Na jej widok smukłe sosny kłaniają się i głośno szumią. Ona sama wygląda jak jedna z nich – jej strój jest odbiciem boru: nosi szatę koloru pnia sosny przewiązaną zielonym pasem z igliwia, na głowę wkłada diadem z szyszek. Tę miłą staruszkę okoliczni mieszkańcy zwą Borową Ciotką. Według demonologii borowiackiej jest dobrym duchem lasu. Tych, którzy niszczą drzewa, zamienia w jałowce, a zbłąkanych gości w swoim drewnianym dworku.
Bory Tucholskie przez wieki dostarczały surowca do budowy domów na Pomorzu. Grube, tanie i łatwe w obróbce drewno sosnowe umożliwiało postawienie obiektów trwałych, odpornych na wilgoć, drobnoustroje czy owady. Do drugiej połowy XIX wieku Kaszuby – zwłaszcza południowe i środkowe – oraz Kociewie usłane były drewnianymi chatami o zwartej bryle, z dwuspadowym dachem, często z charakterystycznymi dla regionu podcieniami. Miejscowi nazywali je "wystawką", gdyż wystawiano tam różne sprzęty i narzędzia. W krajobrazie dominowały chałupy zrębowe, których belki układano jak puzzle – ich końce ociosywano na rybi ogon (elementy o przekroju trapezu równoramiennego nachodziły na siebie, tworząc kąt prosty). Niewielkie okna chroniły przed utratą ciepła. Doktor medycyny Kazimierz Karasiewicz, podróżnik i autor pierwszego przewodnika po Borach Tucholskich z początku XX wieku pisał:
W dawniejszych czasach brano do budowy domów drewnianych wielkie pnie sosnowe, które na powierzchni obcinano siekierą, a na końcach nacinano i układano jeden pień na drugim (nazywają je domy z balów). Szpary między jednym pniem a drugim zalepiano gliną albo mchem. W nowszych czasach, kiedy drzewo podrożało, przecinano piłą pnie na dwie części i z połówek tych stawiano ściany tańsze, lecz cieńsze. […] Żelaza przy tych budowlach wcale nie używano, nawet gwoździe i klamki do drzwi wyrabiano z drewna.
Będąc w środku borowiackiej chaty, można poczuć się jak w lesie: sosnowe ściany bielone wapnem, wydélowana podłoga (wyłożona deskami zwanymi délami), kosze, krzesła, a nawet dzbanki nieprzepuszczające wody wyplatane z korzeni jałowca, świerku i sosny. Wnętrze z reguły było jednoizbowe (wersja dla uboższych) z kilkoma komorami pełniącymi funkcję kuchni i spiżarni. Na więcej pomieszczeń mogła pozwolić sobie drobna szlachta, a jej domy tytułowano dworkami. Poza chatą mieszkalną w zagrodzie znajdowały się stodoła i inne budynki gospodarcze, których tworzywem również były drzewa iglaste z okolicznych lasów.
Chociaż w połowie XIX wieku zaczęło upowszechniać się budownictwo murowane, jeszcze do lat 60. ubiegłego stulecia tradycyjna architektura drewniana stanowiła od 15 do 40 proc. wszystkich budynków na Kaszubach. Dziś nieliczne wsie Borów Tucholskich i okolic można uznać za żywe skanseny (m.in. domy we wsiach Kasparus, Krąg czy kościół w Leśnie – jedna z najlepiej zachowanych drewnianych świątyń na kaszubskiej ziemi). Znacznie łatwiej znaleźć atrakcyjną turystycznie ofertę drewnianych domków letniskowych, mających niewiele wspólnego z borowiacką chatą.