Wiktoria: Kieruję się uczuciami, intuicją i empatią [WYWIAD]
Czy w twarzy fotografowanej osoby można uchwycić odbicie wojennych wspomnień? I czy fotografia w ogóle ma znaczenie, gdy człowiek w strachu siedzi w piwnicy podczas bombardowania? Z tymi pytaniami konfrontowała się Wiktoria (właść. Wiktoria Wojciechowska), artystka wizualna, autorka wielokrotnie wystawianego i nagradzanego projektu „Sparks”, złożonego przedstawienia wojny w Donbasie, po kilku latach od powstania prezentowanego po raz pierwszy w Ukrainie, na wystawie w Lviv Art Center.
Projekt „Sparks” tematycznie mocno odbiegał od twoich wcześniejszych prac fotograficznych. Dlaczego w 2014 zdecydowałaś się opowiedzieć o wojnie w Ukrainie?
Tematy, nad którymi pracuję, to te, które w jakiś sposób mnie poruszają, o których chciałabym wiedzieć więcej. Znać informacje z pierwszej ręki, oprzeć moją własną postawę na podstawie doświadczeń i historii opowiedzianych mi przez ludzi stykających się z danym fenomenem bezpośrednio. Nigdy nie planowałam tworzyć prac „o wojnie”, a z drugiej strony każdy z nas przesiąknięty jest historiami z książek, opowieściami babć o przeszłych konfliktach, więc ten temat był mi bliski. Wojna w Ukrainie jest jak najbardziej teraźniejsza i jeszcze tak niedaleko, bo w Europie.
Gdy rozpoczęły się protesty na Majdanie, byłam w Chinach, w miejscu bardzo obcym i nowym, w którym czułam się całkiem nieźle żyjąc niejako poza systemem, prawie jak ekspat, lecz bez wygód. Informacje o walkach, a potem o rozpoczynającej się wojnie dotarły do mnie z dużym opóźnieniem, ponieważ wszystkie tego typu wiadomości są blokowane przez cenzurę rządu chińskiego. Gdy zorientowałam się, co się dzieje, poczułam ogromną złość i niepogodzenie z tym, że wojna może po prostu się zacząć tu lub tam, spaść na ludzi, którzy będą musieli się jakoś odnaleźć w nowej, tragicznej sytuacji. Empatyzowałam silnie z osobami, których życie naznaczyła wojna i postanowiłam z nimi rozmawiać, żeby zbudować obraz tego konfliktu, ale też obraz wojny jako fenomenu, powtarzającej się historii.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wiktoria, „Іскри (Iskry / Sparks)”, widok wystawy w Lviv Art Center, fot. dzięki uprzejmości artystki
Centralnym punktem projektu „Sparks”, jak i wszystkich innych moich dotychczasowych działań, jest człowiek w relacji z otoczeniem, rozumianym poprzez kontekst kulturowy, z historią i przemianami społecznymi, ale też miejscem, w którym żyjemy, zamieszkujemy, Ziemią. Nie wybieram tematów prac rozmyślnie, dlatego są bardzo różne, kieruję się uczuciami, intuicją i empatią.
Czy to była twoja pierwsza podróż do Ukrainy?
Nie, byłam w Ukrainie wcześniej wiele razy. Głównie we Lwowie, jako dziesięciolatka spędziłam tam nawet dość długie wakacje. To były czasy, kiedy ciepła woda w kranie była tylko rano i wieczorem, pamiętam dobrze Park Stryjski z wiewiórkami, które jadły z ręki, słoneczne ulice i lody z małego sklepiku na parterze kamienicy. Zawsze wracałam tam z przyjemnością. Tam też rozpoczęłam projekt zimą 2014 roku.
Jak wyglądała z twojej perspektywy sytuacja na froncie już nie przefiltrowana przez media, a oglądana z bliska?
Na początku miałam do czynienia z niesamowitą mobilizacją wszystkich mieszkańców, by pomóc żołnierzom i cywilom na froncie. Ludzie szyli ubrania, organizowali leki, robili ze szmat płachty maskujące, przemycali kamizelki kuloodporne przez polsko-ukraińską granicę, lepili niezliczone ilości „warenków”. Wolontariusze transportowali to wszystko do objętej działaniami bojowymi strefy ATO (strefy operacji antyterrorystycznej – przyp. red.). Wojna tam była jak najbardziej prawdziwa, ludzie nią żyli z godziny na godzinę i reagowali, szukali rozwiązań bieżących problemów, uczyli się wciąż, jak postępować w ciężkich sytuacjach i mieli nadzieję, że wszystko niedługo się skończy. Na ulicach Lwowa widać było wielu umundurowanych mężczyzn. Poza tym niewiele zmieniło się w życiu miejskim, knajpy i bary były wciąż pełne. To powodowało sprzeciw tych, co wracali z wojny i którzy "widzieli". W wideo "Portret żołnierza" Volodya opisuje swoje odczucia, gdy jego doświadczenia i obrazy z linii frontu skonfrontowane zostały z pozornie spokojnym życiem w jego rodzinnym mieście oddalonym od walk o ponad 1000 kilometrów. Skupiłam się na emocjach moich rozmówców i akcentach, które kładli na poszczególne części opowiadanych historii. Na pewno główne elementy projektu znajdowały wtedy swoje miejsce, a każda rozmowa dawała mi sporo do myślenia, fragmenty rozmów często były zaczątkiem konkretnych prac.
Jak nawiązywałaś kontakty z bohaterami projektu?
W tamtym czasie już bardzo wiele osób było zaangażowanych w pomoc na froncie, więc dość szybko udało mi się znaleźć kilku wolontariuszy, którzy chętnie pokazali mi, jak pracują i skontaktowali mnie z żołnierzami – tymi, którzy nie mieli wcześniej przygotowania wojskowego, nie byli zawodowymi wojskowymi. Zależało mi na takich właśnie osobach, ponieważ łatwiej było mi się z nimi utożsamić. Sama nigdy dobrowolnie nie poszłabym do armii; uważam, że wybór kariery wojskowej łączy się z konsekwencjami, których nie można uniknąć – przede wszystkim godzisz się zabijać, oczywiście zwykle dla wyższych idei, ale jest to twój zawód. Osoby, z którymi rozmawiałam, reagowały na sytuację, chciały bronić kraju przed wrogiem, ale była to decyzja podyktowana warunkami. Żaden z mężczyzn, którego poznałam, nie myślał wcześniej o karierze wojskowej. Poza tym zawodowi żołnierze idą walczyć z przygotowaniem fizycznym i psychologicznym, które nabyli podczas treningów. Lepiej wiedzą, jak zachować się w krytycznych sytuacjach, jak radzić sobie z konsekwencjami swoich czynów lub ze śmiercią bliskich im osób, współbraci. Przygotowanie moich rozmówców było bardzo małe, poszli walczyć, będąc bardziej "niewinni" i przez to bardziej podatni na zranienie, wojnę znali z filmów i książek. Interesowała mnie ich przemiana, taka stereotypowa przemiana wywołana przez wojnę, z cywila w żołnierza, z chłopca w mężczyznę. Siatka kontaktów szybko rosła, ponieważ każdego z chłopaków prosiłam o polecenie mi znajomych, którzy chcieliby wziąć udział w projekcie. Kontaktowałam się z nimi głównie przez Facebooka, co pozwalało mi także zobaczyć, jak oni sami prezentują siebie-„żołnierzy" w mediach społecznościowych.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Czy ich autoprezentacja w mediach społecznościowych miała przełożenie na sposób, w jaki ty opowiadałaś ich historie?
Obserwowanie zdjęć, jakie wstawiali na social media, pozwoliło mi zastanowić się nad tematem fotografii jako narzędzia reprezentacji, powielania klisz kulturowych i potrzeby upamiętniania czegoś, w co trudno uwierzyć, unieśmiertelniania siebie poprzez niezliczone selfie. "Zobaczenia" dzięki fotografii. Różnicy między patrzeniem i widzeniem. Ten temat powraca w wielu pracach z projektu, w wideo z Volodyą, który mówi o zdjęciach i filmach swoich kolegów, w wideo "Valentina, Valentina, Anna", gdzie pierwsza z bohaterek opowiada, jak widziała "siebie na własne oczy" w transmisji telewizyjnej po tym, jak została zraniona odłamkiem. Druga kobieta natomiast konkluduje naszą rozmowę mówiąc, że zdjęcia i fotografie nie mają najmniejszego znaczenia, kiedy w strachu siedzisz w piwnicy podczas bombardowań. Interesowało mnie, w jaki sposób zdjęcia i filmy uwiarygodniają opowieści moich rozmówców w ich własnym mniemaniu. Bardzo często ludzie pokazywali mi zdjęcia, które sami zrobili na froncie. Dlatego też poprosiłam kilka osób o udostępnienie mi tych materiałów i są one dziś częścią projektu, zarówno częścią instalacji wideo, jak i podstawą serii "Golden Collages", czy elementami artist booka.
Kiedyś napisałam tekst o reprezentacji, żołnierzu jako kulturowym archetypie. Chusta świętej Weroniki (tak zwany vera icon – prawdziwy obraz) była wtedy prezentowana we Lwowie, kolejki przed kościołem stały od rana do wieczora. Ludzie w tym czasie bardziej niż kiedykolwiek potrzebowali wsparcia duchowego. Dało mi to możliwość refleksji nad tym, co to jest "prawdziwy obraz", czy fotografia może transmitować jakąś "prawdę" o człowieku, czy sposób, w jaki robimy te zdjęcia, ma znaczenie? Poprzez eksperymenty znalazłam formę portretowania osób, która zawierała w sobie poszczególne części: nawiązanie do tradycji portretu wojskowego, przełamanie tej techniki, rozmowa oraz spędzony razem czas jako kluczowy element zdjęcia. Wtedy też dowiedziałam się, że św. Weronika – co zabawne, ale świetnie pomyślane – współcześnie uważana jest za patronkę fotografów.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wiktoria, „Іскри (Iskry / Sparks)”, widok wystawy w Lviv Art Center, fot. dzięki uprzejmości artystki
„Sparks” to projekt dość zróżnicowany formalnie – z jednej strony wykorzystałaś prywatne nagrania z frontu, z drugiej charakterystycznym jego elementem jest seria studyjnych portretów żołnierzy. Z czego wynika ta różnorodność?
Seria portretów była rodzajem rdzenia, czymś, co realizowałam od początku do końca projektu. Każdy z portretów zawiera w sobie ten czas i rozmowę. Często, gdy żołnierze opisywali mi walki i ważne dla nich wydarzenia, widziałam, jak patrzą przed siebie i jeszcze raz w swojej pamięci odtwarzają te sceny. Jeśli oni je w tym momencie widzieli, to możliwe, że ja w ich twarzach fotografowałam tego odbicie? Narracje w moich projektach są raczej nielinearne, tę ze „Sparks” wyobrażałam sobie zawsze jak kręgi rozchodzące się po wodzie. W samym centrum są portrety, spotkania, które były zapalnikiem do wszystkich innych prac. Ale poszczególne późniejsze prace dały też początek kolejnym, etc. Wydaje mi się, że użycie różnych języków wizualnych, praca na znalezionych i archiwalnych materiałach, filmy dokumentujące i performatywne, to wszystko razem tworzy pełniejszy przekaz dotyczący fenomenu, jakim jest wojna. Poszczególne części, jak dźwięki, mogą być łączone w różne kombinacje w zależności od czasu i miejsca. Projekt ten nie ma wyraźnie zarysowanych ram, kolejne materiały mogę być do niego dodane, także materiały stworzone przez kogoś innego.
Mówiłaś o refleksji nad „prawdziwym obrazem” – w przypadku fotografii z miejsc konfliktu najprostszym rodzajem takiego obrazu wydaje się klasyczny fotoreportaż z frontu. Uważasz, że taka jednolita formalnie fotografia reportażowa jest dziś niewystarczająca?
Myślę, że klasyczna fotografia reporterska wciąż ma swoje miejsce, przede wszystkim ze względu na walory informacyjne. Czasem przeinacza też rzeczywistość, bo oczywiście szuka się w niej akcji i sam fotograf szuka akcji, gdy robi zdjęcia. Taka fotografia to dokumentacja momentu rozumianego w inny sposób niż ten, który mnie interesuje. Dużo bliżej mi do rozważań Susan Sontag z książki „Widok cudzego cierpienia” na temat sposobu dokumentowania tragedii, zasadności niektórych fotografii. Każdy materiał wizualny podlega przetworzeniu przez widza, jego własne doświadczenia i wrażliwość. Widz rezonuje (lub nie) ze zdjęciem, osobą portretowaną, zebranymi materiałami archiwalnymi. Taki rezonans mnie właśnie interesuje w sztuce w ogóle – wykorzystywanie możliwości danego medium, jego wpływu na widza. Wszystkie moje projekty, tak jak „Sparks”, złożone są z fragmentów, które tworzą jakąś całość. Choć jest to „całość niekompletna”, to mam nadzieję, że przenosi coś więcej.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wiktoria, "Mobile Stones, Agat", 2020-2021, fot. dzięki uprzejmości artystki
Od zakończenia pracy nad „Sparks” minęło już pięć lat, w życiu jego bohaterów musiało się sporo zmienić – jak w tej sytuacji podeszłaś do wystawy we Lwowie, czy „aktualizowałaś” ten projekt w jakiś sposób?
Wystawy „Sparks” zawsze się między sobą różniły, w zależności od przestrzeni staram się coś dodać lub z czegoś zrezygnować. We Lwowie razem z kuratorami skupiliśmy się na temacie, który jest marginalizowany od rozpoczęcia się konfliktu, czyli pomocy psychologicznej dla żołnierzy i ich rodzin. Kurator Pavlo Kovach, który zajmował się częścią wydarzeń towarzyszących, zaprosił specjalistów w tej dziedzinie, by porozmawiać o możliwości poprawy sytuacji i poszukiwaniu rozwiązań. W Ukrainie organizowanych jest sporo oddolnych inicjatyw, w których psychologowie, a także artyści pracują z weteranami, są też oficjalne programy dla żołnierzy, którzy służyli w armii. Pomoc ta nie dociera jednak do wszystkich, psychologów wyspecjalizowanych w temacie jest niewielu, a społeczeństwo wciąż traktuje problemy psychiczne jako coś wstydliwego, z czym trzeba sobie poradzić samemu.
Kwestia zdrowia psychicznego, choć oczywiście w innym kontekście, niezwiązanym z traumatycznymi doświadczeniami wojennymi, wydaje się być też jednym z ważnych wątków w twoim nowym projekcie „The Study of Traces”. Jakie są jego założenia i czy mimo wszystkich różnic można się dopatrywać związków pomiędzy tymi dwoma cyklami?
Skupiam się w nim może niekoniecznie na temacie zdrowia psychicznego, a raczej "zdrowego" podejścia do otaczającej nas natury. Mierząc się z katastrofą klimatyczną, strachem, że niedługo wszyscy odczujemy jej skutki lub możemy już obserwować jej znaki na własnym podwórku, wiele osób wpada w tzw. depresję klimatyczną. Zdaje mi się to całkiem “normalne", biorąc pod uwagę presję i poczucie winy, jakie każdy z nas na sobie nosi, a szczególnie osoby zaangażowane w ten temat lub wrażliwe emocjonalnie. „The Study of Traces”, projekt złożony znowu z wielu części, nie ma za zadanie uspokojenia naszych wyrzutów sumienia, a raczej wyjście z naszej strefy komfortu w stosunkach z naturą. Większość z nas jest tak od niej oddzielona, że traktuje ją jak coś niemal abstrakcyjnego. To tak jak ze znanym przykładem, jeśli chodzi o kupowanie szynki w plasterkach, która nie przypomina zwierzęcia, w kontraście do zabijania i oprawiania zwierzęcia własnoręcznie przed spożyciem. Ta nieprzyjemna czynność i odpowiedzialność jest z nas zdjęta, przez co nie mamy do czynienia z istotą rzeczy. Jak możemy się odnieść do zbyt intensywnych połowów w morzach, skoro nigdy nie łowiliśmy? Podobnie jest z roślinami – nie mamy już wiedzy, w jaki sposób ich mądrze używać, spożywać. Nie mówiąc już o zasobach naturalnych, o których wydobyciu i przeznaczeniu mamy bardzo małe pojęcie.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wiktoria, "The Study of Traces, Wiąz", 2020, fot. dzięki uprzejmości artystki
W „The Study of Traces” proponuję różne metody przejścia w bliższy i symboliczny kontakt z naturą (głównie z roślinami i skałami) poprzez dosłowny kontakt fizyczny, w który mogą wejść osoby biorące udział w działaniu. Na mojej ostatniej wystawie „Traces:Relief” w galerii Stroboskop w Warszawie osoby odwiedzające mogły, korzystając z rosnących na miejscu roślin leczniczych, wytworzyć na skórze ich ślady, przyciskając je do siebie, jako symbol połączenia, taki ziołowy "kompres", który jest remedium na nasze oddalenie od natury. Podobnie z kamieniami – przypisywane im kulturowo energetyczne znaczenie i działanie jako amuletu poruszam w części "Imprint-Sculptures". W te kamienne rzeźby, które są negatywami części ciała, można włożyć swoją twarz, przyłożyć rękę etc. Kiedy ostatnio wąchałeś kamień, ziemię czy leżałeś po prostu na trawie? To taki sielski obraz, ale wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. Te wszystkie naturalne materiały nas brudzą, drapią, siedzą w nich "robaki", które gryzą. W takim kontakcie bierzemy naturę z jej przyjemnymi i tymi już nie do końca przystawalnymi do naszej codziennej rutyny cechami. Prace z „The Study of Traces” proponują doświadczenie dla odwiedzających, rodzaj rytuału, który można z powodzeniem powtarzać także później samemu "w naturze". Coś, co może zostać w pamięci. Wtedy odbity na tyłku ślad trawy może stać się dziełem sztuki, właśnie przez tą wymianę między tkankami rośliny i skóry, nasze bardziej świadome bycie oraz uważność.
Częścią projektu są też „Mobile Stones” – kamienie półszlachetne, które kształtem, gładkością i wagą odpowiadają smartfonom. To przenośne rzeźby, które służą do tego, by ich używać, trzymać je w ręce, patrzeć na nie. Mogą być zamiennikiem dla osób uzależnionych od "obecności" smartfona, ale przede wszystkim demaskują nasze przywiązanie psychiczne i fizyczne do tzw. mediów osobistych. Latem 2021 roku badacze z SWPS pod przewodnictwem Mateusza Halawy robili badania na osobach, które miały na czas wywiadu wymienić swój telefon na „Mobile Stonesa”. Oczywiście wyniki badań są bardzo obszerne, ale osoby badane dzieliły się przede wszystkim na te, które z kamieniem w ręce odczuwały ulgę, będąc "odłączonymi" i te, które czuły zagrożenie w sytuacji, gdy przedmiot w ich rękach nie "funkcjonuje". Bardzo często osoby biorące „Mobile Stonesy” do ręki automatycznie zaczynały je scrollować.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wiktoria, "Oddział dziewięciu zmarłych i ośmiu rannych", kolaż wykonany na zdjęciu z telefonu komórkowego jednego z żołnierzy, 2015, fot. dzięki uprzejmości artystki
Nie sądzę, że istnieje jakaś ciągłość między „Sparks” i „The Study of Traces”. Można natomiast znaleźć punkty wspólne – to po pierwsze relacja człowieka z zewnętrznymi fenomenami, a po drugie czerpanie z symboliki materiałów, duchowości. W pracy „Golden Collages” z projektu „Sparks” inspirowałam się wszechobecną w obrządku wschodnim ikoną, a nawet "ciemnym światłem", które spowija przestrzeń kościołów grekokatolickich, które odwiedzałam. W „The Study of Traces” nawiązuję do wykonanych z kamienia naiwnych rzeźb składanych jako wota w świątyniach, które miały uleczać poszczególne części ciała. Wracam do wierzeń w moc materiałów, roślin, gestów, łączę te znaczenia i tworzę nowe. Rytuał i duchowość w sztuce zawsze mnie interesowały. Uważam, że człowiek potrzebuje duchowości, a sztuka daje mu taką możliwość, bez angażowania się w jakiekolwiek sformalizowane ruchy religijne. Zawsze inspirowała mnie sztuka Josepha Beuysa, która oscylowała pomiędzy aktywizmem i szamanizmem. Moje prace nie mają aż tak dużego przełożenia na aktywizm, ale myślę, że mogą trafić do pewnych jednostek i właśnie paradoksalnie, poprzez charakter empiryczny tych projektów, pobudzić do myślenia.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]