Wesele to przymus dobrej zabawy, a gdy jej nie ma, najczęściej obwinia się o to zespół lub didżeja. Ich muzykę traktuje się użytkowo: w książce, która jest efektem badań projektu "Wesela 21", jeden z rozmówców mówi, że muzyk weselny to ktoś taki jak kelner. Zaś przeglądając oferty zespołów weselnych, można odnieść wrażenie, że co rusz kryje się tam smutna opowieść o niespełnionych ambicjach artystycznych: nieudanych występach w talent show czy niepowodzeniach na rynku z własnym repertuarem.
Prowadziliśmy badania i wśród wodzirejów, i didżejów, i zespołów weselnych – to całkiem zróżnicowane grupy. Warto zwrócić uwagę na klasowe postrzeganie tego, czym jest wesele. Są wesela, na które wynajmuje się kwartet smyczkowy czy artystów pierwszoligowych, rozpoznawalnych. Natomiast "granie wesel" w potocznym odbiorze brzmi jak chałturzenie. Tak samo zresztą jest odnośnie rejestracji wizualnej, pracy fotografów i filmowców. Te środowiska są traktowane bardzo użytkowo w kontekście wesel – to rzemiosło, w którym liczy się fachowość i dobra obsługa klienta. Trzeba umieć zrobić dobre zdjęcia (czyli takie, które udowodnią, że wszyscy świetnie się bawili), tak jak trzeba umieć dobrze zagrać wesele. Zespół, który jest postrzegany jako dobry, to taki, który będzie komunikatywny, który będzie reagował na życzenia gości i będzie umiejętnie wyczuwał te oczekiwania zebranych. Ich zadaniem jest sprawić, że wszystko się powiedzie. Przy czym wiadomo, że wesele jest najczęściej wydarzeniem jednorazowym i powtórek nie ma.
Pamiętam rozmowę z muzykiem z zespołu z okolic Rzeszowa, który wykonuje zarówno covery, jak i muzykę regionu; muzyka popularna przeplata się tam z tradycyjnymi melodiami w nowych aranżacjach. On był bardzo dumny z tego, że nie kończąc żadnych szkół muzycznych (uczył się wyłącznie od starszych kolegów po fachu) udało mu się stworzyć własny zespół i że potrafi zrobić dobre wesele, czyli grać to, co się ludziom podoba. Nie czuł się odsunięty od głównego obiegu muzycznego, tylko identyfikował się jako muzyk weselny. To była rozmowa z fachowcem, który wie, że jest na swoim miejscu i odczuwa z tego powodu satysfakcję.
Pokazał mi też swój segregator ze spisem utworów; te zespoły przecież też mają próby, przygotowują się, zmieniają i uaktualniają swój repertuar. Nagrywaliśmy też wesele w Białej Podlaskiej, gdzie muzycy śpiewali wraz z gośćmi weselnymi przy stołach, po polsku i białorusku. Bardzo płynnie przechodzili z instrumentarium elektrycznego, powiedzmy "rockowego", na instrumenty akustyczne.
Myślę, że te postawy są bardzo zróżnicowane. Są ludzie tacy jak wspomniany pan z Rzeszowa i są ludzie, którzy zajmują się tym, ponieważ inne przedsięwzięcia muzyczne nie powiodły się. Nie znaleźli dla siebie miejsca na rynku muzycznym, ale skoro są muzykami, to grają te wesela, choć sami mają niezbyt afirmujący stosunek do tego.
Ale może być też tak, że taką pozę przyjmuje się na zewnątrz. W naszej kulturze huczne wesele jest czymś z porządku kultury wiejskiej, co zostało utrwalone przez literaturę, kino. Nie mamy wzorów wesel mieszczańskich, dlatego wszystko, co się kojarzy z weselem, pobrzmiewa nam jeśli nie kiczem, to czymś nie do końca trafionym. Wspominał o tym Andrzej Leder w rozmowie opublikowanej w naszej książce podsumowującej badania.
Wesela przebiegają zazwyczaj według ściśle określonego schematu. W ramach badań rejestrowali państwo dźwięk towarzyszący wszystkim tym elementom. Gdybyśmy mogli omówić po kolei weselne "stałe fragmenty gry" z muzyką w tle... Zaczynając od początku: jakie ścieżki dźwiękowe towarzyszą ceremoniom w kościele lub Urzędzie Stanu Cywilnego?
Dość często, jeszcze przed wyjściem z domu, następuje moment błogosławieństwa przez rodziców – nawet jeśli para mieszka ze sobą przed ślubem. Chwila błogosławieństwa ma zwykle dość sentymentalną oprawę, a to bardzo ważny moment, towarzyszy mu wzruszenie. Ważne są słowa – jak zresztą podczas wielu innych momentów rytuału, można uzmysłowić sobie ich sprawczą moc. O to, co mają wówczas robić, rodzice pytają często fotografa lub przygotowują się szukając w internecie porad czy gotowych przemów. Byłam świadkiem sceny błogosławieństwa, podczas której matka panny młodej spytała swoją matkę: "Co teraz mam robić?" i odpowiedź brzmiała: "Czyń swą powinność". Otóż to.
Jeśli chodzi o ścieżki dźwiękowe ślubów zawieranych w urzędzie, to jest to bardziej sformalizowane: rzadko kiedy pojawia się tam "żywa muzyka", najczęściej jest to odtworzony "Marsz" Mendelssohna. Od kilku lat istnieje możliwość zawierania ślubów cywilnych w plenerze na wzór anglosaski (Polskie Stowarzyszenie Konsultantów Ślubnych wywalczyło tę zmianę w przepisach) i tutaj zaczyna się większa dowolność.
Śluby kościelne są dużo bardziej różnorodne. Do świątyni (w zależności o jakim obrządku mówimy; podczas rejestracji w cerkwi prawosławnej nic dodatkowego się nie działo, ale oprawa była nader uroczysta: śpiewał chór, który uświetnia msze podczas najważniejszych świąt) zaprasza się muzyków, którzy wykonują różne utwory (zwykle to ulubione motywy muzyczne pary młodej). Najczęściej jest to wcześniej ustalane z księdzem. Podobnie zresztą jest w przypadku fotografów: by pracować w kościołach, potrzebują licencji, oficjalnego dokumentu potwierdzającego to, że znają reguły liturgii i w niewłaściwych momentach nie będą robić zdjęć.
Nagrywając śluby kościelne, przypinaliśmy mikroporty zarówno parze młodej, jak i księdzu. Dzięki temu mogliśmy wychwycić didaskalia, które nie są liturgicznymi tekstami. Na przykład często powtarzał się ten sam żart, który księża wypowiadali, żeby rozładować atmosferę w trakcie zawiązywania stuły na dłoniach młodych: "Teraz was zwiążę, ale mocno, bo to na całe życie".
Kapitalnym obszarem dźwiękowym są te momenty, gdy goście zjeżdżają się do domu weselnego albo gdy po uroczystości kościelnej składają parze młodej życzenia. Na ogół tych życzeń się nie pamięta, są niezwykle ulotne, ale ciekawe jest to, co się tam powtarza. Jedna z przygotowanych audycji w oparciu o nagranie jest montażem opartym o ten moment, wybrzmiewa w nich sprawczość ulotnych zazwyczaj słów.
"W każdym kątku po dzięciątku".
Tak, albo "Żeby cię nie bijał"… Wiemy, że ten żarcik dotyka ważnych obszarów życia społecznego, stąd pojawia się pośród życzeń zdrowia, szczęścia i pomyślności.