Czapski referuje sprawę zaginionych od ponad półtora roku polskich oficerów. Generał Nasiedkin nie przypomina sobie, żeby ci ludzie znajdowali się u niego, gdyż nie ma pod sobą żadnych jeńców wojennych. Czapski dopytuje o Ziemię Franciszka Józefa. "Generał zaręcza mi, że na tę wyspę nie wysyłał nikogo. Dodaje jednak ostrożnie, jeżeli tam są obozy, to są to być może obozy jeńców w ścisłym znaczeniu tego słowa, nie podlegających jego kompetencji". Czapski opuszcza biuro Nasiedkina z obietnicą pomocy: generał zaprasza go na jutro, ma wtedy mieć nowe informacje.
Tego samego dnia trafia jeszcze do gmachu NKWD. Od komendanta Bzyrina nie dowiedział się jednak wiele, ten "wyraził własny swój domysł, że dotychczas nie wypuszczeni jeńcy są prawdopodobnie właśnie tam, na bardzo dalekiej północy". Zasugerował też, że jeśli chce się czegokolwiek dowiedzieć musi zwrócić się do władz centralnych na najwyższym szczeblu, i wymienił nazwiska Berii, Merkułowa, Fiedotowa, Reichmana i Żukowa.
Następnego dnia Czapski melduje się jeszcze raz w centrali gułagu. Gen. Nasiedkin wydaje się jednak zmieniony, po jego wczorajszej dobroduszności nie ma śladu, stwierdza tylko, że nie jest wykluczone, że jakichś Polaków wysłano do pracy na wyspy na północy. "Nie ma jednak mowy o wielu tysiącach ludzi, jak pan mówi" - konkluduje.