Przeczytałem na pani stronie, że jako ludzie wiele straciliśmy przenosząc się do miast. Co konkretnie?
Bardzo dużo w dzieciństwie. Las jest fantastycznym placem zabaw. W domu przed komputerem dzieci nie mają możliwości eksplorowania środowiska naturalnego. Zabawa wśród drzew przekłada się na lepszą odporność, mniej alergii, lepszą pamięć. Daje większą sprawność fizyczną, umiejętność pracy w grupie. Dzieci w lesie mają tak ogromne pole do zabawy, wyobraźnia pracuje niesamowicie. Czasem pracuję z grupami dzieci i to, co one są w stanie w głowie wyczarować: komnaty, wyspy skarbów, to jest niesamowite. Pod blokiem to jest zazwyczaj Minecraft i tego typu rozrywki. Są też badania, które pokazują, że osoby, które nie miały w dzieciństwie możliwości obcowania z przyrodą częściej zapadają na depresję. Tego się później nie da nadrobić.
Z kolei od strony farmakologicznej – w Puszczy Białowieskiej istnieje wiele grzybów, z których można pozyskiwać leki, np. na nowotwory. Obecnie Politechnika Białostocka i Uniwersytet Medyczny w Białymstoku pod kierownictwem prof. Haliny Car badają korzeniowca sosnowego – grzyba, którym można leczyć nowotwór jelita grubego. Złożyli już nawet wniosek o patent. Takich bardzo rzadkich grzybów w puszczy trochę jest, ale one są na wyginięciu. Jeżeli znikną, stracimy możliwość leczenia niektórych chorób.
W lesie jest też wiele gatunków roślin, które mają potencjał leczniczy. Bakterie glebowe, które żyją w symbiozie tylko z konkretnymi siedliskami roślinnymi. W przypadku lasów gospodarczych, takich "uczesanych", gdzie rośnie tylko sosna i świerk, tej mikroflory nie będzie. Odetniemy się w ten sposób od tego, co było dla nas przez wiele lat naturalne, normalne, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Ja mam wrażenie, że idąc do blokowisk działamy tak, jakbyśmy wchodzili do laboratorium lub zoo – niby mamy karmę i wodę w poidełku, ale odcinamy się od natury.
Bioróżnorodność jest nam potrzebna do szczęścia?
Jest taka teoria biofilii, która mówi, że my wszyscy pochodzimy z "jednej zupy", od jednego przodka i że jesteśmy w pewien sposób genetycznie spokrewnieni. I faktycznie – jeśli porównać DNA człowieka z DNA małpy czy świni, to okazuje się, że wiele rzeczy się powtarza. Teoria biofilii mówi o tym, że mamy naturalną predyspozycję do wchodzenia w interakcje z innymi gatunkami. To jest nam potrzebne do szczęścia. Dlatego hodujemy kwiaty, np. monsterę, która stoi za mną i widzę, że u pana też. Sprawia nam to frajdę, po to trzymamy w domu kota czy chomika. Tak samo interakcja z różnymi gatunkami w przyrodzie powoduje, że czujemy się spełnieni i szczęśliwi.
Bioróżnorodność jest też zdrowa ze względów sanitarnych. Taki system jest stabilny, jego nie zniszczy kornik, nie zniszczy susza. On bardzo łatwo będzie się regenerował. Niestety, w Puszczy Białowieskiej widzimy teraz efekt ingerencji człowieka, las jest teraz mniej odporny, mimo że jest bardzo stary. Czym większa jest pula genetyczna, tym organizmy są zdrowsze. Im więcej będzie gatunków, tym będzie nam się lepiej żyło. Będzie mniej chorób, epidemii, kataklizmów.
Bioróżnorodność jest też ważna od strony kulturowej. Wiele ludów utożsamia się z różnymi gatunkami zwierząt. Nie jest to tylko jakaś odległa Amazonia – spójrzmy na naszego, lokalnego żubra. To jest nasze dobro. Bez niego nie bylibyśmy tym, czym jesteśmy teraz.