Rodzimy gotyk
Gotycyzm w polskiej muzyce nie doczekał się nadal opracowania, wciąż czeka na osobę, która szczegółowo prześledzi pod tym kątem krajowy underground. Prekursorów gotyckich nastrojów znajdziemy bez wątpienia wśród zespołów nowofalowych. Jedną z pierwszy płyt, w której możemy wysłyszeć gotycką wrażliwość, jest "Nowa Aleksandria" (1986) Siekiery. Atmosfera grozy towarzysząca oszczędnym, powtarzalnym riffom gitary, brzęczeniu tanich klawiszy i tekstów składających się czasem tylko z kilku słów jest nie do podrobienia. "Nowa Aleksandria" z pewnością nie daje się zamknąć w szufladce rocka gotyckiego, ale warto spojrzeć na nią przez ten pryzmat. Innym nieoczywistym protogotyckim zespołem była Wielkanoc. Lubelski skład działał w latach 1987–1989, ich archiwalnych nagrań możemy posłuchać na płycie "Dziewczyny Karabiny" (2011). Czy ktoś w polskiej muzyce bardziej zbliżył się do brzmienia The Cure?
Jednym z pierwszych otwarcie gotyckich zespołów była Pornografia, założona przez Arkadiusza "Tytusa de Ville" Sawickiego w 1987 roku. Dwa lata później odbyli trasę koncertową po Czechosłowacji, byli gwiazdami festiwalu w Jarocinie. Kaseta "1989-1990" (1990) nigdy by nie powstała, gdyby nie Wojciech Smarzowski, który był przyjacielem i wielbicielem zespołu. Towarzyszył im w roli fotografa w trasach koncertowych, marzył też o nagraniu teledysku do jednego z utworów. Sawicki wspomina:
Smarzol znalazł w swojej szkole – słynnej łódzkiej Filmówce – przyczepione na tablicy odręcznie napisane ogłoszenie, że ktoś potrzebuje nagrać jakiś zespół "na zaliczenie". To było ogłoszenie węgierskiej studentki studiującej reżyserię dźwięku. Pojechaliśmy, aby nagrać utwór "Do prostego człowieka", bo na tym utworze Wojtkowi najbardziej zależało.
Po rozpadzie Pornografii Tytus de Ville przeszedł do jednego z ulubionych zespołów Tomka Beksińskiego – Fading Colours. Wśród innych twórców zespołu warto wymienić wokalistkę De Coy i Leszka Rakowskiego, późniejszego współorganizatora Castle Party. Niemal dwugodzinny album "Black Horse" (1995) to dość klasyczny rock gotycki, na którym słychać pierwsze przebłyski zbliżającej się wolty stylistycznej. Dominującym brzmieniem nadal są gitary, ale coraz istotniejsze są klawisze wygrywające ambientowe pasaże albo niby katarynkowe rytmy kojarzące się z filmami grozy. Niektóre utwory mają taneczny pazur – muzycy nie ukrywali, że inspirowali się imprezami techno. Słychać to dobrze na kolejnej płycie – "I'm Scared Of..." (1996) – w całości zrealizowanej na komputerze i syntezatorach. To produkcje powolne i hipnotyczne. Dość ciężkie, niekiedy obdarzone dużym ładunkiem gotyckiego patosu, eterycznych wokaliz i sampli rodem z world music. W jednym z utworów gościnnie wystąpiła Anne Clark, nowofalowa piosenkarka wyjątkowo ceniona wśród wielbicieli Dark Independent, wielokrotna gwiazda Castle Party. Gotyk nie jest tu jedynym punktem odniesienia, przecież w tym samym czasie ukazywały się płyty kluczowe dla trip-hopu – wszyscy zasłuchiwali się w nagraniach Massive Attack, Portishead czy Tricky’ego.
Ale chyba najbardziej rozpoznawalnym polskim zespołem rocka gotyckiego jest Clostekeller, kojarzony często z Anją Orthodox (wokalistką, autorką tekstów i muzyki). Co oznacza ta dziwna nazwa? Orthodox opowiadała:
Nazwa pojawiła się bardzo szybko. Znalazł ją wspomniany już Zbyszek Bieniak w jakiejś ciemnej bramie, leżącą na ziemi. To była butelka po winie Klosterkeller. Zmieniłam tylko pierwszą literę, aby być bliżej na różnych tam listach alfabetycznych, bo nie lubię na nic czekać.
To był jedna z ulubionych grup Beksińskiego – uważał, że to jedyny polski zespół, w którego twórczości czuć duszę. Podobał mu się nawet debiutancki album "Purple", który został raczej zmiażdżony przez krytykę. Na łamach "Magazynu Muzycznego" wspominał, że znajomi od roku podsuwają mu nagrania Clostekellera sugerując, że to "jego muzyka". Inni krzywili się, mówiąc, że jest to plagiat X-Mal Deutschland i Siouxsie & The Banshees. Stwierdził, że musi jej posłuchać, mimo że nie interesuje się tzw. polskim rockiem:
Zawsze mawiałem, że uwielbiam czekoladę, lecz nienawidzę wyrobów czekoladopodobnych. Drażni mnie sztuczne brzmienie realizowanych u nas nagrań, opieszałość naszego pseudoprzemysłu muzycznego oraz megalomańska postawa większości artystów naśladujących niczym bezmyślne papugi kilka zewnętrznych cech wybranych zachodnich gwiazd. Nie wspominam już o pretensjonalnych, często "podwórkowych" tekstach. Z tych powodów mniej więcej od połowy lat 80. nie chciałem mieć z całą tą "zabawą" nic wspólnego. I nadal nie chcę. Muszę być jednak sprawiedliwy. Płyta Closterkeller podoba mi się.
Beksiński zaprzyjaźnił się z Orthodox i jej zespołem. W rozmowie z Wiesławem Weissem wspomina, że przedstawiał jej nowe zespoły (raczej z nurtu cold wave niż gotyckie). Był też pierwszym konsultantem jej pomysłów literackich i muzycznych.
Wszystkie kolejne płyty Clostekeller (poza koncertowymi) biorą tytuł od innych kolorów. "Violet" (1993) było przełomem komercyjnym – zespół z powodzeniem występował na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. "Scarlet" (1995) nawiązuje do amerykańskiego metalu: Pantery, Rage Against the Machine, Slayera. "Graphite" (1999) jest coraz dalszy od ciężkiego grania, to album bardzo romantyczny i melancholijny. To również ostatnia płyta zespołu, którą zdążył zrecenzować Tomek Beksiński.
Liderką powstałego w 1995 roku Artrosis jest Magdalena "Medeah" Stupkiewicz. W brzmieniu jej zespołu zawsze słychać było fascynację muzyką elektroniczną i industrialem, pompatyczne melodie gitary sąsiadowały tam z surowymi maszynami perkusyjnymi i elektronicznymi efektami. Nad wszystkim górował jej głos, śpiewa zazwyczaj z dużym rozmachem, czystym i jasnym głosem. Innym charakterystycznym i aksamitnym głosem polskiego gotyku jest Maja Konarska z Moonlight.
To tylko kilka z najważniejszych polskich zespołów zgromadzonych wokół sceny gotyckiej. Warto wymienić również Abraxas, Batalion d'Amour, Desdemonę, Darzamat, T.R.H. i wiele innych grup, które porywały do zabawy uczestników festiwalu Castle Party w Bolkowie.