Wstęp
Ukazująca się w latach 1947-2000 "Kultura" była nie tylko najważniejszym czasopismem polskiej emigracji, a zarazem jednym z najważniejszych i najciekawszych zjawisk kultury polskiej XX wieku, ale była też fenomenem w powojennym europejskim życiu intelektualnym. Francuski autor tak scharakteryzował polski miesięcznik:
"Ukazująca się w Paryżu 'Kultura' jest miesięcznikiem jedynym w swoim rodzaju: żadna inna emigracja z krajów kontrolowanych przez ZSRR nie dysponuje po wojnie pismem o tak wysokim poziomie literackim, historycznym i politycznym. Wyjątkowość 'Kultury' polega w istocie na tym, że będąc pismem emigracyjnym, nie zamyka się w mentalności właściwej emigrantom. Wyjątkowa jest także plejada talentów skupionych wokół 'Kultury' (Giedroyc, Czapski, Miłosz, Gombrowicz, Jeleński, Wat, Herling-Grudziński)".1
Choć z paryskim pismem istotnie związane były najważniejsze nazwiska polskiego życia intelektualnego (początkowo emigracyjnego, a z biegiem czasu również krajowego) okresu powojennego, a także najwybitniejsze postaci kultury europejskiej, to dla nikogo nie ulega wątpliwości, że w istocie była ona autorskim dziełem jednego człowieka - Jerzego Giedroycia. Dominująca rola Giedroycia w piśmie była nawet przedmiotem drobnych złośliwości jego współpracowników. W pastiszowym numerze "Kultury" ukazało się następujące objaśnienie:
"szereg czytelników prosi nas o podanie składu osobowego 'Kultury'. Do zespołu należą: Redaktor Jerzy Giedroyc, Redaktor Giedroyc Jerzy, Jerzy Giedroyc, Redaktor, Giedroyc, Jerzy, oraz inni członkowie zespołu 'Kultury' ".2
Przyszły redaktor "Kultury" urodził się 27 lipca 1906 w Mińsku Litewskim w rodzinie Ignacego Giedroycia i Franciszki ze Starzyckich. Giedroyciowie byli starym, z czasem spolonizowanym, rodem litewskim. W I Rzeczpospolitej pełnili różne funkcje publiczne, ale nigdy nie dorobili się wielkich latyfundiów. Z ziemiańską przeszłością pożegnał się już ojciec Jerzego, który był farmaceutą. Edukację szkolną młody Giedroyc rozpoczął jeszcze w Mińsku, kontynuował ja w Moskwie (kiedy Mińsk znalazł się w strefie przyfrontowej), po upadku caratu znalazł się na krótko w Piotrogrodzie, gdzie na własne oczy mógł obserwować zrewolucjonizowaną Rosję. W 1919 Rodzina Giedroyciów opuściła na zawsze miasto nad Świsłoczą i osiadła w Warszawie. W 1920, kiedy wojska bolszewickie zbliżały się do stolicy Polski, Giedroyc – czternastoletni wówczas chłopiec – zgłosił się na ochotnika do służby w łączności Dowództwa Okręgu Generalnego Warszawa. Dzięki wielkiej mobilizacji społeczeństwa z wojny polsko-bolszewickiej Polacy wyszli zwycięsko, dzięki czemu Polska zyskiwała dwadzieścia lat niepodległego bytu państwowego. Wybitny polski historyk Henryk Wereszycki sformułował to nadzwyczaj dobitnie:
"...tej wojnie zawdzięczamy nasze istnienie, bo inaczej bylibyśmy dziś jak Ukraińcy, gdzie całą elitę co pokolenie się wyrzyna, żeby tylko nie było narodowości ukraińskiej".3
Po wojnie polsko-bolszewickiej przyszły redaktor "Kultury" wrócił do szkoły, ukończył gimnazjum im. Jana Zamoyskiego, a w 1924 zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Na ostatnim roku studiów uczestniczył w seminarium z historii Ukrainy, które prowadził wybitny historyk ukraiński prof. Myron Korduba. Na seminarium tym był zresztą jedynym Polakiem. Jeszcze w czasie studiów Giedroyc zaczął zarobkować. Początkowo pracował w biurze prasowym Rady Ministrów, a w 1934 został sekretarzem wiceministra rolnictwa Rogera Raczyńskiego, którego poznał w stowarzyszeniu o – dość egzotycznej z dzisiejszej perspektywy – nazwie: Myśl Mocarstwowa – Akademicka Młodzież Państwowa. W stowarzyszeniu tym założonym przez Rowmunda Piłsudskiego, Giedroyc aktywnie działał od 1928 będąc m.in. prezesem Komitetu Wykonawczego organizacji. W okresie pracy w Ministerstwie Rolnictwa poznał Giedroyc jedną z ważniejszych postaci polsko-ukraińskiego dialogu w I połowie XX wieku. Postacią tą był Stanisław Stempowski, ziemianin wywodzący się z terenów obecnej Ukrainy, pisarz i działacz polityczny, minister rolnictwa w rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej, osobisty przyjaciel atamana Symona Petlury. Syn Stanisława – Jerzy Stempowski, który na łamach "Kultury" publikował głównie pod pseudonimem Paweł Hostowiec, będzie po wojnie jednym z głównych "ukraińskich" ekspertów Giedroycia. Jeszcze jako urzędnik Ministerstwa Rolnictwa Jerzy Giedroyc bywał na Huculszczyźnie, która na dobre wprowadziła go w ukraiński świat. Wtedy też poznał cały szereg wybitnych osobistości ukraińskiego życia publicznego, m.in. greckokatolickiego biskupa stanisławowskiego Hryhorija Chomyszyna, redaktora "Diła" i sekretarza prasowego Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej w II Rzeczpospolitej, jednego z najwybitniejszych dziennikarzy ukraińskich – Iwana Kedryna-Rudnyckiego, a także mającego status emigranta ideologa ukraińskiego nacjonalizmu integralnego, a zarazem redaktora jednego z najważniejszych czasopism ukraińskich I połowy XX wieku "Literaturno-Naukowoho Wistnyka" – Dmytra Doncowa.
Nowy rozdział w życiu Jerzego Giedroycia otworzyło mianowanie go szefem dodatku tygodniowego do "Dnia Polskiego" pod nazwą "Dzień Akademicki", co stało się w 1930 roku. Już w 1931 czasopismo usamodzielniło się, przekształciło w dwutygodnik i zmieniło nazwę na "Bunt Młodych". "Bunt Młodych" adresowany był do młodej inteligencji, a jego program koncentrował się wokół idei silnego państwa prowadzącego aktywną politykę zagraniczną. Pismo było bardzo krytyczne wobec błędów politycznych rządu, co spowodowało nawet w latach 1935-1938 jego bojkot przez przedsiębiorstwo kolportażu Ruchu (w połowie było ono własnością skarbu państwa). W 1937 Giedroyc przemianowuje "Bunt Młodych" na "Politykę", która ukazuje się w rytmie tygodniowym. Wokół czasopism Giedroycia powstaje bardzo interesujące środowisko intelektualne, dla którego własne państwo jest wielką wartością, co jednak nie prowadzi ich do akceptowania całokształtu polityki kolejnych ekip rządzących. Wręcz przeciwnie i "Bunt Młodych" i "Polityka" wytykały przy każdej okazji rządzącym błędy, szczególnie krytycznie Giedroyc i środowisko wokół niego skupione oceniało politykę wobec Ukraińców w II Rzeczpospolitej. Przyszły redaktor "Kultury" był konsekwentnym zwolennikiem ukraińskiej autonomii w Galicji Wschodniej. Do autorów "Buntu Młodych" i "Polityki" należeli m.in.: świetni publicyści bracia – Adolf, Aleksander, Innocenty - Bocheńscy, pisarz i publicysta Ksawery Pruszyński, jego brat Mieczysław również świetny publicysta, kompozytor, pisarz i publicysta Stefan Kisielewski, ekonomista Kazimierz Studentowicz, przyszły laureat literackiej nagrody Nobla Czesław Miłosz, były wojewoda lwowski niezwykle ceniony przez ukraińskich polityków Piotr Dunin-Borkowski, ekonomista i sowietolog Stanisław Swianiewicz oraz jeden z najlepszych znawców problematyki sowieckiej Ryszard Wraga (pseudonim Jerzego Niezbrzyckiego). Ostatni numer "Polityki" ukazał się już po wybuchu II wojny światowej, 3 września 1939.
Również w 1930 na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Giedroyc stworzył czasopismo "Wschód" (1930-39), które wkrótce przekazał Włodzimierzowi Bączkowskiemu (którego poznał przez Jewhena Małaniuka!) – jednemu z najlepszych w II Rzeczpospolitej specjalistów od kwestii narodowościowej, szczególnie ukraińskiej, w Związku Radzieckim. Bączkowski był m.in. autorem głośnego artykułu pt. "Nie jesteśmy ukrainofilami". Główna teza tego artykułu sprowadzała się do twierdzenia, że zwolennicy aktywnej polityki Polski wobec Ukraińców i Ukrainy nie są jedynie niepoprawnymi romantykami – ukrainofilami właśnie – lecz mają w rękach konkretne argumenty natury politycznej i społecznej. Bączkowski był redaktorem utworzonego w 1932 roku "Biuletyn Polsko-Ukraińskiego" – najważniejszego dla polsko-ukraińskiego dialogu w II Rzeczpospolitej czasopisma.
Po wybuchu II wojny światowej Ministerstwo Przemysłu i Handlu, w którym pracował Giedroyc, zostało ewakuowane z Warszawy. Wraz z urzędem w nocy z 4 na 5 września 1939 Giedroyc opuścił polską stolicę, do której nigdy więcej miał już nie powrócić. Początkowo Giedroyc zamierzał przedostać się na Zachód. Z planów tych zrezygnował pod wpływem swojego byłego przełożonego w Ministerstwie Rolnictwa Rogera Raczyńskiego pełniącego funkcję ambasadora RP w Bukareszcie. Mianowicie Raczyński zaproponował mu funkcję prywatnego sekretarza, na co przyszły redaktor "Kultury" przystał. Z pracą w poselstwie w Bukareszcie wiąże się epizod związany z Dmytrem Doncowem. Mianowicie Doncow przez całe dwudziestolecie międzywojenne mieszkał w Polsce zachowując status bezpaństwowca. Po klęsce wrześniowej Doncow zgłosił do polskiej ambasady w Bukareszcie z prośbą o polski paszport. Po latach Giedroyc tak wspominał tamto wydarzenie:
"Wiadomo, że problem ukraiński był w II RP zaogniony. Doncow w chwili wybuchu wojny siedział w Berezie, zamknięty przez premiera Sławoja-Składkowskiego. Został uwolniony przez Niemców, którzy rychło wywieźli go do Berlina i próbowali przeciągnąć na swoją stronę. Ale parę miesięcy później – na początku 1940 – Doncow zdołał przedostać się do polskiej ambasady w Bukareszcie. Pracowałem tam wtedy. Pamiętam zaskoczenie: przychodzę z rana do ambasady i widzę...czekającego Doncowa. Pytam, o co chodzi. On mówi: przyszedłem wziąć polski paszport".4
W bukaresztańskiej ambasadzie Giedroyc pracował aż do jej zlikwidowania, co nastąpiło 4 listopada 1940. Następnie został kierownikiem Wydziału Polskiego przy Poselstwie Chilijskim, reprezentującym polskie interesy po likwidacji polskiej ambasady. Ze stolicy Rumunii pomogli mu wyjechać Anglicy, nastąpiło to w marcu 1941. Ewakuowano go do Stambułu, gdzie ostatecznie rozstał się z karierą dyplomatyczną, podejmując decyzję o wstąpieniu do polskiego wojska. Wyjechał do Palestyny, gdzie wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, która zasłynęła w czasie obrony Tobruku. Jesienią 1942 przyjął propozycję Józefa Czapskiego – arystokraty, malarza i autora jednych z najlepszych wspomnień sowieckich "Na nieludzkiej ziemi" – przejścia do Biura Propagandy Drugiego Korpusu (w skład Drugiego Korpusu wchodziły obok Brygady Strzelców Karpackich także jednostki sformowane w ZSRR przez generała Władysława Andersa z obywateli polskich zesłanych po 17 września 1939 lub uwięzionych w łagrach), gdzie został szefem wydawnictw wojskowych (z jego inicjatywy m.in. wydrukowano modlitewnik dla prawosławnych żołnierzy-Ukraińców). Znajomość z Czapskim szybko przekształciła się w przyjaźń i stałą współpracę, która trwała nieprzerwanie do śmierci Czapskiego. W trakcie pobytu na Bliskim Wschodzie poznał Giedroyc późniejszego czołowego publicystę "Kultury" i być może najwybitniejszego polskiego pisarza politycznego – Juliusza Mieroszewskiego. Kolejną znajomością zawartą w tym czasie była znajomość z Zofią Hertz i jej mężem Zygmuntem, którzy do Armii Andersa trafili z zesłania. Współpraca z małżeństwem Hertzów trwała przez całe życie Giedroycia, a Zofia Hertz z biegiem czasu stała się jego najważniejszym i najbliższym współpracownikiem. Po bitwie pod Monte Cassino poznał bliżej młodego prozaika i eseistę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, z którym relacje nie układały się Giedroyciowi bezproblemowo, ale który przez kilkadziesiąt lat odpowiadał w "Kulturze" za dział literacki.
Późnym latem 1944 Giedroyc został usunięty z Wydziału Prasy i Wydawnictw Drugiego Korpusu, po pewnym czasie minister informacji rządu londyńskiego Adam Pragier powierzył mu kierowaniem Departamentem Kontynentalnym, który w owym czasie zajmował się głównie likwidowaniem polskich placówek oświatowych i propagandowych.
Pomimo, że pod koniec II wojny światowej panowało przekonanie, że lada moment dojdzie do kolejnego konfliktu światowego między aliantami zachodnimi a Związkiem Sowieckim, dla Giedroycia było oczywiste, że jest to myślenie nierealne, a emigracja nie będzie zjawiskiem przejściowym, lecz długotrwałym. W związku z tym – według Giedroycia – należało tworzyć instytucje, które mogłyby funkcjonować przez całe lata zapobiegając, a przynajmniej opóźniając, wynarodowienie żołnierskich mas, które znalazły się na Zachodzie oraz które nie pozwalałyby zapomnieć wolnemu światu o losie środkowo-wschodniej Europy zaanektowanej przez Stalina. Taki sposób myślenia legł u podstaw powołania 11 lutego 1946 roku Instytutu Literackiego. Instytut miał zajmować się prowadzeniem akcji wydawniczej w dziedzinie kulturalnej, naukowej, literackiej i społecznej oraz miał zbierać dorobek piśmiennictwa polskiego. Formalnie Instytut Literacki został powołany rozkazem generała Kazimierza Wiśniowskiego – szefa sztabu Drugiego Korpusu; 4 października tego samego roku generał Władysław Anders mianował Jerzego Giedroycia kierownikiem Instytutu. Początkowo (lata 1946-47) Instytut działał w Rzymie, do którego Giedroyc ściągnął swoich głównych współpracowników (m.in. Czapski, Herling-Grudziński, małżeństwo Hertzów). Pierwszy numer sztandarowego, jak się później miało okazać, pisma Instytutu Literackiego – "Kultury" – ukazał się w czerwcu 1947 (wówczas jeszcze był to kwartalnik).
W maju 1947 Giedroyc otrzymał oficjalną zgodę generała Andersa na przeniesienie Instytutu Literackiego do Paryża, a jesienią tego samego roku spłacił zobowiązania Instytutu wobec Drugiego Korpusu, co pozwoliło na ostateczne uniezależnienie się Instytutu od oficjalnych czynników polskiej emigracji. Z przyczyn ekonomicznych nie zainstalowano Instytutu w samym Paryżu, lecz wynajęto dom w podparyskiej miejscowości Maisons-Laffitte. Tam też Instytut pozostaje do dziś (w 1954 zmieniono adres, kiedy, dzięki ofiarności czytelników, udało się Giedroyciowi zakupić budynek na potrzeby Instytutu). Bardzo szybko "Kultura" stała się najważniejszym czasopismem emigracji wschodnioeuropejskiej na Zachodzie, a środowisko skupione wokół niej było pełnoprawnym uczestnikiem powojennych debat intelektualnych w Europie.
Główne zręby strategii ukraińskiej Giedroyc wypracował jeszcze przed wojną, po wojnie jedynie ją rozbudowywał. Na strategię tę składało się przekonanie o wyjątkowym znaczeniu Ukrainy dla naszego regionu Europy. Giedroyc doceniał polityczne znaczenie i darzył niekłamanym sentymentem ukraiński ruch niepodległościowy, przede wszystkim ten z nurtu petlurowskiego. Za jeden z głównych obowiązków polskiej emigracji uważał przełamanie historycznych polsko-ukraińskich resentymentów, doprowadzenie do normalizacji stosunków polsko-ukraińskich oraz wspieranie niepodległościowych dążeń samych Ukraińców. W pierwszych latach istnienia "Kultury" program ten spotykał się ze strony szerokich kręgów polskiej emigracji z niezrozumieniem, a w najlepszym przypadku z obojętnością. Giedroyc zdawał sobie z tego sprawę, o czym najlepiej świadczą jego własne słowa z listu do emigracyjnego pisarza Andrzeja Bobkowskiego (8 marca 1949):
"Chcę po prostu zacząć stawiać konkretne zagadnienia, których się wszyscy boją poruszać, jak przykładowo: federacja z Litwą, a co z Wilnem, Ukraina, ale jak to pogodzić z traktatem ryskim? Czy traktat ryski należy do kategorii sakramentów, czy też może spokojnie podyskutujemy nad sensem tej granicy. (...) Wystarczy by być znienawidzonym przez wszystkich rodaków, niestety obawiam się - nie tylko na emigracji. Ale ktoś to musi zrobić".5
Bynajmniej nie zniechęcało go to do podejmowania kolejnych wysiłków, by w kwestii ukraińskiej zmienić nastawienie rodaków.
Początkowo, w kontekście ukraińskim, najważniejszą troską redaktora "Kultury" było pozyskanie do współpracy możliwie szerokiego grona ukraińskich intelektualistów, którzy po zakończeniu wojny znaleźli się na Zachodzie. Nie było to zadanie proste, bowiem na przeszkodzie stały nie tylko istniejące resentymenty między Polakami a Ukraińcami, które wojna wydatnie pogłębiła, ale i prozaiczne trudności związane z powojennym rozproszeniem uchodźców, które utrudniało, a czasami uniemożliwiało nawet korespondencję. W pierwszych latach istnienia "Kultury" nieocenioną rolę pośrednika między redaktorem paryskiego miesięcznika a ukraińską emigracją spełniał - wspominany już - Jerzy Stempowski (Paweł Hostowiec). Ślady jego ukraińskiej aktywności utrwalone są nie tylko w korespondencji między nim a Giedroyciem6, ale również we wspomnieniach Jurija Szerecha-Szewelowa, który tak opisywał swoje pierwsze spotkanie ze Stempowskim-Hostowcem:
"...pewnego dnia późną jesienią 1948 roku (...), kiedy przyszedłem do redakcji 'Ukraińskiej Trybuny' na monachijskim Karlsplatzu, poznano mnie z Pawłem Hostowcem, polskim dziennikarzem, który mieszkał w Szwajcarii i należał do stałych współpracowników paryskiej 'Kultury'. Zainteresowaliśmy się sobą nawzajem i rozmowa przeciągnęła się, bardziej niż to bywa w tego rodzaju 'przejściowych' znajomościach. (...) Wydał mi się Europejczykiem, który wszędzie jest w domu, a jednocześnie nigdzie (kiedyś podobny typ ludzi radziecka propaganda nazwie 'bezojczyźnianymi kosmopolitami') (...) Był wewnętrznie związany z Europą, jak u nas Kosacz, ale był o poziom wyżej w budowaniu kultury europejskiej. (...) Praktycznych następstw to spotkanie nie miało żadnych, ani dla niego, ani dla mnie".7
O spotkaniu tym z kolei Stempowski tak pisał do Giedroycia:
"Pośród Ukraińców, których widziałem w Niemczech, poznałem też pewnego profesora Uniwersytetu Charkowskiego, który mógłby napisać doskonałą rozprawę o tamtejszych stosunkach literackich i uniwersyteckich, pełną pikantnych szczegółów. Bardzo go do tego namawiałem. Główna trudność polega na tym, że musi się on dziś jeszcze ukrywać przed władzami okupacyjnymi amerykańskimi (sic!) i żyje jako emigrant z Gródka Jagiellońskiego czy Stanisławowa, którego nigdy nie widział (...). Jestem z nim w kontakcie".8
Szerecha zawiodła pamięć, kiedy napisał, że spotkanie to "praktycznych następstw nie miało żadnych", bowiem właśnie dzięki opinii Stempowskiego (a także rekomendacjom Mykoły Hłobenki i Iwana Łysiaka-Rudnyckiego) Giedroyc zwrócił się do niego z prośbą o napisanie tekstu poświęconego sowieckiemu życiu uniwersyteckiemu (co proponował Stempowski). W ten sposób powstał tekst "Młodzież czwartego Charkowa"9. Na łamach "Kultury" Szerech-Szewelow opublikował jeszcze dwa teksty10. Zupełnie nieznanym epizodem w biografii wybitnego ukraińskiego językoznawcy i literaturoznawcy jest fakt, że redaktor "Kultury" ułatwił mu jego amerykański debiut polecając jego osobę wpływowemu w owym czasie w Stanach Zjednoczonych współtwórcy Kongresu Wolności Kultury Jamesowi Burnhamowi.
Przed Szerechem współpracę z "Kulturą" podjęli ukraińscy literaci, których Stempowski i Giedroyc znali jeszcze z przedwojennej Warszawy. I tak w 1948 roku na łamach "Kultury" ukazał się tekst ("zorganizowany" przez Stempowskiego) o ukraińskich neoklasykach11 podpisany przez Leonida Korzona. Był to pseudonim znanego ukraińskiego poeta Łeonida Mosendza. Również pod pseudonimem zapoczątkował swoją współpracę z "Kulturą" Jewhen Małaniuk, którego esej "Naród w wędrówce"12 był panoramą życia kulturalnego emigracji ukraińskiej. Rok po Małaniuku, również pod pseudonimem swój tekst w "Kulturze" opublikował historyk literatury i sekretarz "Encyklopedii Ukrainoznawstwa" prof. Mykoła Hłobenko13.
Niezwykle ważnym wydarzeniem, które w znaczący sposób przyczyniło się do budowy wizerunku środowiska "Kultury" jako środowiska, które nie traktuje kwestii ukraińskiej koniunkturalnie, był Kongres Wolności Kultury. Było to wielkie przedsięwzięcie zachodnich intelektualistów mających na celu przeciwdziałanie wpływom komunistycznym w wolnym świecie. Kongres odbył się w dniach 26-30 czerwca 1950 w Berlinie, a na szczególną uwagę zasługuje przemówienie Józefa Czapskiego wygłoszone na otwarcie Kongresu, w którym upomniał się on o obecność w pracach tego gremium Ukraińców14. To wystąpienie sprawiło, że z przedstawicielami "Kultury" (obok Czapskiego w berlińskim Kongresie brał udział Giedroyc) skontaktował się młody, rzutki dziennikarz ukraiński, związany wówczas z Ukraińską Rewolucyjno-Demokratyczna Partią Iwana Bahrianego, Bohdan Osadczuk. Spotkanie w Berlinie dało początek bliskiej współpracy i przyjaźni między Osadczukiem a Giedroyciem, która przetrwała do śmierci redaktora "Kultury". Bardzo szybko Osadczuk przejął funkcję, którą dotychczas pełnił Stempowski - pośrednika w kontaktach "Kultura" – Ukraińcy. Po latach Giedroyc napisał o Osadczuku:
"Bohdan Osadczuk był i jest nie tylko dokładnym informatorem o stosunkach polsko-ukraińskich, ale przede wszystkim ułatwił 'Kulturze' nawiązanie kontaktów z czołowymi działaczami ukraińskimi. Rozpoczynając naszą działalność nie byliśmy zupełnie zorientowani, jak wygląda emigracja ukraińska na Zachodzie, i tutaj Osadczuk był przede wszystkim bardzo cennym kontaktmenem".15
Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że rola Osadczuka w szeroko rozumianym kręgu "Kultury" nie ograniczała się do pomocy w nawiązywaniu kontaktów w środowisku ukraińskim. Z biegiem czasu, szczególnie od momentu, kiedy został korespondentem jednej z najważniejszych gazet europejskich "Neue Züricher Zeitung", Osadczuk odgrywał nieocenioną rolę w promowaniu w świecie niemieckojęzycznym idei ważnych dla środowiska "Kultury" i samego miesięcznika.
Nie ulega wątpliwości, że jednym z najważniejszych kontaktów, które Giedroyc zawdzięczał Bohdanowi Osadczukowi, była znajomość z Borysem Łewyckim. Zupełnie nieznany obecnie na Ukrainie Łewycki był postacią niezwykle barwną. Zaczynał swoją działalność publiczną w obozie nacjonalistycznym, a kiedy w 1940 w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów doszło do rozłamu – opowiedział się po stronie Stepana Bandery. Jednak w nacjonalistycznej ortodoksji nie wytrwał zbyt długo, albowiem już w 1941 lub 1942 opuścił banderowców wiążąc się z grupą Iwana Mitryngi. Mitryndze, również wywodzącemu się z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, nie podobała się koncepcja Bandery orientacji ukraińskiej polityki na "nową Europę" w wydaniu niemieckim. On sam i jego zwolennicy jednakowe niebezpieczeństwo widzieli nie tylko w czerwonym, ale i brunatnym totalitaryzmie. Razem chcieli walczyć o "Europę bez Stalina i Hitlera". Mitrynga zginął w 1943 walcząc w szeregach Poleskiej Siczy Tarasa Bulby-Borowcia, zaś Łewycki opuścił, ogarnięty wojną wszystkich ze wszystkim Wołyń udając się najpierw do Warszawy, następnie Pragi, by ostatecznie osiąść w Niemczech. Na emigracji związał się z wschodnioukraińską Ukraińską Rewolucyjno-Demokratyczną Partią Iwana Bahrianego. Jednak zaangażowanie w życie polityczne ukraińskiej emigracji zajmowało marginalne miejsce w jego zawodowej i publicznej aktywności. Bowiem w sensie politycznym zaangażował się przede wszystkim w działalność socjaldemokracji niemieckiej, zaś aktywność zawodowa w całości była wypełniona badaniami sowietologicznymi. Nie ulega wątpliwości, że w swoim czasie był Łewycki bodaj najwybitniejszym sowietologiem niemieckim, a jego dorobek badawczy jeszcze dziś budzi podziw. Napisał około trzydziestu książek poświęconych Związkowi Sowieckiemu (m.in. polityka wewnętrzna, zagraniczna, kwestie narodowościowe, dzieje organów bezpieczeństwa i partii komunistycznej). Świadectwem wprost niewyobrażalnej pracowitości i erudycji były informatory poświęcone zmianom kadrowym w ZSRR i krajach komunistycznych16.
Do pierwszego spotkania redaktora paryskiej "Kultury" z Łewyckim doszło w 1950 tuż po berlińskim Kongresie Wolności Kultury i zapoczątkowało wieloletnią, choć nie pozbawioną napięć, a nawet konfliktów, współpracę tego ostatniego z paryskim miesięcznikiem. Na łamach "Kultury" Łewycki publikował przede wszystkim swoje analizy sytuacji w Związku Sowieckim i był jednym z bardziej cenionych autorów "Kultury". Analizy sowietologiczne Łewyckiego Giedroyc uważał za tak istotne, że zdecydował się, pomimo ciągłych problemów finansowych, na wydanie dwóch prac ukraińskiego sowietologa po polsku: w 1965 ukazał się w Instytucie Literackim "Terror i rewolucja", a w 1966 "Polityka narodowościowa ZSRR w dobie Chruszczowa".
Następną, niezwykle ważną postacią, która trafiła do kręgu "Kultury" dzięki pośrednictwu Osadczuka, był jeden z najwybitniejszych historyków ukraińskiej emigracji Iwan Łysiak-Rudnycki. Przy czym stosunki między Giedroyciem a Łysiakiem-Rudnyckim były bardzo swoiste. Łysiak-Rudnycki opublikował na łamach "Kultury" zaledwie jeden tekst "Nowy Perejasław"17, niemniej jego rzeczywisty wpływ na ukraińska linię "Kultury" paryskiej był znacznie większy, o czym świadczy zachowana korespondencja między redaktorem paryskiego miesięcznika a ukraińskim historykiem. To Łysiak wskazywał tematy, które winny być poruszone na łamach "Kultury". Z jego inspiracji (list Iwana Łysiaka-Rudnyckiego do Jerzego Giedroycia z dn. 31.12.1951) na łamach polskiego pisma zjawił się np. artykuł obalający bardzo popularny mit, iż Ukraińcy brali udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego18, a także tekst poświęcony Dywziji SS Galizien19. Zasługą Łysiaka-Rudnyckiego była też ogromna waga, jaką na łamach pisma przywiązywano do krytycznej refleksji nad polityką narodowościową II Rzeczpospolitej.
Z rekomendowanym z kolei przez Jurija Szewelowa, Jurijem Łwrinenką związane jest jedno z najważniejszych przedsięwzięć ukraińskich Instytutu Literackiego. Mianowicie w 1957 pod świeżym wrażeniem liberalizacji w Polsce – tzw. polski październik 1956 roku20 – Giedroyc postanowił wydać antologię pisarzy ukraińskich, którzy doprowadzili w latach 20 wieku XX do odrodzenia narodowego na Ukrainie Radzieckiej. Przedsięwzięcie było pionierskie nie tylko dlatego, że oto na emigracji miała ukazać się antologia pisarzy tworzących w przeszłości w Związku Sowieckim, a współcześnie tam zabronionych, ale może nade wszystko dlatego, że oto polskie wydawnictwo postanowiło wydać dzieło w całości w języku ukraińskim. Początkowo antologia miała liczyć trzysta stron, jednak w miarę jak postępowały prace, jej autor wyszukiwał (a nie było to proste, bowiem w latach 50. właściwie żadna biblioteka amerykańska – a Ławrinenko mieszkał w USA – nie posiadała solidnego działu ukraińskiego) coraz to nowe utwory, które powiększały rozmiary powstającej antologii. Po niemal dwóch latach wytężonej pracy w 1959 światło dzienne ujrzało monumentalne, prawie tysiącstronicowe dzieło "Rozstrilane widrodżennia", które od owego czasu jest jednym z podstawowych źródeł do dziejów kultury ukraińskiej pierwszych dziesięcioleci XX wieku. Giedroycia, jak rzadko, rozpierała duma wydawcy:
"Posyłam prospekt antologii ukraińskiej, z której jestem trochę dumny, tym bardziej, że zrobiłem ją wbrew wszystkim".21
To ostatnie zdanie bynajmniej nie było zwrotem retorycznym, ponieważ sensu wydania tej antologii nie rozumieli nawet jego najbliżsi współpracownicy redaktora "Kultury", tacy jak Konstanty Jeleński. W liście do przywoływanego już Andrzeja Bobkowskiego Giedroyc pisał:
"Jeleński uważa za skandal i kompromitację wydanie antologii Ławrinenki, bo 'to drażni Sowiety' ".22
Pomimo zachęt ze strony redaktora "Kultury" po ukończeniu antologii współpraca Ławrinenki z paryskim pismem j jego redaktorem znacząco osłabła. W "Kulturze" ukazał się jeszcze jeden esej tego autora "Literatura sytuacji pogranicznych"23. Giedroyc przywiązywał do tego tekstu wielką wagę, bowiem w istocie był on polemiką z tezami zawartymi w głośnej książce Czesława Miłosza "Zniewolony umysł". Rangę tekstu Ławrinenki podnosił fakt, iż esej został przetłumaczony i skomentowany przez jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Autora następnej antologii poświęconej szeroko rozumianemu ruchowi lat sześćdziesiątych (szestydesiantkom) - Iwana Koszeliwca - zarekomendował Giedroyciowi Iwan Łysiak-Rudnycki. Postawą wyboru była głośna publikacja ukraińskiego samwydawu autorstwa Wiaczesława Czornowiła pt. "Łycho z rozumu". Ta antologia nosząca tytuł "Ukraina 1956-1968" z kolei przeznaczona była dla czytelnika polskiego i przez dłuższy czas odgrywała rolę pierwszego wprowadzenia w ukraińską problematykę, bowiem obok wydania emigracyjnego miała również swoje krajowe wydanie podziemne.
Teksty składające się na "Ukrainę 1956-1968" przełożył na język polski poeta i tłumacz Józef Łobodowski. Łobodowski – doskonały znawca literatury i historii Ukrainy był przed wojną m.in. redaktorem czasopisma "Wołyń", doskonale znał środowisko ukraińskich twórców w II Rzeczpospolitej (i obywateli II Rzeczpospolitej i emigrantów), całą duszą wspierał niepodległościowy ruch ukraiński. W "Kulturze" odegrał rolę nie do przecenienia: nie tylko tłumaczył ukraińską literaturę, śledził współczesne życie literackie na Ukrainie Sowieckiej i wśród ukraińskich emigrantów, ale również zajmował się z powodzeniem publicystyką poświęconą stosunkom polsko-ukraińskim.
To właśnie Łobodowski był autorem tekstu, który w 1952 roku dał początek wielkiej dyskusji na temat stosunków polsko-ukraińskich, która toczyła się na łamach "Kultury" praktycznie cały rok. Chodzi oczywiście o obszerne studium "Przeciw upiorom przeszłości"24. W tekście tym Łobodowski wskazywał na konieczność normalizacji w stosunkach polsko-ukraińskich, przyszłość obu narodów widział w federacji krajów Europy środkowo-wschodniej, przy czym kwestię granic pozostawiał otwartą proponując dla Galicji Wschodniej (którą w swoim studium określał mianem Ziemi Czerwińskiej) osobny statut z zachowaniem identycznych form związkowych z Warszawą i Kijowem. Z dzisiejszej perspektywy nie ulega wątpliwości, że propozycje Łobodowskiego były spóźnione i połowiczne, niemniej u progu lat 50. miały one swój wybuchowy potencjał, szczególnie, jeżeli zważymy, że główna masa emigracyjnych czytelników "Kultury" wywodziła się z terenów, które po II wojnie światowej przypadły Ukrainie i w swojej większości nie chciała pogodzić się z powojennymi granicami.
Jeszcze na dobre nie przebrzmiały echa artykułu Łobodowskiego, kiedy Giedroyc zdecydował się opublikować list ks. Józefa Z. Majewskiego25, który okazał się prawdziwą bombą. Młody duchowny pisał:
"Polacy lubią domagać się sprawiedliwości i wiedzą jak ją oceniać, ale gdy przyjdzie się nam wymierzyć sprawiedliwość dla kogoś, to używamy bardzo skąpej i kto wie, czy nie wręcz fałszywej miary. (...) Tak jak my Polacy mamy prawo do Wrocławia, Szczecina i Gdańska, tak Litwini słusznie domagają się Wilna, a Ukraińcy Lwowa. (...) grubo myli się ten, kto utrzymuje, iż miasta te muszą być kiedyś Polsce zwrócone. Litwini nigdy nie zapomną o Wilnie i dopóty nie będzie zgody między nami dopóki nie oddamy im tego Wilna. Z drugiej zaś strony Ukraińcy nie podarują nam Lwowa. (...) Niech Litwini, którzy gorszy niż my los przeżywają, cieszą się swym Wilnem, a we Lwowie niech powiewa sino - żółty sztandar".
Oburzenie emigracyjnego świata listem ks. Majewskiego było tak wielkie, że redakcja "Kultury" poczuła się do obowiązku doprecyzowania swojego stanowiska w sprawie granic:
"Sytuacji polsko-ukraińskiej z r. 1939 ani w jej aspekcie politycznym ani terytorialnym nie uważamy za ideał, który bez zmian należy odbudowywać. Wręcz przeciwnie. Ponieważ w chwili obecnej istnieje ponad 30 zatargów granicznych w Europie wschodniej i środkowo-wschodniej – nie ulega wątpliwości, że gdy przyjdzie do organizowania nowego systemu europejskiego wiele granic – w tym i wschodnia granica Polski z r. 1939 - muszą być poddane rewizji. Istotną w tym zagadnieniu jest tylko jedna sprawa, a mianowicie, by ewentualne zmiany czy korektury nie były narzucone czy podyktowane, lecz by opierały się o swobodnie podjętą decyzję narodów polskiego i ukraińskiego. Jesteśmy zwolennikami zmian, ale zwolennikami tylko takich zmian, za którymi wypowiedzą się w przyszłości upoważnione reprezentacje narodów polskiego i ukraińskiego".26
Tak więc zainicjowana na początku 1952 dyskusja doprowadziła dokładnie rok później do tego, że środowisko "Kultury", jako pierwsze na emigracji opowiedziało się za rewizją granic z 1939 roku, co w praktyce oznaczało akceptację powojennej granicy polsko-ukraińskiej. Stanowisko to, zważywszy na "kresowe" korzenie czytelników "Kultury" niosło ryzyko, że odwrócą się oni od pisma. Znany działacz socjalistyczny Zygmunt Zaremba przestrzegał Giedroycia przed publikacją listu Majewskiego:
"Panie Jerzy, pan zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Tego emigracja nie przyjmie. Pan zostanie jako pismo przekreślony".27
Istotnie wskutek dyskusji ukraińskiej pismo straciło stu kilkudziesięciu czytelników, niemniej udało mu się ten kryzys przetrwać. Kilka lat później Giedroyc nie bez satysfakcji pisał do Stempowskiego:
"Naszym zadaniem jest odgrywanie roli drożdży i lansowanie pewnych myśli. Hercen też nie miał mandatu. Jesteśmy tyle od niego zręczniejsi czy szczęśliwsi, że on się wywrócił na sprawie polskiej, a my (jak dotąd) nie straciliśmy, lansując choćby sprawę przesądzenia Wilna i Lwowa".28
Wydarzeniem, które ugruntowało image Giedroycia jako zdecydowanego zwolennika porozumienia polsko-ukraińskiego, była reakcja redaktora "Kultury" na audycję wyemitowaną przez Telewizję Francuską w marcu 1958 roku, a poświęconą zamachowi na Symona Petlurę. Audycja ta dezawuowała ukraiński ruch niepodległościowy jako z gruntu antysemicki. Giedroyc natychmiast postanowił wydać oświadczenie w tej sprawie, pomimo, że nawet Jerzy Stempowski nie radził mu się mieszać do tej sprawy. W odpowiedzi na te rady redaktor "Kultury" pisał:
"Zdając sobie sprawę z całej drażliwości i ukrytych niebezpieczeństw, a może nawet beznadziejności poruszania sprawy zabójstwa Petlury, wydaje mi się to po prostu naszym obowiązkiem. Musi być świadectwo, że Polacy zabrali głos".29
Oświadczenie redakcji z protestem przeciwko próbom kompromitacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego ukazało się w kwietniu 1958 roku, a jego tekst osobiście napisał Giedroyc. Obok oświadczenia znalazła się informacja, że delegacja "Kultury" złożyła na grobie Atamana kwiaty. I oświadczenie i gest w postaci złożenia kwiatów został bardzo dobrze przyjęty przez ukraińską emigrację i odbił się sporym echem na łamach ukraińskiej prasy. Stanowisko "Kultury" przedstawiono w prasie praktycznie wszystkich obozów politycznych ukraińskiej emigracji: od banderowskiego "Szlachu Peremohy", przez melnykowskie "Ukrajinskie Słowo", lewicowe "Ukrajinskie Wisti", związaną z grupą UHWR "Suczasną Ukrainę", przez szereg innych czasopism nie posiadający tak jednoznacznej afiliacji politycznych30.
Zupełnie odrębne miejsce w "Kulturze" zajmował Juliusz Mieroszewski, który w kwestiach politycznych był porte parole redaktora "Kultury". Spod jego pióra wyszły też podstawowe teksty dotyczące wschodnioeuropejskiej strategii pisma (polityka wobec tzw. obszaru ULB, czyli Ukrainy, Litwy i Białorusi). O ile Łobodowski był doskonałym znawcą historii Ukrainy i stosunków polsko-ukraińskich i z tego punktu widzenia pisał swoje teksty, to Mieroszewski umieszczał te stosunki w szerokim kontekście międzynarodowym. O ile Łobodowski dla potrzeb perswazyjnych odwoływał się do emocji i polskich zobowiązań wynikających ze wspólnej historii, to Mieroszewski wskazywał na to, że polsko-ukraińska współpraca polityczna może być szansą, by na trwałe wpisać na mapę Europy niepodległą Polskę i Ukrainę. Teksty Mieroszewskiego w rodzaju "Prywatne inicjatywy polityczne", "Polska 'Ostpolitik'" czy "Rosyjski 'kompleks polski' i obszar ULB" należą do klasyki polskiego piśmiennictwa politycznego i odegrały trudną do przecenienia rolę w formowaniu nowej wizji polskiej polityki wschodniej kilku kolejnych pokoleń Polaków.
Jedną ze stałych trosk Giedroycia było zainteresowanie sprawą ukraińską różnych międzynarodowych gremiów politycznych i intelektualnych, a nie była to sprawa prosta. Przede wszystkim dlatego, że w okresie tuż powojennym europejskie życie intelektualne było zdominowane przez intelektualistów komunistycznych lub przynajmniej sympatyzujących z komunizmem. Z perspektywy tego nurtu każda krytyka Związku Sowieckiego była równoznaczna z faszyzmem, imperializmem i agresją wobec pierwszego państwa robotników i chłopów. W tych środowiskach sprawa ukraińska nie mogła liczyć na zrozumienie i wsparcie. Po drugie Amerykanie prowadzący najaktywniejszą działalność mającą na celu przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się wpływów komunistycznych przez wiele lat nie dostrzegali aktualności kwestii narodowościowej w Związku Sowieckim, a co za tym idzie usiłowali doprowadzić do stworzenia jednej reprezentacji wszystkich narodów ZSRR w rodzaju Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji. W praktyce oznaczało to zdominowanie tego rodzaju gremiów przez Rosjan (ich uprzywilejowana pozycja podkreślona była zresztą w nazwie Komitetu). Między innymi dlatego upadł pomysł, w realizację którego Giedroyc bardzo się zaangażował, a mianowicie pomysł dokoptowania do Komitetu Międzynarodowego Kongresu Wolności Kultury przedstawicieli ukraińskich środowisk twórczych. Giedoryc lansował jednego z ciekawszych pisarzy - Iwana Bahrianego. Kandydaturę tę zdecydowanie oprotestował jeden z twórców Kongresu, Amerykanin rosyjskiego pochodzenia, David Dallin, w efekcie Ukraińcy nigdy nie uzyskali swojego reprezentanta w Kongresie. Sprawa z kandydaturą Bahrianego była kolejnym dowodem, że najtrudniej do sprawy ukraińskiej (obok komunistów) było przekonać Rosjan. Między innymi dlatego niezwykle ważna była "Deklaracja w sprawie ukraińskiej", do podpisania której udało się Giedroyciowi doprowadzić w 1977 roku31. Tekst deklaracji napisany był w sposób ostrożny, niemniej znalazły się tam sformułowania o prawie Ukrainy do "niezależnego bytu państwowego" oraz poruszono kwestię Rosjan jako narodu imperialnego: "dla którego tym lepiej będzie, im prędzej zrozumie, że likwidacja sowieckiego kolonializmu leży również w jego własnym interesie". Deklarację tę obok Polaków podpisali redaktorzy naczelni węgierskiego i czeskiego pisma emigracyjnego, a przede wszystkim, bodajże po raz pierwszy w historii pod tego rodzaju dokumentem, Rosjanie (Andriej Amarlik, Władimir Bukowski, Natalia Gorbaniewska, Władimir Maksimow, Wiktor Niekrasow).
Przez ponad pół wieku istnienia rola "Kultury" wobec kraju ulegała zmianie. W ciągu pierwszych trzy dziesięcioleci był to najważniejszy i najlepszy polski periodyk: w kolejnych numerach pisma czytelnicy krajowi i emigracyjni mogli spotkać utwory najwybitniejszych pisarzy polskich i europejskiej, politologów, historyków, filozofów itd. Mogli na bieżąco śledzić najważniejsze dyskusje intelektualne toczące się w Europie. Mówiąc zwięźle: "Kultura" dostarczała bardzo dobrego jakościowo produktu, który nigdzie indziej w języku polskim nie był dostępny. Ta uprzywilejowana, a jednocześnie niezwykle zobowiązująca pozycja pisma uległa zmianie, kiedy w Polsce pojawił się drugi obieg wydawniczy czyli po 1977 roku, kiedy to obok wydawnictw ulotnych pojawiły się - wydawane poza cenzurą – bardzo solidne czasopisma: "Zapis", "Spotkania", "Krytyka". Szczególnie ważne było pismo młodych katolików "Spotkania" wydawane w Lublinie, bowiem pismo to najpełniej przejęło linię "Kultury" paryskiej, jeżeli chodzi o stosunek do mniejszości narodowych i politykę wobec wschodnich sąsiadów. To zapatrzenie w "Kulturę" było na tyle silne, że w "Spotkaniach" pojawiły się te same rubryki, które wcześniej istniały w "Kulturze" (tak było z "Kroniką ukraińską"). Już wtedy pojawia się zjawisko, które zwielokrotni się po stanie wojennym (ze względu na prawdziwy zalew w tym okresie wydawnictwami poza cenzurą) – chodzi o przedruki na łamach "Kultury" tekstów wcześniej opublikowanych czasopismach krajowych ukazujących się poza cenzurą. Z drugiej strony Giedroyc rekomenduje różnorakie pozycje książkowe z wieloletniego dorobku wydawniczego Instytutu Literackiego do wydania w wydawnictwach podziemnych. Obok książek ważnych dla kultury polskiej, wśród tytułów polecanych przez redaktora "Kultury" i w końcu wydanych w drugim obiegu znajdowały się również publikacje dotyczące Ukrainy: książki Łewyckiego, wspomnienia Ławrinenki "Czorna purha", antologia przygotowana przez Koszeliwca.
Ukraina i stosunki polsko-ukraińskie były w centrum zainteresowania redaktora "Kultury" do jego śmierci we wrześniu 2000. Kiedy w 1991 Ukraina odzyskała niepodległość, Giedroyc z entuzjazmem pisał do Bohdana Osadczuka:
"Największe gratulacje. Niepodległość Ukrainy jest datą historyczną i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Bardzo się ucieszyłem, że rząd polski nie nawalił i uznał niepodległość [Ukrainy] nie oglądając się na kraje zachodnie".32
Istotnie Polska jako pierwszy kraj na świecie uznała niepodległość Ukrainy. Nie ulega też wątpliwości, że stało się tak może przede wszystkim dzięki systematycznemu, wieloletniemu wysiłkowi Jerzego Giedroycia, który na łamach swojego pisma niezmordowanie tłumaczył swoim rodakom, iż "bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski".
[Listy do Bohdana Osadczuka i Jurija Ławrinenki cytowane w tekście znajdują się w archiwum Instytutu Literackiego w Maisons Laffitte.]
Autor: Bogumiła Berdychowska
Źródło: Wstęp do książki "Prostir swobody / Przestrzeń wolności" (antologia tekstów opublikowanych na łamach paryskiej "Kultury", poświęconych stosunkom polsko-ukraińskim), Instytut Krytyki, Kijów 2005 – w ramach programu kulturalnego "Rok Polski w Ukrainie", zrealizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie
Przypisy
1. Pierre Gremion, Konspiracja wolności. Kongres Wolności Kultury w Paryżu (1950-1975), Warszawa 2004, s. 248.
2. "Kultura" nr 3/1955.
3. Jerzy Borejsza, Historyk w trybach historii, "Gazeta Wyborcza" 27/28.03.1999.
4. III Rzeczpospolita oczami realisty. Z Jerzym Giedroyciem, redaktorem "Kultury" rozmawia Krzysztof Burnetko oraz Ewa Berberyusz, Książe z Maisons Laffitte, Gdańsk 1995, s. 62-63.
5. Jerzy Giedroyc - Andrzej Bobkowski. Listy 1946-1961. Wybrał, opracował i wstępem opatrzył Jan Zieliński, Warszawa 1997, s. 76.
6. Jerzy Giedroyc - Jerzy Stempowski. Listy 1946-1969. Wybrał, wstępem i przypisami opatrzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Warszawa 1998. Na przykład w liście z 21 lipca 1947 do Giedroycia Stempowski pisał: "Współpracę literatów ukraińskich w 'Kulturze' uważam za zapewnioną. Mam na myśli trzech świetnych pisarzy: Jurija Kłena, Leonida Mosendza i Jewhena Małaniuka. Tych trzech dobrze znam i zapewne potrafię ich namówić do pisania (...) Czy mam im zrobić jakieś sugestie?".
7. Jurij Szewelow, Ja - mene - meni...(i dowkruhy). Spohady, Charkiw- Nju Jork 2001, t. 2, s. 242-243.
8. Jerzy Giedroyc - Jerzy Stempowski, j.w., t.1., s. 84.
9. Jurij Szerech, Młodzież czwartego Charkowa, "Kultura" nr 1/1951.
10. Jurij Szerech, Pokój 101, "Kultura" nr 5/1952; Jurij Szerech, Zachód jest Zachodem - Wschód jest Wschodem, "Kultura" nr 11/1953.
11. Leonid Korzon, Ukraińscy neoklasycy - parnasiści, "Kultura" nr 7/1948.
12. Julian Kardosz, Naród w wędrówce, "Kultura" nr 15/1949.
13. M. Słobożanin, W żelaznym pierścieniu, "Kultura" nr 5/1950.
14. Józef Czapski, Biada urzędnikom, "Kultura" nr 7-8/1950.
W przemówieniu tym Czapski mówił: "Z radością widzę wśród nas przedstawicieli narodów zza żelaznej kurtyny. Widze przyjaciół z Łotwy, Czech, Rosji, Polski. Nie widzę przedstawicieli Rumunów, Węgrów, Ukraińców, Białorusinów i innych narodów. To są luki, niestety, nie do uniknięcia w pierwszym tego rodzaju pionierskim Kongresie. Nie wątpię, że na przyszłym Kongresie będzie więcej delegatów zza kurtyny. Ich obecność podkreśla zasadniczą tezę Kongresu - kulturalną jedność całej Europy. Wiara w rozwój połowy wolnej Europy, podczas gdy druga jest totalizowana i dławiona - jest wiarą w fikcję. Jestem pewny, że wszyscy uczestnicy Kongresu wiedzą wraz ze mną, że nie wystarczy jedność w walce o kulturę Europy, ale że jeszcze musi być walka o jedność przyszłej, wolnej Europy".
15. Bohdan Osadczuk, Ukraina, Polska, świat, Sejny 2000, s. 5.
16. M.in. "Who's Who in the Socialist Countries. A biographical encyclopedia of 10 000 leading personalities in 16 communist countries", Munchen 1978; "Who's Who in the Soviet Union. A biographical encyclopedia of 5000 leading personalities in the Soviet Union, Munchen 1961.
17. Iwan Łysiak-Rudnycki, Nowy Perejasław, cz. I "Kultura" nr 6/1956, cz. II "Kultura" nr 7-8/1956. W tekście tym Łysiak postawił tezę, że w carskiej Rosji i Związku Sowieckim swoistą rekompensatą dla Ukraińców za brak niepodległości jest możliwość robienia kariery w ramach struktur imperialnych.
18. Borys Lewyckyj, Ukraińcy a likwidacja Powstania Warszawskiego, "Kultura" nr 6/1952.
19. Lubomyr Ortynskyj, Prawda o Ukraińskiej Dywizji, "Kultura" nr 11/1952.
20. W liście do Jurija Ławrinenki z dn. 19 listopada 1957 Giedroyc pisał: "Wypadki październikowe z ubiegłego roku w Polsce wprowadziły niewątpliwie duży margines wolności słowa i pobudziły ruchy narodowo-rewizjonistyczne. Cały tzw. 'polski październik' był w lwiej części przygotowany przez polską literaturę. Okazało się znów, że w warunkach totalitarnych i prześladowań narodowych słowo drukowane odzyskało, tak jak w wieku XIX, swoje własności magiczne. (...) Jednocześnie kontakt między Polską a Ukrainą jest w tej chwili bardzo ożywiony, zarówno na skutek repatriacji, jak i odwiedzin krewnych etc. Wydając tę Antologię mam na celu to, by dotarła ona na Ukrainę i była wstępem do przemian analogicznych, jak w Polsce. (...) Chciałbym - wydając tę Antologię - stworzyć warunki do współpracy polsko-ukraińskiej w przyszłości we wspólnej walce o wolność".
21. Jerzy Giedroyc-Jerzy Stempowski, Listy 1946-1969, j.w. t. 2, s. 85. Zważywszy, że Jerzy Giedoyc był nie tylko wydawcą, ale i autorem pomysłu stworzenia takiej antologii wyjątkowo przykre, a nawet wręcz skandaliczne jest, że w "Rozstrilanym Widrodżennju" wydanym w 2001 r. przez Wydawnyczyj Centr "Proswita", do którego przedmowę napisał prof. M.K. Najenko, a Ministerstwo Oświaty i Nauki Ukrainy rekomendowało do użytku szkolnego, pominięto informacje o miejscu pierwodruku oraz wydawnictwie, którego nakładem książka się ukazała.
22. Andrzej Stanisław Kowalczyk, Giedroyc i "Kultura", Wrocław 1999, s. 160.
23. Jurij Ławrinenko, Literatura sytuacji pogranicznych, "Kultura" nr 3/1959.
24. Józef Łobodowski, Przeciw upiorom przeszłości, "Kultura" nr 2-3/1952.
25. "Kultura" nr 11/1952.
26. Nieporozumienie czy tani patriotyzm?, "Kultura" nr 1/1953.
27. Andrzej Stanisław Kowalczyk, Giedoryc i "Kultura", j. w., s. 149.
28. Jerzy Giedroyc-Jerzy Stempowski, Listy..., j. w. T. 2 , s. 96
29. j.w., t. 2, s. 25
30. O proteście "Kultury" pisały m.in.: Protesty, "Ukrajinśkie Słowo" 6-13.04.1958; Polśkyj żurnał w oboroni Ot. S. Petlury, "Ukrajineć" 13.04.1958; Polśkyj żurnał w oboroni otamana S. Petlury, "Szlach Peremohy" 27.04.1958; Reakcja polśkoji presy na antypetluriwśku peredaczu francuśkoji telewizji, "Ukrajinśki Wisti" 27.04.1958; Polśka reakcja na paryźku telewizyjnu prohramu, "Suczasna Ukrajina" 27.04.1958; Otaman Petlura, "Wisnyk. Suspilno -Politycznyj Misiacznyk", nr 5/1958; Polśkyj żurnał w oboroni Hoł. Otamana Symona Petlury, "Homin Ukrajiny" 3.05.1958; Lubomyr O. Ortynśkyj, Poljaky boron'iat pam'iat Hoł. Ot. S. Petlury, "Swoboda" 29.05.1958.
31. Deklaracja w sprawie ukraińskiej, "Kultura" nr 5/1977.
32. List Jerzego Giedroycia do Bohdana Osadczuka z 3 grudnia 1991 r.