Miejscem, gdzie można wciąż znaleźć polskie ślady jest port w Tel Awiwie. Powiewa tam polska flaga i można znaleźć informacje, że tu podczas Targów Lewantu w latach 30. mieścił się polski pawilon. Jest jeszcze budynek, w którym mieściła się Lodzija, czyli pierwsza fabryka w Tel Awiwie, nazwana tak na cześć Łodzi, z której pochodzili jej założyciele. Poza tym, mało jest już tych widocznych znaków. Myślałam, żeby stworzyć taką mapę dla osób, które chciałyby poznać Tel Awiw śladami Polanim, lecz te miejsca przetrwały głównie w pamięci.
Przytacza Pani stereotypy dotyczące polskich Żydów: Polani galuti (Polaka z diaspory), którego przesadne maniery europejskiego dżentelmena nie przystają do bliskowschodniej rzeczywistości czy dobrze znany nam, choć w izraelskiej wersji ukazany w krzywym zwierciadle, stereotyp wiecznie umartwionej matki-Polki. Czy te stereotypy nie są dziś anachronizmami?
Są żywe, szczególnie widać je w sitcomach czy programach satyrycznych. Zaznaczmy, że to nie są dowcipy o Polakach w Polsce, tylko o polskich Żydach w Izraelu. Dość powszechny w świecie jest stereotyp przedstawiający Izraelczyków jako przewrażliwionych na swoim punkcie, natomiast sami wobec siebie mają duży dystans i są wręcz brutalni, jeśli chodzi o żarty z narodowych przywar. Dotyczy to po równo wszystkich grup, które przyjeżdżały do Izraela, w tym Polanim.
W popularnym serialu "Ramzor" jest scena, w której córka głównego bohatera tworzy drzewo genealogiczne. Pyta ojca, skąd przyjechał do Izraela. Ten odpowiada: "Moi rodzice przyjechali z Krakowa, zostali stamtąd wygnani przez złych antysemitów". W tym momencie wchodzi żona, która wcześniej złożyła papiery rozwodowe i mówi: "Nie słuchaj ojca, to on jest złym człowiekiem. Nie płacili podatków i musieli uciekać z Polski przed Urzędem Skarbowym!".
Często są to właśnie dowcipy po bandzie, jak o zimnych w łóżku matkach-Polkach, które wiecznie zamartwiają się tym, że ich mężowie za mało zarabiają. W hebrajskim bardzo znane jest powiedzenie: "Nie bądź taką Polką", co oznacza między innymi krygowanie się, przesadną skromność. W innym filmie słyszałem te sformułowanie w kontekście zwierzeń dwóch przyjaciółek: "Mój mąż zaczął mnie unikać, bo zachowuje się wobec niego jak Polka". Bohaterka odwołuje się do swoich ciągłych pytań i upomnień: "a nie jesteś głodny? a nie jest ci zimno? a dokąd idziesz? a o której wrócisz? ale weź talerzyk, bo nakruszysz".
Stereotyp prześmiewczy, choć ciepły zarazem. Sami Polanim też między sobą się z tego śmieją, bo dobrze wiedzą, że to są ich prawdziwe przywary. Ja też już o tym wiem, bo sama się tak zachowuje [śmiech]. A dzięki żartom potrafimy przyjrzeć się swojemu zachowaniu z innej perspektywy.
A co do wzajemnych stereotypów, to kiedy komuś na ulicy mówię, że jestem z Polski, to zazwyczaj słyszę "O, to jak połowa tego kraju" czy "wszyscy tu mamy polskie korzenie". Nigdy nie spotkałam się z negatywną reakcją. Istnieje oczywiście historyczny stereotyp Polaka-antysemity (dotyczy on zresztą wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej), ale nie przekłada się on na jednostkowe relacje.
Przy bliższym poznaniu te wszystkie stereotypy i uprzedzenia nie mają sensu. Jest cała masa rzeczy, które nas łączy. To są zresztą często rzeczy, które postrzegamy jako negatywne: przewrażliwienie na własnym punkcie, poczucie, że świat jest przeciwko nam. To zawsze będzie ważny element polityki i pamięci. Poza tym, bardzo silne przywiązanie do rodziny, tradycji i religii.
O tych podobieństwach mówi w Pani książce Etgar Keret. Stwierdza, że to pragnienie bycia uważanym za najbardziej pokrzywdzonego jest o tyle dziwne, że przecież przyznanie się przed sobą do własnych błędów i słabości jest tak naprawdę aktem siły.
Zastanawialiśmy się wtedy, dlaczego Izraelczycy mają problem z przyznaniem tego, że krzywdzą Palestyńczyków i dlaczego analogicznie Polacy mają problem z przyznaniem, że był antysemityzm przed wojną i że jest on miejscami wciąż żywy. To zdanie powraca do mnie i w Izraelu i w Polsce. Myślę, że jest kluczowe w naszych wzajemnych relacjach. Pogodzenie się z własną historią jest przecież środkiem do tego, żeby iść dalej. Każdy z naszych narodów ma swoje uczucia i żale. Dajmy sobie prawo do tych odczuć, a nie przekonujmy się, że tylko nasza wizja jest jedyną możliwą i idźmy dzięki temu naprzód.
A czy Polska interesuje kogoś we współczesnym Izraelu kto nie jest emocjonalnie związany z Polską?
Samoloty tanich linii są wciąż napakowane i to nie są już tylko wyjazdy szlakiem Holokaustu, lecz np. rodzinne wycieczki na Mazury. Polska stała się atrakcyjnym miejscem na weekendowe wypady, także wśród Żydów z innych kręgów kulturowych. Im zresztą zapewne jest nawet łatwiej przyjeżdżać bez tego bagażu pamięci rodzinnej. To zainteresowanie istnieje i działa na naszą korzyść. Znów przykład telewizyjny: jakiś czas temu widziałam reportaż, w którym pewien dziennikarz, znany z prowokacyjnych wywiadów, zatrzymał pod Złotymi Tarasami w Warszawie rodzinę Mizrachim, Żydów z Bliskiego Wschodu, z torbami pełnymi zakupów. Zapytał, czy zdają sobie sprawę z tego, gdzie się znajdują. Odpowiedzieli, że przecież pod centrum handlowym. Wtedy on: "Tak, ale znajdujecie się też na terenie byłego getta. Czy zrobiliście coś na tym wyjeździe, by poznać historię tego miejsca?". "Tak, byliśmy na Muranowie, odwiedziliśmy Muzeum Polin. Ale teraz pójdziemy do kasyna".
Od pewnego czasu uczy pani w polskiej szkole w Tel Awiwie. Kto, oprócz młodej emigracji, posyła tam swoje dzieci?
To jest szkoła podstawowa, w której zajęcia odbywają się wieczorowo raz w tygodniu. Fantastyczna szkoła; mała, lecz dużo dobra tam się dzieje. Niektórzy rodzice przyjeżdżają specjalnie z innych miast, więc jest to wysiłek organizacyjny. Nie uczymy języka od podstaw, uczęszczają do niej dzieci z domów, w których mówi się po polsku. Oprócz tego prowadzimy zajęcia z wiedzy o Polsce, która uwzględnia geografię i historię.
Są w niej dzieci z mieszanych rodzin polsko-izraelskich czy dzieci pracowników ambasady. Ale zdarzają się też inne historie. Mamy uczennicę, której rodzina nie ma żadnych związków z Polską. Sama nauczyła się języka, bo w dzieciństwie uwielbiała oglądać polskie bajki. W szkole nie chce, żebyśmy używali jej hebrajskiego imienia, tylko jego spolszczonej wersji.
Jest dwójka chłopców z ultraortodoksyjnej rodziny, którzy dla świeckich uczniów są niczym przybysze z innego świata. Ich tata urodził się w Polsce. Są jednymi z naszych najlepszych uczniów, na pamięć znają całe fragmenty "Pana Tadeusza" – tata czytał im go do poduszki. Gdy śpiewamy polski hymn, to stają na baczność i salutują... Chciałabym pokazać tę scenę niejednemu narodowcowi w Polsce, żeby zobaczył jak ten świat jest skomplikowany i że nie sposób go sprowadzić do czarno-białych klisz.
Rozmawiał Patryk Zakrzewski, grudzień 2019
Karolina Przewrocka-Aderet – dziennikarka, korespondentka "Tygodnika Powszechnego" z Izraela. Współautorka antologii "Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny" oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki "W Ziemi Świętej". W Izraelu mieszka od 5 lat.