Rok 2015 potwierdził, że fotografem jest każdy, a samo medium transformuje. Równolegle z nowinkami technologicznymi prężnie rozwija się społecznościowe podejście do fotografii. Widać było to nie tylko podczas festiwali, ale i w wydawanych książkach oraz kilku innych wydarzeniach, które mogłyby przemknąć niezauważone. Culture.pl przypomina, co wydarzyło się w ciągu ubiegłych 12 miesięcy w polskiej fotografii, choć w mniemaniu wielu - nie wydarzyło się wcale.
Idzie nowe od sieci
Rok 2015 był dla polskich fotografów rokiem szczególnie udanym w świecie wirtualnym. Jasno widać, że prezentowanie zdjęć w sieci to też sztuka, a strony fotografów, projektów i kolektywów to prawdziwe arcydzieła. Nie tylko oprawa technologiczna zachwyca, uwagę przykuwa przede wszystkim inteligentne i nietuzinkowe splatanie tradycyjnej formy z cyfrowym medium.
Jednym z internetowych hitów okazał się "Zapis socjologiczny Zofii Rydet", dostrzeżony przez opiniotwórcze anglojęzyczne media, w tym The Guardian i Telegraph. Fotografie Rydet powstałe w latach 1978-97 dzięki uprzejmości spadkobierczyni praw Zofii Augustyńskiej-Martyniak można oglądać i udostępniać na zasadzie wolnych licencji poprzez stronę www.zofiarydet.com.
Kolejnym z projektów, na które warto zwrócić uwagę, jest Albom.pl, łączący to, czego nie ma, z tym, co jest. Zaprezentowany w minimalistycznej oprawie portal internetowy zbierający unikatowe historie z polsko-białoruskiego pogranicza to efekt wielomiesięcznej pracy terenowej etnografów i antropologów.
Najbardziej hipnotyzującym kadrem roku 2015 okazał się "Człowiek karmiący łabędzie" krakowskiego fotografa Marcina Ryczka. Sława fotografii powstałej w 2013 rośnie, w 2015 roku przybyło jej prestiżowych nagród oraz milionów udostępnień w mediach społecznościowych. Zdjęcie (a może już ikona?) zdobyło w 2015 roku laur od New York Photo Festival w konkursie Last Picture Show.
Sieciowym objawieniem okazało się także selfie Klaudii Cechini, której autoportret znalazł się w antologii Toma Anga "Photography. The definitive visual history" obok takich sław, jak Muybridge czy Cartier-Bresson. Polka, która wszystkie swoje zdjęcia robi i obrabia iPhonem, figuruje w rozdziale dotyczącym trendów, jako prekursorka fotografii osobistej typu selfie. W Polsce usłyszano o niej na początku 2015 roku dzięki publikacji Anga, na świecie dzięki wystawie w Los Angeles. A "to wszystko telefonem"!
Bratanie się historii z siecią wspiera niestrudzona Fundacja Archeologii Fotografii, która co roku do swojej bazy online dodaje nowe zdjęcia wielkich i (nie) zapomnianych.
Miasto moje, a w nim
O tym, że dokument należy do polskich dóbr eksportowych, nie trzeba nikogo przekonywać. W 2015 znowu powstało kilka książek, które są po prostu dobre - i ciężko znaleźć inny przymiotnik. Spośród wszystkich dokumentalnych działań minionego roku wyróżniłabym nowy trend patrzenia na miasto. Na naszych oczach z przemysłowego miasta maszyny nastawionej na produkcję powstało miasto-dom, w którym człowiek ma nie tylko pracować i spać, ale i żyć, odczuwać, bawić się, nawiązywać relacje, swobodnie korzystać z przestrzeni. Polscy dokumentaliści takie miasto próbowali zarejestrować, skrytykować, zbrukać, uwielbić oraz wynieść na piedestał – wszystko to w 2015.
Kolektyw Sputnik Photos jak co roku obdarował nas świetnie złożonym i edycyjnie dopieszczonym albumem. "The Gardener" Jana Brykczyńskiego opowiada o tym, jak natura stara się istnieć w mieście oraz jak miasto pozwala jej (lub nie) ingerować w swoje tkanki. Część kadrów może po prostu bawić, ale całość przywodzi głębszą refleksję z pogranicza urbanistyki, miejskiego folkloru oraz pytań o miejsce natury we współczesnym świecie.
Dzięki mrówczej pracy Danuty Jackiewicz i Domu Spotkań z Historią (a także dzięki okrągłej rocznicy powstania Pałacu Kultury i Nauki) powrócił stołeczny dyskurs miłosny.
Wyżej wymieniona przywołała do żywych pierwszych fotografów Warszawy w trylogii "Fotografowie Warszawy". Beyer, Brandel i Fajans uwieczniali z pietyzmem stolicę za czasów, kiedy aparat fotograficzny ważył tyle co pięciolatek, co w żaden sposób nie ograniczało ich kreatywności. Warto przyjrzeć się bliżej Brandlowi, który jako pierwszy z wielkoformatową camerą obscura ruszył balonem w chmury, żeby uwiecznić kochaną Warszawę z ptasiej perspektywy. Zdjęcia wybrane przez Jackiewicz nie tylko opowiadają wizualną historię polskiej stolicy, ale i urzekają humorem, groteską, czułością, codziennością pełną niuansów i absurdów sprzed niemal dwóch wieków.
Innym przykładem nietuzinkowego podejścia do fotografii są dwa świetne, choć zupełnie różne, albumy o Pałacu Kultury i Nauki. Pierwszy z nich, "Pałac w Warszawie" ze zdjęciami Błażeja Pindora, czytać można jak zachowujący dobre maniery list miłosny. Jest to miłość rodem z końca XIX wieku, gdzie do obiektu westchnień należy zwracać się z należytym szacunkiem i podkreślać tylko nadobne cechy. Minimalistyczne fotografie Pindora, stylizowane na lata 50, idealnie oddają ten klimat na czarno-białym filmie z wysokim kontrastem.