Poprzednie sprawozdanie z polskiego życia teatralnego w latach 2004-2006 zatytułowałem "Atak młodszych braci (i sióstr)". Wskazywałem na zjawisko widoczne w pierwszych sezonach XXI wieku, a mianowicie silnej obecności w polskim teatrze młodego pokolenia reżyserów. W minionych dwóch sezonach tendencja ta się nie odwróciła. Reżyserzy, których wspominałem: Maja Kleczewska, Jan Klata, Przemysław Wojcieszek (który jest również autorem dramatycznym) nadal są na fali. Uzyskali nawet swego rodzaju nobilitację przygotowując premiery w czołowych polskich teatrach. W Teatrze Narodowym w Warszawie Kleczewska zrealizowała spektakl pt. Fedra, będący kompilacją różnych tekstów o antycznej bohaterce. W Starym Teatrze w Krakowie (mającym również status teatru narodowego) Jan Klata wystawił dwa przedstawienia: Trzy stygmaty Palmera Eldritcha wg powieści Philipa Dicka i Oresteję Ajschylosa, a Kleczewska wyreżyserowała tu Sen nocy letniej Szekspira i Zbombardowanych / Blasted Sary Kane. Wreszcie w warszawskich Rozmaitościach Klata pracował nad autorskim tekstem Weź, przestań, a Przemysław Wojcieszek oprócz własnej sztuki Cokolwiek się zdarzy, kocham cię wystawił debiutancki dramat głośnej i popularnej pisarki młodego pokolenia Doroty Masłowskiej - Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku. Wszystkie te premiery były kontrowersyjnie przyjęte, choć potwierdziły pozycję ich twórców jako "Young Power" polskiego teatru. Młodym artystom nadal kibicuje część krytyki, ich dokonania spotykają się również z autentycznym zainteresowaniem publiczności.
Jednocześnie młodzi reżyserzy czują już za sobą oddech jeszcze młodszych, którzy w równie hałaśliwy sposób próbują zaznaczyć swoją obecność. Wśród nich należy wymienić Michała Zadarę - absolwenta wydziału reżyserii krakowskiej szkoły teatralnej, który po debiucie w Starym Teatrze w ekspresowym zgoła tempie przygotował kilka premier (najciekawsze z nich to Kartoteka Różewicza we wrocławskim Teatrze Współczesnym i Odprawa posłów greckich - staropolski utwór Jana Kochanowskiego wystawiony w Starym Teatrze). Kolejny debiutant - Artur Tyszkiewicz - odniósł sukces inscenizacją Iwony, księżniczki Burgunda Witolda Gombrowicza w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. W gronie najmłodszych reżyserów warto śledzić prace Pawła Passiniego (oryginalna Klątwa Stanisława Wyspiańskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu), Wiktora Rubina (Mojo Mickybo Owena McCafferty w Teatrze Krypta w Szczecinie i Tramwaj zwany pożądaniem Tennessee Williamsa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy), czy Moniki Strzępki (żywe reakcje wzbudziły jej przedstawienia w Wałbrzychu: Był sobie Polak Polak Polak i diabeł i w Teatrze Polskim we Wrocławiu: Dziady - ekshumacje - oba według tekstów młodego dramaturga Pawła Demirskiego).
Co ciekawe: chyba tylko metryka wymienionych wyżej artystów czyni z nich wspólnotę. Oczywiście większość z nich poszukuje dopiero swojego języka teatralnego, ale w każdym można już odkryć indywidualne rysy. Niektórych mocniej wydają się angażować problemy rzeczywistości w wymiarze społecznym czy nawet politycznym, inni szukają swoich tematów bardziej w psychologii człowieka (modne szczególnie stały się zagadnienia tożsamości seksualnej). Młodemu pokoleniu reżyserów można postawić wiele zarzutów (i część krytyki robi to chętnie), zwłaszcza w dziedzinie umiejętności czysto warsztatowych (np. pracy z aktorami), naśladownictwo zagranicznych wzorów (u niektórych widać wyraźne zapatrzenie w teatr Rene Pollescha), ale trudno im odmówić pasji w tworzeniu teatru. Silna inspiracja popkulturą, filmem, muzyką pozwala młodemu teatrowi nawiązać żywy kontakt z równie młodą publicznością.
Nie jest jednak tak, że o obliczu polskiego teatru ostatnich dwóch sezonów zadecydowali tylko młodzi reżyserzy. Wprost przeciwnie. Wydaje się, że najważniejsze i najciekawsze dokonania łączą się z pokoleniem 40-latków - artystów, którzy debiutowali w początkach lat 90., a dzisiaj osiągają dojrzałość.
Hanoch Levin, "Krum", reż. Krzysztof Warlikowski, scen. Małgorzata Szczęśniak, TR Warszawa 2006, fot. Stefan Okołowicz
Najlepszy tego przykład to Krzysztof Warlikowski. Na początku swej kariery spotykał się z niechęcią krytyki i niezrozumieniem publiczności. Po ostatnich jego spektaklach w Teatrze Rozmaitości w Warszawie: Krum izraelskiego pisarza Hanocha Levina i Aniołach w Ameryce Tony Kushnera niedawni przeciwnicy wycofują słowa krytyki. Mówi się: Warlikowski dojrzał, stał się klasowym artystą, być może najważniejszym w Polsce obok Krystiana Lupy. Premierze Aniołów w Ameryce towarzyszyły szczególne emocje. Oczekiwano, że sztuka Kushnera, będąca rozrachunkiem z problemami Ameryki pod rządami Ronalda Reagana, w interpretacji Warlikowskiego będzie manifestem polityczno-obyczajowym wymierzonym w polską rzeczywistość, tak silnie w ostatnich dwóch latach zdominowaną przez prawicową władzę. Tymczasem Warlikowski, który we wcześniejszych przedstawieniach poruszał już problemy homoseksualizmu, w Aniołach w Ameryce uczynił to z wielką subtelnością.
Tomasz Tyndyk i Maja Ostaszewska w "Aniołach w Ameryce", reż. Krzysztof Warlikowski, scen. Małgorzata Szczęśniak, TR Warszawa 2007, fot. Stefan Okołowicz
Pokazał osobiste tragedie bohaterów, nie ograniczając przesłania spektaklu do publicystyki społeczno-politycznej. O wymiarze artystycznym teatru Warlikowskiego decyduje również znakomite aktorstwo. Warlikowski stał się w tej chwili wizytówką polskiego teatru za granicą. Teatr Rozmaitości jeździ po całym świecie z jego spektaklami. Reżyser coraz częściej podejmuje się również reżyserii operowej (m.in. w Paryżu i ostatnio w Monachium).
Obok Warlikowskiego w grupie reżyserów, którą jeden z krytyków określił mianem "mądrych 40-letnich" znajdują się m.in. tacy twórcy, jak: Anna Augustynowicz, Piotr Cieplak, Marek Fiedor, Mariusz Grzegorzek, Paweł Miśkiewicz, Piotr Tomaszuk. Każdy z nich ma już w dorobku świetne prace, w ostatnich dwóch sezonach potwierdzili pozycję czołowych polskich reżyserów. Co ciekawe presja atmosfery politycznej w kraju odcisnęła swój ślad na twórczości niektórych z nich. Oto Piotr Cieplak, dotychczas unikający bezpośredniego zaangażowania w wypowiedzi polityczne na scenie, zrealizował w Teatrze Powszechnym w Warszawie autorski spektakl według Wesela Stanisława Wyspiańskiego, w którym ten klasyczny dramat z przełomu XIX i XX wieku (ukazujący polskie nastroje społeczne okresu niewoli) uczynił pamfletem na polską rzeczywistość roku 2007. Również w przedstawieniach Anny Augustynowicz (Miarka za miarkę w Teatrze Powszechnym w Warszawie) czy Marka Fiedora (Wyszedł z domu Tadeusza Różewicza w Teatrze Polskim w Poznaniu; Fiedor wyreżyserował też Baala Brechta w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu - świetnie przyjęty spektakl) można odebrać jako głos w debacie publicznej o ważnych problemach współczesnej Polski. Wydaje się jednak, że artyści ci w przeciwieństwie do młodszych reżyserów lepiej rozumieją, że o wartości spektaklu decyduje również jego forma teatralna, a nie tylko słuszne intencje.
Warto jeszcze wspomnieć o mistrzach teatralnej reżyserii. Krystian Lupa nieco więcej czasu poświęcał ostatnio pracy za granicą (m.in. wystawił oryginalną wersję Mewy Czechowa w Petersburgu), ale w Teatrze Dramatycznym w Warszawie wyreżyserował sztukę swojego ulubionego autora Bernharda Na szczytach panuje cisza. Przedstawienie krytyka komplementowała: "stary, dobry Lupa".
Sławomir Mrożek, "Miłość na Krymie", reż. Jerzy Jarocki, scen. Jerzy Juk Kowarski, Teatr Narodowy 2007, fot. Stefan Okołowicz
Wierny swoim autorom pozostaje również Jerzy Jarocki, który po świetnej adaptacji Kosmosu Gombrowicza wyreżyserował w Teatrze Narodowym sztukę Sławomira Mrożka Miłość na Krymie.
W ciągu minionych dwóch lat nieco zmieniła się geografia polskiego życia teatralnego. Trudno w tej chwili wskazać wyraźne centrum naszego teatru. Po śmierci Jerzego Grzegorzewskiego Teatr Narodowy w Warszawie pod dyrekcją Jana Englerta przyjął formułę teatru eklektycznego, w którym swoje miejsce ma Jerzy Jarocki, zapraszani są reżyserzy zagraniczni (Jacques Lassalle wyreżyserował tu Świętoszka), ale także przyciągane są młode gwiazdy reżyserii (Kleczewska, Zadara, Agnieszka Olsten).
Stary Teatr w Krakowie pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego wyraźnie postawił na młodych reżyserów (pracują tu między innymi wspominani: Kleczewska, Klata, Zadara). Pomysłem programowym Starego Teatru były warsztaty poświęcone wybranym tematom repertuarowym (ostatni sezon poświęcono inspiracjom antycznym). Najlepsze prace młodych reżyserów wchodzą do repertuaru teatru. Otwarcie zasłużonej sceny na nowe propozycje spotyka się z krytyką części prasy. Należy jednak docenić konsekwencję Mikołaja Grabowskiego i jego chęć odświeżenia Starego Teatru, który po latach świetności znalazł się w kryzysie.
Karolina Kozak w "Transferze!", reż. Jan Klata, scen. Mirek Kaczmarek, Teatr Współczesny, Wrocław 2007, fot.: Bartłomiej Sowa
Pupilem krytyki przestał być w 2006 roku Teatr Wybrzeże w Gdańsku, kiedy jego dyrektor Maciej Nowak odszedł ze stanowiska i objął dyrekcję Instytutu Teatralnego w Warszawie. Rolę ośrodka promującego młody teatr usiłuje za to przejąć Teatr Polski we Wrocławiu pod dyrekcją krytyka teatralnego Krzysztofa Mieszkowskiego. Niestrudzona w wspieraniu młodych reżyserów pozostaje Krystyna Meissner, dyrektorka wrocławskiego Teatru Współczesnego, a zarazem organizatorka jednego z najbardziej prestiżowych międzynarodowych festiwali - Dialog. Tutaj pracują Michał Zadara, Agnieszka Olsten, a Jan Klata zrealizował projekt teatralny Transfer, w którym wystąpiły autentyczne osoby - Polacy i Niemcy, będący ofiarami przesiedleń w czasie II wojny światowej.
Żywymi miejscami pozostają teatry w miastach prowincjonalnych na południu Polski: w Legnicy i w Wałbrzychu, a własne aspiracje w poszukiwaniu nowoczesnego teatru ujawnił również Teatr Polski w Bydgoszczy. Nowy sezon (2007/2008) przynosi natomiast bardzo istotne zmiany w życiu teatralnym Warszawy. Zmienia się dyrekcja aż czterech scen, m.in. Paweł Miśkiewicz przejął Teatr Dramatyczny, a Bartosz Zaczykiewicz - dotychczasowy dyrektor cenionego teatru w Opolu - został dyrektorem Teatru Studio. Również w przyszłym roku Krzysztof Warlikowski ma objąć swój własny teatr w Warszawie.
Powstają też nowe teatry, które znakomicie wpisują się w życie teatralne swoich miast i całego kraju. Z dużym uznaniem zarówno krytyki, jak i publiczności spotkał się Teatr Polonia, który w dawnym kinie w centrum Warszawy własnym wysiłkiem uruchomiła znakomita aktorka Krystyna Janda. Co ciekawe Polonia nie jest teatrem komercyjnym. W jego repertuarze są odważne sztuki współczesne, m.in. Darkroom wg powieści Rujany Jeger w reż. Przemysława Wojcieszka, ale także klasyka, np. Szczęśliwe dni Becketta w reż. Piotra Cieplaka z udziałem Jandy. Swoje miejsce zaznaczył również niezależny Teatr Wytwórnia prowadzony przez dramatopisarkę Małgorzatę Owsiany, a działający w nieczynnej fabryce wódek w dawnej robotniczej dzielnicy Warszawy. Podobnie wybił się Teatr Łaźnia Nowa kierowany przez reżysera Bartosza Szydłowskiego w nieczynnych warsztatach szkolnych dawnej huty im. Lenina w Krakowie - Nowej Hucie. Co ważne działalność takich teatrów, jak Wytwórnia czy Łaźnia Nowa nie ogranicza się tylko do artystycznych eksperymentów. Teatry te stały się swego rodzaju ośrodkami kultury promieniującymi na trudne otoczenie.
Minione dwa lata były dla Polski okresem szczególnym. Prawicowa władza forsowała swoją wizję państwa. W praktyce wynikały z tego co i rusz polityczne skandale. Atmosfera ciągłego konfliktu oczywiście udzielała się także teatrowi. Nie pozostawał on obojętny na panującą atmosferę. Choć paradoksem jest to, że gdy na początku obecnego sezonu zapowiadano kilka premier, które wyraźnie obliczone były jako reakcja na polityczno-społeczną rzeczywistość (m.in. Czarownice z Salem Millera, Proces wg Kafki, Sprawa Dantona Przybyszewskiej czy Szewcy Witkacego) w przedterminowych wyborach parlamentarnych partia rządząca poniosła dotkliwą porażkę, a władzę przejmują liberałowie. Czy jednak dla teatru będzie to lepszy czas?
Autor: Wojciech Majcherek, październik 2007.