Mikołaj Gliński: Po wojnie społeczność żydowska w Polsce była zdziesiątkowana. Co sprawiło, że literatura jidysz jednak się odrodziła?
Magdalena Ruta: Stało się to dzięki woli i wysiłkom niewielkiej grupy ocalałych – pisarzy i dziennikarzy – którzy jeszcze przed wojną byli związani z tym językiem. Mimo zmian ustrojowych, przez kilka pierwszych powojennych lat panowała w naszym kraju atmosfera pluralizmu w życiu społeczno-politycznym i kulturowym. Jednak stosunkowo szybko działacze związani z władzą – ocalali z Zagłady Żydzi komuniści – sformułowali program budowania kultury i literatury żydowskiej ideologicznie ujednoliconej i, co za tym idzie, zubożałej w porównaniu do tej przedwojennej. Program ten został oficjalnie ogłoszony i wprowadzony w życie we Wrocławiu w październiku 1949 roku podczas zjazdu Towarzystwa Kultury Żydowskiej. Uznano wówczas realizm socjalistyczny za jedyną właściwą metodę twórczą, która powinna obowiązywać w rozmaitych dziedzinach kultury i sztuki. Tak więc należy mówić o kilku fazach w rozwoju życia kulturalnego i literatury w języku jidysz w powojennej Polsce. Pierwsza to cztery lata od razu po wojnie, kiedy w naszym kraju przebywało wielu twórców o rozmaitych poglądach politycznych i kiedy nadzieje na odrodzenie były największe. Kolejny to lata tzw. socrealizmu, który rozpoczął się oficjalnie w 1949 i trwał co najmniej do roku 1955. Potem nastąpiła odwilż obejmująca krótkie lata 1956–1957, po czym nastał okres względnej stabilizacji, kiedy to nie było już mowy o radykalnych ograniczeniach narzucanych przez schematyzm socrealizmu, ale też nie można było liczyć na niemal nieograniczoną swobodę wypowiedzi, jak w krótkim czasie odwilży.
Czy po wojnie nie było wątpliwości, czy w Polsce warto jeszcze pisać w jidysz?
Ocalali z pewnością nie mieli takich wątpliwości. Przede wszystkim jidysz był językiem, w jakim wypowiadali się jako twórcy jeszcze przed wojną. Musimy pamiętać o tym, że Żydzi stanowili w II RP dość liczną mniejszość narodową, a bogactwo żydowskiego życia było tak ogromne, że funkcjonowanie w jidysz na co dzień było czymś naturalnym. Można zakładać, że język polski nie był obcy twórcom ocalałym z Zagłady, jednak już stopień zanurzenia w polszczyźnie z całą pewnością był różny. Nic więc dziwnego, że pisarze chcieli tworzyć w swoim ojczystym języku i skwapliwie skorzystali z szansy na to, gdy tylko się pojawiła. Poza tym, jak wynika z badań, jidysz po wojnie był w dalszym ciągu pierwszym językiem komunikacji pośród ocalałych, choć może nie w takim stopniu jak przed wojną.
Inną przyczyną, która zapewne nie dopuszczała najmniejszych wątpliwości o sensie takich przedsięwzięć, był fakt, że językiem przeważającej części ofiar był właśnie jidysz. W sensie metaforycznym i dosłownym język ten sam padł ofiarą Zagłady. Stąd z jednej strony poczucie swoistej misji ocalałych, poczucie moralnego obowiązku, by kontynuować kulturę w języku jidysz, której rozwój został tak tragicznie przerwany przez Zagładę, a z drugiej strony – towarzyszące wielu ocalałym twórcom poczucie swoistej świętości tego języka.
Pisarze i czytelnicy jidyszowi wyjeżdżają z Polski w zasadzie przez cały ten, przeszło dwudziestoletni, okres. Fal emigracji przed Marcem było przynajmniej kilka, więc i krąg twórców i czytelników topniał stopniowo. Jak wyglądała ta dynamika?
Największa fala wyjazdów przypadła na lata tuż powojenne, kiedy to w krótkim czasie wyjechało około 100 tysięcy osób z grupy liczącej w szczytowym okresie ok. ćwierć miliona. Wraz z nimi wyjechało wielu pisarzy, w tym ci najbardziej znani i utalentowani. To była wielka strata dla literatury jidysz w Polsce. Już samo porównanie tego, co wydano zaraz po wojnie, kiedy w Polsce przebywali i publikowali tacy twórcy jak: Chaim Grade, Rachela Korn, Rejzl Żychlinska, Awrom Suckewer, Mojsze Knaphejs, Chaim Lejb Fuks, Awrom Zak, z tym, co zostało opublikowane po roku 1949, mówi samo za siebie. Poza swoistym "ujednoliceniem" tematyki i formy twórczości po roku 1949, która wedle założeń socrealizmu miała być "narodowa w formie, a socjalistyczna w treści", nastąpiło też wyraźne obniżenie poziomu wypowiedzi artystycznej.
Kolejna fala wyjazdów zabrała ze sobą liczne grono twórców i czytelników około połowy lat 50. Była ona związana ze zjawiskami, które towarzyszyły odwilży: z jednej strony chodzi o ujawnienie zbrodni stalinowskich, które zapoczątkowało głęboki kryzys duchowy wśród wielu działaczy komunistycznych, członków PZPR, także w gronie żydowskich twórców języka jidysz, a z drugiej strony decydującą rolę w wielu przypadkach odegrała kolejna fala nastrojów antyżydowskich.
O ile łatwo zrozumieć, dlaczego wyjeżdżano w reakcji na falę antysemityzmu, o tyle warto wyjaśnić, o co chodziło z tymi, którzy opuścili Polskę w następstwie załamania swoich przekonań ideologicznych. Świetnym przykładem jest Binem Heller, jeden z najwybitniejszych twórców rewolucyjnych w powojennej Polsce. Poeta ten, gorliwie oddany idei komunizmu, przeżył potężny kryzys ideowy dowiedziawszy się o zbrodniach Stalina, o jego antysemityzmie, jak i o antysemityzmie wielu członków partii komunistycznej w ZSRR i w Polsce. Ofiarami stalinowskich prześladowań padło na początku lat 50. wielu radzieckich twórców języka jidysz, a wśród nich również przyjaciele Hellera. W każdym razie ten załamany i rozczarowany twórca zdecydował się wyjechać pod koniec 1956 roku. Swoje przemyślenia ujął w wierszu rozliczeniowym "Ach, złamano mi życie", napisanym już po opuszczeniu Polski, który wzbudził wielkie kontrowersje i dyskusje w żydowskim świecie. Wyraził tam swoją gorycz i rozczarowanie antysemityzmem panującym w szeregach partii, co dla takich jak on było jawnym sprzeniewierzeniem się i zbezczeszczeniem świętych ideałów komunizmu. Ludzie gorliwie zaangażowani w umacnianie komunizmu w Polsce w okresie odwilży nie widzieli już dla siebie miejsca w polskiej rzeczywistości i dlatego wielu z nich zdecydowało się na emigrację.
Po fali wyjazdów w połowie lat 50. sytuacja kultury jidysz stałaby się dramatyczna, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie przybyła do Polski z ZSRR druga grupa repatriantów, wśród których było wielu polskich Żydów. Znaczna ich część wyemigrowała niemal natychmiast, jednak ci, którzy zdecydowali się pozostać, wsparli kurczące się grono twórców. Sytuacja musiała być jednak niewesoła i to zarówno z powodu emigracji wielu Żydów, jak i z powodu przemian demograficznych, gdyż pokolenie ocalałych starzało się, a młode pokolenie rosło bez znajomości języka swoich rodziców. Widać to wyraźnie w poezji pełnej obaw, że niedługo nie będzie dla kogo pisać, że zabraknie strażników tego symbolu żydowskości, jakim jest język...
Na ile istotne było to, że kształt powojennej literatury i kultury jidysz w Polsce tworzyli Żydzi, którzy wojnę i Zagładę przeżyli w ZSRR?
Faktycznie większość tych, którzy funkcjonowali w Polsce w ciągu tych dwudziestu kilku lat roku 1968, to byli, jak nazwał ich Julian Stryjkowski – ocaleni na Wschodzie, czyli ludzie, którzy wojnę przetrwali na terenie ZSRR. Wpływ ocalałych na Wschodzie na kształt literatury i kultury jidysz w powojennej Polsce widziałabym w kilku wymiarach. Przede wszystkim faktem jest, że większość z ocalałych na Wschodzie stanowili ludzie w związani z komunizmem lub żywiący sympatie lewicowe. Niektórzy, jak np. Dawid Sfard, poeta, dziennikarz, wydawca, działacz społeczny, a przede wszystkim jeden z najważniejszych architektów kultury jidysz w powojennej Polsce, był zadeklarowanym komunistą i jeszcze przed wojną należał do KPP. Podobnie Hersz Smolar, wydawca, dziennikarz, działacz społeczny, Michał Mirski, ideolog partyjny, dziennikarz, krytyk literacki czy Ber Mark - historyk, krytyk literacki, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. Tak więc niewątpliwie ich poglądy polityczne odegrały zasadniczą rolę w kształtowaniu kultury jidysz w PRL. Doskonale to widać np. po zmieniającym się tonie publikacji w prasie jidysz na przestrzeni pierwszych pięciu lat po wojnie: od stosunkowo dużej różnorodności tematycznej, ideologicznej itp. po dominację jednego słusznego światopoglądu i ostrą nagonkę prasową na twórców "nieprawomyślnych", którzy jeszcze do niedawna byli tolerowani, a którzy po wyjeździe z Polski poważyli się krytykować upartyjnienie życia, ideologizację twórczości w Polsce itp.
Ten wpływ na kształt literatury czy kultury jednak bardziej wynika z zaangażowania ideologicznego decydentów, niż z faktu ich ocalenia na Wschodzie. Gdybym miała szukać bezpośrednich skutków dla literatury jidysz, które mogłoby by być wynikiem przetrwania wojny w ZSRR przez jej twórców, to zwróciłabym raczej uwagę na odmienne doświadczenia związane z wojną i Zagładą, jakie były udziałem obu grup – tych którzy spędzili wojnę w okupowanej Polsce i tych, którzy spędzili ją w ZSRR. Jak wiadomo, spora grupa polskich Żydów, podobnie jak i inni obywatele państwa polskiego, uciekła na wschodnie rubieże naszego kraju po ataku Niemców 1 września 1939 roku. Tymczasem już 17 września 1939 okazało się, że wschodnia część Polski została zaanektowana przez ZSRR. Uciekinierzy, szukający schronienia w Białymstoku lub we Lwowie, niespodziewanie znaleźli się w innym państwie… Również i później, jesienią i zimą pierwszego roku wojny, uciekano przed Niemcami do ZSRR. Wszyscy, którzy zdołali się przedostać do strefy zajętej przez Związek Radziecki, przez niemal dwa lata, bo do 21 czerwca 1941 roku, kiedy to Niemcy wypowiedzieli wojnę ZSRR, żyli we względnym spokoju. Było im trudno z powodów materialnych, czy ze względu na zmiany, jakie nowa komunistyczna władza wprowadzała na zdobytym terenie, jednak te trudności nie miały nic wspólnego z tym, co niosła ze sobą wojna. Również i później, kiedy po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej zostali ewakuowani w głąb ZSRR lub kiedy – co miało miejsce w wielu wypadkach – trafili do łagrów, nie byli bezpośrednimi świadkami działań wojennych, żyli z dala od frontu. Myślę, że właśnie takie doświadczenia, jak: brak bezpośredniego świadkowania złu Holokaustu na terenach zajętych przez Niemców, a także uczestniczenie w życiu wielkiego kraju, którego żydowscy mieszkańcy byli nie tylko ofiarami niemieckich najeźdźców, ale też czynnie walczyli przeciw agresorowi jako żołnierze w szeregach Armii Czerwonej, musiał odcisnąć swoje piętno na psychice ocalałych na Wschodzie. Wymieniłabym tutaj dwa zasadnicze skutki sytuacji opisanej powyżej: mniejszą dewastację psychiczną oraz niezrozumienie zachowania społeczności żydowskiej zamkniętej w gettach czy żyjącej w ukryciu po stronie aryjskiej, której zaczęto zarzucać bierne przyjmowanie śmierci z rąk niemieckich prześladowców itp. To z pewnością musiało rodzić rozmaite napięcia i nieporozumienia pomiędzy ocalałymi w powojennej Polsce. No i przełożyło się też bezpośrednio na literaturę, owocując choćby serią utworów gloryfikujących bojowników warszawskiego getta i dosadnie krytykujących masy, które bez walki szły na rzeź…
Dla kogo pisali twórcy jidysz?
Różnie z tym bywało. Chcieli pisać dla swoich czytelników, jednak ci masowo wyjeżdżali. Literatura w państwie socjalistycznym miała być przystępna, jasna, zrozumiała, tak aby sięgnąć mógł po nią każdy. Wiadomo jednak skądinąd, że robotnicy żydowscy nie chcieli czytać poezji, która była dla nich za trudna. Również natrętny ton propagandowy publikacji socrealistycznych nie wzbudzał zachwytu. Zaczęto więc organizować akcje nakłaniania mas robotniczych do abonowania prasy czy publikacji wydawnictwa Idisz Buch. Dbali o to agitatorzy z lokalnych oddziałów TSKŻ, zwani "mojcher-sforemnikes" ("handlarze książek"). Dzięki ich wysiłkom liczba abonentów np. w roku 1953 liczyła 5300. Po fali emigracyjnej okresu po odwilżowego liczba ta spadła do kilkuset. Sytuacja poprawiła się nieco po przyjeździe drugiej fali repatriantów z ZSRR w połowie lat 50., kiedy to znowu publikacje Idisz buch abonowało kilka tysięcy czytelników.
Była też inna grupa odbiorców prawdziwie spragnionych jidyszowych publikacji z Polski – byli to radzieccy Żydzi. W ZSRR, gdzie w 1948 roku Stalin zlikwidował kulturę i literaturę jidysz, mordując lub zamykając w więzieniach jej twórców, prasa i literatura jidysz z Polski była dla radzieckich Żydów towarem bardzo pożądanym. Piszą o tym w swoich wspomnieniach Dawid Sfard i Hersz (Grzegorz) Smolar – polscy Żydzi nadający ton ówczesnemu żydowskiemu życiu kulturalnemu w Polsce. Wychodząca u nas prasa jidysz była też miejscem, gdzie przez pewien czas radzieccy twórcy mogli publikować swoje teksty w tym języku.
Warto również dodać, że – jak wynika z rozmaitych dokumentów których autorami są osoby związane z wydawnictwem – poza okresem stalinowskim książki publikowane w Polsce były wysyłane na cały świat, do 24 krajów.
Jak żywy był powojenny jidysz? Czy gdzieś można było go usłyszeć?
W okresie tuż powojennym na Dolnym Śląsku, dokąd kierowano repatriantów z ZSRR, były miasteczka, gdzie – jak można przeczytać we wspomnieniach – jidysz był żywy, słychać go było na ulicach. Tak było np. w Dzierżoniowie (wówczas zwanym Rychbachem), Świdnicy, pewnie też we Wrocławiu. Kolejne fale emigracji przyczyniały się do topnienia miejscowych społeczności żydowskich, również upływ czasu robił swoje.
O czym głównie piszą powojenni pisarze jidysz?
Śmierć członków najbliższej rodziny, przyjaciół i znajomych, a także zniknięcie całego przedwojennego żydowskiego świata położyły się cieniem na życiu wszystkich ocalałych Żydów. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że temat Zagłady zdominował pierwsze lata po wojnie, ale i później, do samego końca istnienia literatury jidysz w Polsce, do roku 1968, mocno zaznaczał swoją obecność. To, nawiasem mówiąc, cecha nie tylko literatury jidysz w Polsce, lecz na całym świecie. Ten cień Zagłady widać w powracających motywach takich jak np. rozmyślania o tym, jak zginęli najbliżsi, wyrzuty sumienia z powodu nieobecności przy bliskich w godzinie ich śmierci, nieustanne wadzenie się z Bogiem za brak ingerencji w historię, wezwanie do zemsty na Niemcach, oskarżenie świata o obojętność itp. Po powrocie ocalałych z ZSRR do Polski i po rozpoznaniu sytuacji, w jakiej po wojnie znaleźli się polscy Żydzi, zrodziła się wielka potrzeba opłakania zmarłych i zaświadczania o ich losie, a także pragnienie odrodzenia życia żydowskiego i żydowskiej kultury. Wielu twórców postrzegało pozostanie w Polsce i pracę nad odbudową kultury żydowskiej, a także opiekę nad żydowskimi grobami jako swoisty imperatyw moralny.
O czym jeszcze oprócz Zagłady piszą ci autorzy?
Literatura jidysz (podobnie jak literatura polska) miała być wykorzystana do wykształcenia tzw. nowego człowieka żydowskiego – aktywnego internacjonalisty, wydajnie pracującego w przemyśle, działającego na rzecz swojej klasy, a dopiero potem na rzecz swojego narodu. Jednak zalecenia komunistycznych decydentów nijak się miały do tego, o czym faktycznie pisano. Polityka przegrała z żałobą, która była udziałem wszystkich żydowskich twórców. Nurt socrealistyczny w literaturze jidysz, czyli ten podejmujący tematy typowe dla tamtej epoki (pochwała nowego komunistycznego świata z jego wielkimi budowami, przemysłem, kolektywizacją, panegiryki na cześć Stalina czy Bieruta, krytykowanie „wrogich” państw kapitalistycznych itp.), trwał dość krótko, obejmując lata 1949–1955. Ale i wówczas z literatury nie zniknął ton żałoby, co wywoływało wielkie niezadowolenie reżimowych krytyków. Po okresie socrealizmu tematyka dlań typowa znikła, pojawiły się za to nowe tematy – od rozrachunków z okresem błędów i wypaczeń oraz polemiki z polskim antysemityzmem począwszy, poprzez bardzo intensywny powrót do tematów zagładowych, zainteresowanie Izraelem, tradycyjną kulturą żydowską, po problematykę psychologiczną, moralną, refleksje o żydowskiej tożsamości po Zagładzie w powojennej Polsce itp.