Pretensjonalna taniocha
Tekst "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" ukazał się drukiem w miesięczniku "Dialog" w 1962 roku, a drugi człon jego tytułu szybko stał się elementem codziennego języka. Jak czytamy w recenzji z premierowej inscenizacji dramatu, robił on wówczas "karierę najmodniejszego sloganu". Rzeczoną inscenizacją była produkcja Teatru Telewizji w reżyserii Adama Hanuszkiewicza inaugurująca zainicjowane przez niego Studio 63 proponujące realizacje o charakterze formalnego eksperymentu (w "Dzienniku Łódzkim" zapowiedziane zostało jako "scena ekskluzywna, nastawiona na widza bardzo wyrobionego, coś w rodzaju trzeciego stopnia wtajemniczenia"). Czterdziestominutowy spektakl telewizyjny (dostępny bezpłatnie na platformie Telewizji Polskiej) zdaje się dobrze oddawać naturę tekstu Różewicza. To minimalistyczna, prosta realizacja, w której w warstwie wizualnej dominuje symetria. Aktorki i aktorzy przez zdecydowaną większość czasu patrzą prosto w obiektyw kamery – ten zabieg podkreśla oczywiście sztuczność inscenizacji; oddala od jakichkolwiek resztek realizmu, iluzji, że podglądamy jakiś wydarzający się naprawdę świat. W sfabrykowanej w dziele Hanuszkiewicza rzeczywistości Ona pojawia się u boku Niego dzięki cięciu taśmy w sposób nagły, jakby magiczny – nie wkracza w kadr, ale gwałtownie się w nim zjawia. Innym gestem uwypuklającym formalny charakter spektaklu jest objęcie pierwszej sekwencji w ramę obrazu. Scena recytacji staje się więc obrazem w obrazie, podwójnie ramowanym występem. Obraz pojawia się też w tle w dwóch kolejnych częściach. Co ciekawe z jakiegoś powodu wymianę zdań o "Zmierzchu Zachodu" jako podpórce pod nogę stołu z inscenizacji Hanuszkiewicza usunięto.
Spektakl z udziałem między innymi samego reżysera, a także Zbigniewa Zapasiewicza, Aleksandry Śląskiej czy Andrzeja Łapickiego został przez krytykę uznany za udaną adaptację głośnego już wówczas dramatu. Choć sam tekst budził niekiedy wątpliwości, między innymi u dziennikarza i recenzenta teatralnego Bolesława Surówki, który, jak pisano w "Dzienniku Zachodnim" niewiele ponad miesiąc po premierze w Studiu 63
uznał ją za zbyt trudną i skomplikowaną dla masowego odbiorcy, a ponadto zaprotestował przeciwko szydzeniu ze stabilizacji. Uważa bowiem, że nie należy się czepiać ludzi za to, że się już trochę (bardzo niewiele, jak stwierdza) odkuli, że im się jako tako powodzi.
Krytycznie do dramatu "Świadkowie…" odniósł się także Antoni Słonimski, który na łamach "Szpilek" określił dramat Różewicza "pretensjonalną taniochą", stwierdzając, że tekst to intelektualny banał nieudolnie imitujący głębię. Wydaje się jednak, że krytyczne spojrzenie Różewicza na kruchość materialnego bezpieczeństwa nie nosiło znamion szyderstwa, a było próbą twórczego przetworzenia egzystencjalnego namysłu. Trudno też zgodzić się, że struktura języka zastosowana przez Różewicza nadawała całości banalnego charakteru – “Świadkowie albo nasza mała stabilizacja” to raczej oddalona od publicystycznej wulgarności próba oddania poprzez język atmosfery stagnacji naznaczonej przez oczekiwanie na niejasną katastrofę.