Tak zaczyna się historia opowiadana przez Bartosza Kowalskiego, młodego reżysera, który w ostatnich latach dał się poznać jako zdolny dokumentalista (m.in. "Moja Wola"). Sam reżyser nie mówi wiele o swoim projekcie. Wiadomo jedynie, że powstanie scenariusza zainspirowały prawdziwe wydarzenia z Wielkiej Brytanii lat 90. O tym, że po "Placu zabaw" możemy się spodziewać intensywnego kina zawieszonego gdzieś między Hanekem a "Grą" Ostlunda, przekonuje świetny zwiastun. Miejmy nadzieję, że film okaże się równie dobry, a powyższe porównania okażą się tylko trochę na wyrost.
"Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka
Odkąd film Marczaka pokazano na festiwalu Sundance, jest on jednym z najżywiej dyskutowanych polskich tytułów ostatnich miesięcy. Także przez tych, którzy jeszcze go nie widzieli.
Marczak, reżyser głośnego "Fuck For Forest" tym razem znowu budzi kontrowersje – głównie za sprawą hybrydycznej konstrukcji swojego filmu. Bo "Wszystkie nieprzespane noce" to niby fabuła i niby dokument. Opowieść o dwóch warszawskich flaneurach, którzy włóczą się po stołecznych klubach, filmowana jest w sposób niefabularny – mała ekipa, naturalne lokacje, do tego bohaterowie, którzy grają tu samych siebie. A jednocześnie "Wszystkie nieprzespane noce" to film plastycznie wymuskany, zbyt elegancki jak na dokumentalną opowieść. Nic więc dziwnego, że choć na Sundance Festival rywalizował o nagrody dla najlepszego dokumentu, w Gdyni stanie w szranki w konkursie filmów fabularnych.
"Fale" Grzegorza Zaricznego
Marczak nie jest jedynym młodym eksperymentatorem, który powalczy o Złote Lwy. Gdyńska publiczność w Konkursie Głównym obejrzy także "Fale" Grzegorza Zaricznego, młodego twórcy, który debiutuje w fabule jako autor świetnych dokumentów ("Gwizdek", "Love Love").
Jego "Fale" to opowieść o dwóch nastoletnich dziewczynach z krakowskiej Nowej Huty, które odbywają praktyki w jednym z zakładów fryzjerskich. Wspólnota życiowych doświadczeń sprawia, że między dziewczynami nawiązuje się głęboka emocjonalna więź. Gdy pewnego dnia na progu zakładu fryzjerskiego stanie niewidziana od lat mama Ani, życie dziewczyny nieco się skomplikuje.
Choć fabuła "Fal" zapowiada się obiecująco, w filmie Zaricznego ciekawsze wydaje się wymieszanie tego, co dokumentalne, z tym, co zmyślone. W rolach obu nastolatek wystąpią bowiem bohaterki dokumentalnego "Love, Love", które rzeczywiście są uczennicami szkoły fryzjerskiej. Na ekranie będą im towarzyszyć profesjonalni aktorzy – m.in. Beata Schimscheiner, Artur Krajewski i Edyta Torhan. Jeśli fabularny debiut Zaricznego będzie miał w sobie tę samą prawdę, którą niosły jego dokumentalne obrazy, czeka nas spore przeżycie.
"Królewicz Olch" Kuby Czekaja
Po "Baby Bump", filmowej petardzie odpalonej przez Kubę Czekaja w 2015 roku, na jego kolejny film czekam z wielkimi nadziejami. Zwłaszcza, że "Królewicz Olch" ma być rozwinięciem opowieści o dojrzewaniu, toksycznej miłości i wyzwalaniu się z jej niewoli.
Bohater "Królewicza Olch" to wybitnie utalentowany 14-letni chłopiec rozpoczynający naukę fizyki na uniwersytecie. W życiu chłopaka wychowywanego przez nadopiekuńczą i autorytarną matką, pewnego dnia pojawia się mężczyzna, który stanie się dla niego substytutem ojca i ustanowi w jego życiu nowy porządek.
Fabuła, która w rękach wielu reżyserów mogłaby się stać punktem wyjścia do wychowawczej filmowej pogadanki, u Czekaja będzie raczej zaproszeniem do szalonej, transowej podróży pełnej mocnych obrazów i poezji ubranej w kostium teledysku. Tego filmu nie można przegapić.
Kino polityczne AD 2016
W Gdyni źródłem emocji będą także historia i polityka. Ta ostatnia zagościła w okołofestiwalowych dyskusjach, gdy gdyńscy selekcjonerzy nie dopuścili do konkursu "Historii Roja" Jerzego Zalewskiego, i wróciła ze zdwojoną mocą, gdy organizatorzy poinformowali o dyskusji panelowej poświęconej filmowi "Smoleńsk" Antoniego Krauzego.
"Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego
Ale to nie "Smoleńsk" ani nie "Historia Roja" będą wywoływały największe polityczne emocje. Te zarezerwowane są dla "Wołynia", długo wyczekiwanego filmu Wojciecha Smarzowskiego, opowiadającego o rzezi wołyńskiej.
Trudno o gorszy moment na premierę tego obrazu. W czasach, kiedy historia coraz mocniej dzieli Polaków i Ukraińców, gdy parlamenty głosują oskarżycielskie uchwały poświęcone wydarzeniom z Wołynia z 1943 i 1944 roku, a ksenofobiczne nastroje rosną w całej Europie, film Smarzowskiego z pewnością będzie podsycał polsko-ukraińskie spory o przeszłość.
Tym bardziej, że reżyser od wielu miesięcy zapowiada, że w "Wołyniu" nie będzie rozdzielał racji i szukał półcieni, ale morderców nazwie mordercami, a bezimiennym ofiarom przywróci twarze i nazwiska. I choć na każdy film Smarzowskiego czekam z ciekawością, tym razem towarzyszą jej obawy, że zamiast uniwersalnej historii o miłości, jaką reżyser opowiadał w "Róży", dostaniemy okrutny i jednostronny obraz o nienawiści.
"Zaćma" Ryszarda Bugajskiego
Nie jest to jedyny historyczny film, który może wzbudzić kontrowersje podczas tegorocznego festiwalu w Gdyni. Swój najnowszy obraz zaprezentuje także Ryszard Bugajski. Jego "Zaćma" to opowieść o Julii Brystigerowej, wysokiej funkcjonariuszce UB znanej ze szczególnego okrucieństwa, z jakim traktowała więźniów. Bugajski opowiada o późnym okresie życia "Krwawej Luny" i szczególnym momencie, gdy nawrócona na katolicyzm komunistyczna zbrodniarka prosi o prywatną audiencję u kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Prawda, że brzmi fascynująco? Zapowiada się tym ciekawiej, że w Polsce dojrzała religijna refleksja rzadko gości na kinowych ekranach. Być może dzięki filmowi Bugajskiego uda się to zmienić. Mam tylko nadzieję, że w swym najnowszym filmie Bugajski postawi na ambiwalencję, a nie czarno-białą publicystykę jak w swym niedawnym "Układzie zamkniętym".