Na tym nie kończą się absurdalne konteksty tej produkcji. Trudno bowiem o drugą serialową propozycję, która, wzbudzając tak duże zainteresowanie, już na starcie otrzymałaby tak niewielki mandat zaufania widowni. W "The Office PL" nie wierzył niemal nikt. Serial Canal+ musiał bowiem mierzyć się z podwójną legendą brytyjskiej i amerykańskiej wersji serialu, a także z efemeryczną tradycją rodzimego kina absurdu. Powodów było więcej – chociażby zawirowania związane z produkcją, w trakcie której doszło do wymiany reżysera, a Maciej Bochniak ("Magnezja"), który finalnie miał wyreżyserować całość, w wywiadach przyznawał, że "The Office" zaczął oglądać po otrzymaniu angażu do produkcji.
Śmiech przez wstyd
Na szczęście "The Office PL" okazało się sympatycznym zaskoczeniem, a tym, co pozwoliło serialowi obronić się przed wszechobecnym sceptycyzmem, był absurd. Scenarzyści pod dowództwem Łukasza Sychowicza odrobili zadanie domowe i spróbowali przełożyć z angielskiego na polski nie tylko samą opowieść, ale i społeczne napięcia, które serial Gervais i Merchanta rozbrajał.
Tak też na ekranie obok dychotomii prowincji i metropolii (niezawodnej w polskiej komedii co najmniej od czasów "Kogla Mogla" i "Kochaj albo rzuć") rysowali inne nasze wewnętrzne opozycje i wyśmiewali różne stereotypy. Dostawało się polskim "Sebixom", bezrefleksyjnej bananowej młodzieży, natchnionym ekologom, internetowym "madkom", obyczajowym liberałom i zacofanym, prawicowym tradycjonalistom. Choćby wtedy, gdy grana przez Adama Woronowicza postać wyrażała – charakterystyczne dla części polskiej prawicy – przywiązanie do pontyfikatu Benedykta XVI będącego od lat na papieskiej emeryturze. Polskie "The Office" dla wielu (także dla niżej podpisanego) okazało się pozytywnym zaskoczeniem – Piotr Polak mierzący się z legendą Steve’a Carella pokazywał, że jest aktorem o niezwykłej warsztatowej świadomości, Woronowicz potwierdzał naturalny komediowy talent, a "małomiasteczkowy" Dawid Podsiadło – dystans do siebie. Na rodzimym rynku dwunastoodcinkowa seria okazała się tym samym jednym z najciekawszych serialowych tytułów roku, ale reakcje na nią były skrajne, co tylko potwierdzało, że komedia absurdu jest jednym z najtrudniejszych gatunków, jakie można uprawiać – zwłaszcza – w polskim kinie.
"Z uszu nie wyciekało, serce nie bolało…"