Aleksandra Gryka w t.aÁmiper (2009) czyni aluzje do gatunku kojarzonego raczej z muzyką barokową i klasycystyczną niż współczesną: koncertu na trąbkę i orkiestrę. Nawet puzonowych znajdzie się dziś więcej, mimo że przecież działają wybitni wirtuozi trąbki, jak choćby wirtuoz-solista Marco Blaauw. Inne to zazwyczaj dzieła neoklasyczne i nawiązujące wprost do przeszłości, jak utwory Aleksandra Arutuniana, Mieczysława Weinberga czy Johna Williamsa. Choć koncert taki daje kompozytorowi wiele pola do popisu (zwłaszcza pod kątem partii solowej i tzw. rozszerzonych technik instrumentalnych, jak i relacji z orkiestrą), to Gryka zdecydowała się raczej na utwór na orkiestrę, z towarzyszeniem trąbki i przekształceń live electronics.
Każdy, kto otwiera partyturę t.aÁmiper, od razu widzi - nie będzie łatwo. Specyficzna jest dyspozycja sceny: trębacz stoi tuż koło dyrygenta, orkiestra podzielona jest na trzy grupy rozstawione wachlarzowo, rozdzielone fortepianem i czelestą: z tyłu każdej z nich stoi perkusja, a po z boku z tyłu - dwóch recytatorów. Dalej następują cztery strony objaśnień artykulacyjnych (aż jedna na fortepian, na którym gra się tu bynajmniej nie tylko na klawiaturze). Dalej wskazówki co do przestrojenia (obój, dwoje skrzypiec, wiolonczela i kontrabas - o ćwierć tonu w górę; klarnet itd. - ćwierć w dół). A przecież jeszcze dochodzą nigdzie nie zapisane przekształcenia live electronics oraz sama partytura - trzydzieści stron A3 gęsto wypełnionych nutami i znaczkami. Sam tytuł można anagramatycznie odczytać (od wielkiej litery poczynając) jako osobistą dedykację po włosku, ale inne interpretacje nie są wykluczone.
Jedenastominutowy t.aÁmiper zaczyna się od gorączkowego ruchu ósemek, triol, kwintol, który rozprzestrzenia się po wszystkich instrumentach i w który wchodzi solista. Po czterech minutach wszystko zamiera, by dać miejsce kadencji ze sporym udziałem elektroniki i rozszerzonych technik, ale także i jazzowymi konotacjami (specyficzne zwroty melodyczne, a później także perkusja).
Środkową część utworu wypełniają kadencje i kameralne dialogi solisty (np. w szóstej minucie z trąbkami i saksofonami ze wszystkich przestrzennych grup orkiestry). Także elektronika staje się bardzo aktywna, jak w ósmej minucie z przestrzennymi deformacjami dźwięku.
Wreszcie w trzech czwartych czasu trwania wracają motoryczne przebiegi z początku, choć w nieco drobniejszych wartościach (szesnastki, trzydziestodwójki), całość narasta i zagęszcza się, jednak na pierwszym planie trąbka snuje motywy na długich dźwiękach. W końcówce narracja się rwie, pojawiają się długie pauzy, elektroniczne i orkiestrowe szumy, jazzowa perkusja; finał następuje na akordzie zespołu i delayu trąbki.
Recenzenci po prawykonaniu na "Warszawskiej Jesieni" w 2009 roku nie kryli bezradności. Ewa Szczecińska pisała w relacji dla "Dwutygodnika":
"utwór estetycznie i dźwiękowo pomieszany, poruszający się między introwertycznym zadumaniem, lirycznym w siebie zasłuchaniem, a pełnymi dynamiki interwencjami; zaszumionej taśmy, buczącej tuby, mechanicznych dźwięków akordeonu, prostych, ale dosadnych dźwięków elektrycznej gitary, szepczącej coś niewyraźnie trąbki. 't.aÁmiper' to muzyka snująca się jakby od niechcenia, mimochodem, a jednak ta mieszanka liryzmu, przyczajenia i industrialnych w charakterze rys buzuje przedziwną energią."
Z kolei dla Beaty Bolesławskiej-Lewandowskiej w "Ruchu Muzycznym" utwór Aleksandry Gryki to:
"tajemnicza, drgająca magma dźwiękowa, znaczona metalicznymi dźwiękami solowej trąbki (najczęściej z tłumikiem), korespondującymi z 'rozprzestrzenianymi' elektronicznie trąbkami orkiestry - to muzyka nieodwołalnie kojarząca się z przestrzenią kosmosu i galaktyk, a może po prostu jej własnej galaktyki?"
Autor: Jan Topolski, grudzień 2010.