francji miało być wyrazem wdzięczności za legiony oraz za emigrację z 1831 i 1863 roku, ale także wspomnianym "zadośćuczynieniem" za udział Polaków w Komunie Paryskiej, przez Matejkę postrzeganej jednoznacznie negatywnie. Odwiedli go od tego krakowscy konserwatyści, ze Stanisławem Tarnowskim i Stanisławem Smolką na czele, obawiający się skandalu.
Jeśli wierzyć relacji Gorzkowskiego, skądinąd w wielu miejscach mało wiarygodnego, Matejko starał się w "Joannie d'Arc" wprowadzić elementy stylizacji na gotycką miniaturę francuską, którą pilnie studiował. Jak pisał Jarosław Krawczyk: "Wierzę […], że artysta szczerze chciał dostosowywać swą manierę malarską do przedstawianych tematów, tylko – nie potrafił. Odkąd bowiem zaczął malować w stylu – powiedzmy – »barokizującego akademizmu«, zawsze posługiwał się pędzlem z grubsza tak samo i nie potrafił choćby o włos odstąpić od tej maniery". Istotnie jednak Matejko w ramach przygotowań do prac nad obrazem w Muzeum Czartoryskich kalkował miniatury z francuskiej "Księgi turniejowej", a w ułożeniu orszaku widoczne są tego echa. Jak jednak wskazywała Barbara Ciciora, malarz nie tyle starał się oddać "manierę" autorów gotyckich miniatur, co przetworzyć na własny styl pewne charakterystyczne dla nich cechy – boczne ujęcie konnego orszaku czy figury wychylające się z okien i balkonów w tle.
Do standardowych metod Matejki należało również posługiwanie się modelami z bezpośredniego otoczenia artysty. Jak wspominała Serafińska: "Postarał się o autentyczne portrety swej bohaterki, znalazł w nich podobieństwo do Heli, starszej swej córki. I ona to kroczy zwycięsko na czele tego świętego pochodu. Beata [kolejna z córek] przydała się do rozmodlonej świętej Małgorzaty […]. Potężny św. Michał – to syn Tadeusz". Przede wszystkim jednak Matejko sięgał po raz kolejny do swojej metody historiozoficznego konstruowania przedstawienia. Na gruncie rodzimym jego wizje dziejów Polski na dobrą sprawę nie miały realnej konkurencji. W przypadku przedstawienia jednej z największych francuskich bohaterek narodowych, której kult gwałtownie się w XIX wieku rozwijał, sprawa wyglądała oczywiście inaczej. Artysta jednak nie postrzegał wcześniejszych przedstawień Joanny d'Arc jako znaczących punktów odniesienia. Gorzkowski z właściwą sobie emfazą i uwielbieniem dla mistrza pisał, że: "wszyscy znakomici artyści Francji, jak Ingres i inni, […] próbowali namalować Joannę d'Arc; jest tych obrazów, jak twierdzi Matejko, cała we Francji galeria; lecz wszyscy oni malowali oderwane myśli, w których nie ma dziejowej całości".
Wedle relacji Tarnowskiego "Dziewica Orleańska" miała być zwieńczeniem Matejkowskiego historiozoficznego cyklu rozpoczętego jeszcze "Kazaniem Skargi", studium najwyższej ludzkiej cnoty kierowanej nadprzyrodzoną siłą. Obraz wyrażający wiarę w szansę na wybawienie przez zesłany z niebios cud, na przekór długim porażkom i upokorzeniom, dawał się odnieść i do lokalnej sytuacji. Jak to u Matejki – wszystko zawsze jest jednak trochę o Polsce.
Choć artysta od swych zamiarów podarowania obrazu Francji "ustąpił z wielką przykrością, prawie ze łzami", mimo wszystko obraz do Paryża posłał, ale w innym niż pierwotnie zamierzony celu – wystawiając go na dorocznym Salonie, przedostatnim, w którym brał udział. Reakcje odbiorców znad Sekwany, od dłuższego już czasu coraz bardziej krytycznych wobec Matejkowskiej formuły malarstwa historycznego, świadczą o tym, że gdyby faktycznie przesłany został jako dar dla narodu francuskiego, mógłby nie być przyjęty tak gorąco, jak sobie to malarz wyobrażał.
Jak pisał Marek Zgórniak, badający francuską recepcję dzieł Matejki, od czasu "Grunwaldu" dominacja negatywnych opinii wobec jego prac byłą już regułą. Nie inaczej stało się z jedynym "francuskim" obrazem. Klasyczne malarstwo historyczne popadało wówczas coraz bardziej w niełaskę, realizm przekształcił jego pejzaż – preferowano raczej historyczne sceny rodzajowe niż twórczość "wielkotematową", zanikały mitologiczne alegorie, obrazy stały się "podobne do okien otwartych na realny świat", jak notował na Solonie Louis de Fourcaud. Obraz Matejki jest tymczasem raczej "oknem duszy" krakowskiego malarza niż oknem wychodzącym na jakąkolwiek rzeczywistość. Jedni krytycy zupełnie go więc zignorowali, inni, jak Gustave Geffroy, określili jako pompatyczny i przeładowany. Albert Wolff porównywał go do "japońskiej sałatki" – i tak lepiej niż w przypadku "Grunwaldu", który przypominał mu "bardzo mierną robotę włóczkową pogryzioną przez mole".
W Polsce mimo słabnącej pozycji Matejki obraz znajdował jednak gorących admiratorów. Pogodzony z tym, że nie będzie mu dane darować obrazu Francuzom, Matejko sprzedał go hrabiemu Edwardowi Aleksandrowie Raczyńskiemu, w którego rogalińskiej kolekcji zajął on centralne miejsce. W galerii w Rogalinie, obecnie wchodzącej w obręb Muzeum Narodowego w Poznaniu, można go oglądać do dziś.