Przygody Sindbada Żeglarza, który przemycał "Kulturę" paryską
Marynarz, pisarz, kurier Giedroycia. Bibułę chował między broszurami chińskiej rewolucji kulturalnej, pod afrykańskimi maskami i w puszkach po mielonce. Opowiadamy o tym, jak Józef Gawłowicz przez 26 lat organizował przemyt wolnego słowa na statkach Polskich Linii Oceanicznych.
Trzy kartony po 24 puszki. W jednym była farba drukarska, w dwóch pozostałych kilogramy "Kultury". Jedna puszka, fabrycznie zamknięta z etykietą "Mielonka mięsna", mogła pomieścić od 9 do 12 egzemplarzy czasopisma emigracyjnego lub cztery dość grube książki drukowane na biblijnym papierze. W stanie wojennym nikogo nie dziwiło, że Józef Gawłowicz przewozi na statku do Polski tyle mięsa. Ten proceder trwał do upadku komunizmu, gdy "Kultura" stała się legalna. Jak to wszystko się zaczęło?
Reymont
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
M/S " Reymont ", Gdynia, fot. reprodukcja Dagmara Smolna
Siódmy z serii dziesięciotysięczników, zaprojektowany przez Jerzego Pacześniaka pracującego w zespole prof. Witolda Urbanowicza, latem 1963 roku wypłynął z Gdańska i zmierzał do Chin. Po drodze ze szwedzkiego portu Utansjoe zabrał wysokiej jakości papier, który następnie trafił do chińskich drukarń przygotowujących materiały propagandowe. Nie były to jedyne cenne arkusze przewożone "Reymontem" podczas tego rejsu.
Pokonując Bałtyk, statek zacumował w londyńskim porcie Tilbury Dock. Jeden z marynarzy udał się do Ogniska Polskiego, czyli społeczno-kulturalnego klubu polskiej emigracji nieuznającej ustroju komunistycznego. Dotarłszy do celu, kupił gazetę "Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" oraz książkę, o której usłyszał w audycji Wolnej Europy – "Doktora Żywago" Borysa Pasternaka. W pokaźnym tomie otulonym niepozorną szarą okładką znalazł kartonik. Był to formularz zamówieniowy na egzemplarz okazowy miesięcznika "Kultura". Owym marynarzem był 21-letni wówczas Józef Gawłowicz, który od tej pory przez ponad ćwierć wieku przemycał do Polski pisma wydawane przez Instytut Literacki w Maisons-Laffitte. Swoją niezwykłą historię opisał w książce "Morski kurier Giedroycia". Wzbogacił ją o listy stanowiące cenne źródło informacji nie tylko o zakazanej literaturze.
Giedroyc
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Jerzy Giedroyc w swoim gabinecie, Maisons-Laffitte, 1987, fot. Bohdan Paczowski, ze zbiorów Instytutu Literackiego
Niemal trzysta stron korespondencji wymienili między sobą Gawłowicz i Giedroyc przez lata konspiracji. Redaktor "Kultury" pisał listy przez kalkę, a wszystkie otrzymane przechowywał. Marynarz dostał je na pamiątkę w 2006 roku, gdy kręcono film o Giedroyciu, dlatego też mogły zostać wiernie odtworzone w książce. Jeszcze z Londynu zamówił numer 189/90 emigracyjnego czasopisma z prośbą o przesłanie do Port Saidu, gdzie niebawem miał zawinąć "Reymont". Po odebraniu paczki i wnikliwej lekturze egzemplarza okazowego napisał do Giedroycia z kolejnym zamówieniem i podziękowaniami, załączając w prezencie album fotograficzny Edwarda Hartwiga:
Uważam, że gdyby legalnie można było otrzymać »Kulturę« w kraju – miesięcznik ten pobiłby wszystkie rekordy popularności. Mam przykład na statku – wszyscy moi koledzy czytają pismo z niesłabnącym zainteresowaniem. Wieczorem zbieramy się na burzliwe dyskusje.
Dyskusje toczyły się również na papeterii krążącej między Maisons-Laffitte a 74 portami i adresami zaprzyjaźnionych osób na całym świecie. Giedroycia interesowały wrażenia z lektury wysyłanych tomów "Biblioteki Kultury", dopytywał o sytuację społeczno-polityczną w Polsce, był ciekaw marynarskiego życia. Gawłowicz, przedstawiając się jako absolwent Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, z chęcią odpowiadał na wątpliwości i dość szybko zdobył zaufanie redaktora na tyle, aby zostać jego kurierem. Tylko jak ukryć przed celnikami zakazany owoc?
Kartą przetargową podczas pierwszego rejsu okazały się pomarańcze i cytryny. Wynosząc ze statku tajną zdobycz, Gawłowicz wręczył owoce wartownikowi, którego nie zainteresowały chińskie papiery. Nie domyślił się, że pod broszurami o proletariackiej rewolucji kulturalnej kryją się teksty walczące z komunistyczną ideologią. Z pamiętnego rejsu "Reymontem" do kraju trafiło w sumie 27 publikacji. To był dopiero początek.
Gombrowicz
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Witold Gombrowicz, fot. SIPA PRESS/East News
Kilkakrotnie Gawłowicz zamawiał "Dzienniki" Witolda Gombrowicza. Dla znajomych, współtowarzyszy rejsów i dla siebie. Jeszcze zanim marynarz został kurierem Giedroycia, miał okazję poznać kuzynkę pisarza. Zraniwszy się podczas manewrów cumowniczych, trafił do szczecińskiej przychodni, gdzie kontuzjowana Helena Kurcyuszowa czekała na pierwszą pomoc. Ich znajomość trwała przez wiele lat i chociaż mimo wstawiennictwa architektki Gawłowiczowi nie udało się zaprosić Gombrowicza do Szczecina, to właśnie jego twórczość cenił najbardziej.
Przemyt wolnego słowa w czasach PRL-u wymagał nie tylko odwagi, lecz także wyobraźni i przede wszystkim szczęścia. Jako pracownik szczecińskiej Szkoły Morskiej Gawłowicz mógł ukrywać wydawnictwa Instytutu Literackiego między publikacjami o astronawigacji czy termodynamice. Wykorzystał młodzieńczą pasję kolekcjonera i wraz ze znaczkami zbierał afrykańskie maski. Te doskonale nadawały się do przykrycia zakazanej lektury, gdyż przesądni celnicy bali się ich dotknąć. Kurier Giedroycia wspominał:
Koledzy z »Boginki« [statek motorowy pływający między portami Afryki Zachodniej – przyp.red.] mieli nadmiar masek i rzeźb, a my trunki z Las Palmas, więc kwitł handel wymienny. Z Andrzejem Sosnowskim, kolegą z »Boginki«, wymieniłem swój adapter stereofoniczny na kilka masek, którymi później w porcie krajowym przykrywałem przywiezioną bibułę. Do czytania w długim afrykańskim rejsie zostawiłem mu dwie pozycje.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Publikacje Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte pod Paryżem, fot. Wojciech Laski/East News
Podczas wielotygodniowych i wielomiesięcznych rejsów Gawłowicz za dnia bywał tłumaczem w nigeryjskim sądzie lub ratował białe koty przed ugotowaniem z nich chińskiego rosołu, zaś noce zarywał na lekturze tytułów z kolumną jońską na okładce. Zresztą nie tylko on. Założył specjalny zeszyt, w którym odnotowywał wypożyczenia. Przyjął zasadę, że będzie wtajemniczać w swój plan przemytu jedną osobę z załogi. Także dla bezpieczeństwa pisał na siebie donosy: przy sobie trzymał kartkę z niedozwolonymi tytułami, które rzekomo miał zamiar oddać władzom komunistycznej Polski, kopię zaś tego świstka chował w szufladzie kabiny, do której tylko on miał dostęp. Oficjalnie ani razu nie wpadł, ale w liście do Giedroycia opisał m.in. sytuację, gdy musiał posunąć się do szantażu: ochmistrz nie doniesie na niego do Urzędu Kontroli Prasy, a Urząd Celny nie dowie się o nielegalnym transporcie części samochodowych.
W swojej książkowej opowieści Gawłowicz podkreśla, że nielegalny handel wśród marynarzy był koniecznością ze względu na niewielkie wówczas zarobki. Studenci szkół morskich zwietrzyli na przykład biznes z kalkulatorami Casio w roli głównej. Elektroniczne urządzenia cieszyły się taką popularnością, że pisarz marynista opracował artykuł naukowy, w którym wyjaśnił, jak w astronawigacji wyznaczyć linie pozycyjne właśnie za pomocą japońskiego sprzętu.
Wracając do przemytu "Kultury", jej dystrybucja w kraju wyglądała następująco: gdy Gawłowicz wyniósł bezpiecznie bibułę ze statku, chodził po szczecińskich klubach i zostawiał przy barze czasopismo lub książki. Najczęściej zaglądał do "13 Muz":
Ten klub mógł wchłonąć wszystko, co przywoziłem. Niektórzy nazywali go ściekiem – nie w negatywnym znaczeniu, ale dlatego, że po spektaklach z zamkniętego teatru do tego przybytku ściekała (oprócz aktorów) część teatromanów, a kiedy zamykano szczecińskie knajpy, do »13 Muz« spływali niedopici i nienasyceni rozrywką wesołkowie, którzy jeszcze nie mieli ochoty wracać do domu.
Niektóre cenniejsze tytuły przechodziły przez ręce kuzynki Gombrowicza. Kurcyuszowa opiekowała się studentami, dzięki którym Gawłowicz wpadł na pomysł rozprowadzania tajnej lektury w studenckich klubach "Pinokio" i "Kontrasty":
To były niezapomniane wrażenia – wkładałem dżinsy, zabierałem luźną studencką torbę, a w lokalu zamawiałem piwo i zostawiałem numer »Kultury« przy stoliku. Przy następnym kuflu przesiadałem się do innego stolika i sączyłem je, aż namierzyłem czytelnika. Reakcje były najróżniejsze – niektórzy rozglądali się na boki, okazywali zaciekawienie, inni po prostu chowali za pazuchę i chodu do akademika, żeby przeczytać resztę w spokoju.
Sindbad Żeglarz
Trzeci artykuł Gawłowicza opublikowany w numerze 10. "Kultury" z 1969 roku zaczyna się tak:
Hawana z bliska przypomina podupadłą kobietę, która kiedyś była bardzo piękna, ale teraz brak jej już środków na kosztowne szaty i niezbędny makijaż. Bo jej piękność nie była pięknością wiejskiej dziewczyny, ale pięknością kobiety światowej i wytwornej, zwykłej używać najlepszych kosmetyków i doskonałej biżuterii.
Jest to reportaż z egzotycznej wyspy, o której Polacy niewiele wówczas wiedzieli. Autor wykorzystał zdobytą wiedzę oraz własne obserwacje poczynione podczas morskich podróży i połączył je z umiejętnościami literackimi, co zaowocowało kilkoma książkami i opowiadaniami. Tekst o Kubie nosi tytuł "Hawana, czyli traktat o kontrabandzie", a do autorstwa przyznał się Sindbad Żeglarz. Poprzednie dwa utwory z "Kultury" to "Chińskie wędrówki" opublikowane w 1964 roku pod pseudonimem Adam Takubar oraz "Pamiętnik znaleziony… w Bochni" niejakiego Pawła Sowy z roku następnego.
Gawłowicz podejmował kilka prób zaistnienia na łamach "Kultury", jednak co do niektórych szkiców – jak chociażby do opowiadania "Główna ulica" i tekstu "My, konformiści" – Giedroyc miał zastrzeżenia. W jednym z listów napisał:
Drogi Panie, muszę Pana niestety zmartwić. Wydaje mi się, że dwie prace, które Pan przysłał, są nierówne, a nawet słabe. Musi Pan solidnie popracować nad konstrukcją. Ma Pan wszelkie dane, by się w dziedzinie pisarskiej wybić, ale proszę pamiętać, że pomysł i talent to mocno nie wszystko: dwie trzecie to rzemiosło, które trzeba pracowicie opanować.
Redaktor miał nosa co do umiejętności Gawłowicza. Ten w pamięci studentów szkół morskich zapisał się jako autor podręcznika do astronawigacji i kilku innych opracowań naukowych. Dla innych pozostanie pisarzem marynistą, spod ręki którego wypłynęły m.in. wyróżnione nagrodą im. Conrada "Opowieści nawigacyjne", a także "Awantury afrykańskie", "Gejsza z Osaki" czy "Biała fregata".
Conrad, Hemingway i inni
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego na Akademii Morskiej w Szczecinie, fot. Marcin Bielecki/Forum
Od 20 do 30 kilogramów bibuły przewoził Gawłowicz "Nawigatorem". "Według Conrada statki mają jakąś duszę – »Nawigator«, przy wszystkich niewygodach i ciasnocie, miał niewątpliwie duszę ponadprzeciętną" – przekonywał kurier Giedroycia. Wcześniej, zaraz po "Reymoncie", były jeszcze statki "Oleśnica" i "Polanica", później zaś "Elbląg", którym po raz pierwszy odwiedził Maisons-Laffitte, skąd pozwolono mu zabrać tyle książek, ile udźwignie. Po zdaniu egzaminów kapitańskich kurier trafił na czternastotysięcznik "Hutnik", potem na szkolny statek "Kapitan Ledóchowski". W 1977 roku po raz pierwszy dowodził parowcem "Zielona Góra", którym przewiózł do Szwecji otrzymaną od redaktora "Kultury" maszynę drukarską.
Giedroycia szalenie interesowało marynarskie życie, więc Gawłowicz w listach nie szczędził mu szczegółów na temat floty, portów, codzienności na statku. W swojej relacji na temat konspiracyjnej pracy przekonywał, że Polska Żegluga Morska była ceniona na świecie, a dzięki mądremu zarządzaniu przetrwała kilka kryzysów. Niezwykłość zawodu marynarza obrazują chociażby te słowa:
Zboże dla polskich i sowieckich kurczaków było ładowane głównie w portach Missisipi. Pływanie do Nowego Orleanu w tamtych czasach było czymś wyjątkowym. Po Missisipi pływał Herman Melville i napisał swojego »Oszusta«, tam natchnienia szukali Truman Capote i Ernest Hemingway. My w Nowym Orleanie mieliśmy swoich polskich dostawców i nabieraliśmy po kilku rejsach takiej praktyki, że właśnie za to ceniono nas w całym świecie.
Po upadku komunizmu w Polsce Gawłowicz kontynuował znajomość – teraz już legalnie – ze środowiskiem "Kultury", pływał na statkach, został w końcu powołany na dyrektora Urzędu Morskiego w Szczecinie, a także objął kierownictwo nad szczecińskim kołem Związku Literatów Polskich. Za działalność kurierską otrzymał m.in. Srebrny Krzyż Zasługi. Na stronie internetowej "Kultury" w biogramie marynarza możemy przeczytać, że:
W przemycie bibuły Gawłowicz osiągnął rekord Układu Warszawskiego. W środowisku morskim panuje przekonanie, że niezłapany przez 26 lat miał absurdalne szczęście.
Źródła: Józef Gawłowicz, "Morski kurier Giedroycia", Szczecin 2016; Maria Brzezińska, "Kultura i morze", reportaż Polskiego Radia Lublin 2018; kulturaparyska.com; historia.trojmiasto.pl
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]