Rok 1899. O Władimirze Iljiczu Uljanowiczu (pseudonim Lenin przyjmie za dwa lata, aktualnie przebywa na pierwszym zesłaniu w Kraju Krasnojarskim) mało kto jeszcze słyszał, prócz garstki konspiratorów i węszących za nimi agentów Ochrany. Tymczasem, Abramowski w tekście "Etyka a rewolucja" przestrzega przed rewolucją socjalistyczną, która nie wiązałaby się z uprzednią rewolucją moralną. Jak pisał "z natur niewolniczych nie mogą powstać instytucje wolnościowe", a sprawiedliwości społecznej nie da się zbudować na policyjnych pałkach. Nic dobrego nie wyniknie z ustroju, w którym wbrew woli obywateli, przywiązanych np. do koncepcji własności prywatnej, siłą narzuci się inne rozwiązania. Narzucony siłą komunizm, zdaniem Abramowskiego, mógł prowadzić wyłącznie do jednego: "absolutyzmu biurokratycznego". Taki ustrój przeistoczyłby się "[…] w państwowość, gnębiącą swobodę jednostki, a zamiast dawnych klas wytworzyłby dwie nowe — obywateli i urzędników, których antagonizm wzajemny przejawić by się musiał we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Jeżeliby więc komunizm w tej sztucznej postaci, bez przeobrażenia się moralnego ludzi, mógł się nawet utrzymać, to w każdym razie zaprzeczałby samemu sobie i byłby takim potworem społecznym, o jakim nie marzyła nigdy żadna klasa uciskana".
W obliczu tego, co wydarzy się w Rosji po rewolucji październikowej, trudno o lepszy przykład intelektualnej przenikliwości Abramowskiego.
Abramowski odrzucał przemoc jako narzędzie walki politycznej. Postulował zakładanie "komun duchowych" i "kół etycznych": oddolnych i dobrowolnych zrzeszeń, które miałyby funkcjonować równolegle do instytucji państwowych (a w przyszłości je zastąpić) i systemu kapitalistycznego będących dla niego źródłem opresji i wyzysku. W założeniu miały być to małe grupki ludzi znających się osobiście "czyniących dobro bezinteresownie, nie jak urzędnicy towarzystw dobroczynnych, lecz tak jak pomagają przyjaciele".
Nie ma zbyt wielu źródeł na temat tych nieformalnych grup, badacze szacują jednak, że na przełomie wieków powstało ich kilkadziesiąt (m.in. w Zakopanem, Warszawie i Genewie) i przewinęło się przez nie nawet kilka tysięcy osób. Wśród nich znane postaci polskiego życia kulturalnego i politycznego, jak poeta Władysław Orkan, architekt Jan Witkiewicz czy działacz oświatowy i samorządowy Józef Bek (ojciec ostatniego ministra spraw zagranicznych II RP).
Osoby stowarzyszone w komunach przyjmowały własny kodeks postępowania. Niedopuszczalna była jakakolwiek współpraca z policją i wymiarem sprawiedliwości (jedynym wyjątkiem była chęć ocalenia oskarżonego przed wyrokiem), przyjmowanie posad w instytucjach rządowych i posyłanie dzieci do państwowych szkół. Główne przykazanie etyczne komunarów (jak ich nazywano) brzmiało: "Jedynym grzechem jest krzywda ludzka, gdyż pomniejsza siły człowieka", a "jedyną cnotą jest przyjaźń, pomoc wzajemna, wspólność, albowiem potęgują siły każdego".
Wojciech Giełżyński w wydanej w 1986 roku książce "Edward Abramowski: zwiastun »Solidarności«" pisał o tym okresie jego działalności:
Młodzieży, w tym również robotnikom, podoba się moralna tonacja nauk Abramowskiego, jego irracjonalizm i intuicjonizm, antydogmatyzm i antyklerykalizm, kult piękna i miłości oraz pewien mistycyzm, połączony z fascynacją przyrodą. Wszystko to odpowiada nastrojom okresu Młodej Polski, które opanowały Kraków, lecz i Warszawy nie ominęły bokiem, ku irytacji pozytywistów. To, że Abramowski głosi też dziwaczne hasło "bezpaństwowości" nikogo specjalnie nie zraża, wszak lepsze to, niż despotyczne państwo carów. O państwie polskim na serio myślą tylko nieliczni pepesowcy, nawet narodowcy traktują to marzenie jako niedosiężną utopię i coraz wyraźniej kolaborują z rosyjskim zaborcą. Zatem, choć Abramowski ich druh stary, starzy pepesowcy (byli na ogół między trzydziestką a czterdziestką) istotnie patrzą nań kosym okiem. Nadal uważają go za swojego, nawet go poważają jako zasłużonego działacza, lecz zarazem widzą w nim dziwaka i maniaka.
Choć Abramowski był ateistą, to w tych zasadach możemy dojrzeć powinowactwo z radykalizmem wspólnot pierwszych chrześcijan i on sam nie odżegnywał się od takich porównań. Szczególnie cenił "Kazanie na górze", które określił jako "najbardziej rewolucyjny manifest, jaki kiedykolwiek został wypowiedziany, […] najwyższe piękno życia, zasadzającego się tylko na miłości wzajemnej ludzi i na bezwzględnej swobodzie jednostki". I jak dodawał: "Ateizm umysłowy jest niewinną zabawą wobec tego wygnania Boga z duszy, jakie wynika z deprawacji woli przez egoizm".
Abramowski, sam wiecznie przemęczony tytan pracy, formułuje też "prawo do próżnowania", w opozycji do "prawa do pracy" – postulat rewolucyjny z punktu widzenia zarówno etyki kapitalistycznej, jak i socjalistycznej. Jak stwierdza, praca sama w sobie nie jest wyższą ideą, celem ludzkiego życia, lecz życiową koniecznością. Uczestnictwo w kulturze nie może być przywilejem najzamożniejszych, a na obcowanie ze sztuką, na rozwijanie twórczych zainteresowań człowiek też potrzebuje wolnego czasu.
Zmowa