Reżyser "Sprawy Gorgonowej" opowiada tę historię alinearnie. Przenosi się w czasie między listopadem 1940 roku, do czerwca 1942 i zimy tego samego roku, by z rozsypanych puzzli poskładać całą historię. Ta ostatnia okazuje się jednak rozczarowująca. Głównie dlatego, że Majewski nie robi nic, by opowiedzieć ją w ciekawy sposób.
Filmowe śledztwo w "Czarnym Mercedesie" idzie jak po sznurku – przesłuchiwani dokładają swoich pięć groszy do budowanej historyjki, a kolejne scenki z przeszłości dopowiadają to, czego oni nie zdołali powiedzieć. Kryminalna narracja traci impet, a bohater grany przez Andrzeja Zielińskiego nie musi pokonywać żadnych przeciwności ani nawet mierzyć się z antagonistą.
I tu dochodzimy do głównej bolączki filmu Majewskiego: braku bohatera. Nie wiadomo, kto jest wiodącą postacią tego dramatu: policjant, prawnik wikłający się w intrygę, jego zamordowana żona, młody kochanek czy niemiecki arystokrata w mundurze SS. Reżyser każdemu z nich daje podobną ilość ekranowego czasu, przez co trudno jest identyfikować się z którymkolwiek z bohaterów. Tym bardziej, że zamiast prowadzić z widzami pokerową rozgrywkę pełną blefów i suspensu, Majewski szybko wykłada karty na stół.