Nie taka zwykła szafa...
Zamknięta odcinała od świata, ale też mnożyła sensy. Otwarta - uchylała tajemnice. Stara, zbutwiała, poplamiona szafa w towarzystwie wózka na śmieci i kufra, zagrała w spektaklu "W małym dworku" na podstawie sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza, którego premiera odbyła się w styczniu 1961 roku w krakowskiej Galerii Krzysztofory. Kantor notował: "Odkryłem nowe miejsce teatralne… Szafa. (Dzieci odkryły je grubo wcześniej). Dałem szafie nazwę INTERIOR IMAGINACJI"
A w środku umieścił manekina w mundurku na wieszaku i aktorów: tłoczących się w szafie, krzyczących, dialogujących wewnątrz starego mebla. Klaustrofobiczna Szafa powracała także w kolejnych spektaklach mistrza, m.in. w "Der Schrank" (Szafa) , przedstawieniu wyreżyserowanym w Stadttheater w Baden-Baden. Niemiecki mebel Kanor wzbogacił dodatkowymi wieszakami, na których aktorzy wirowali i zderzali się z workami z piaskiem.
Krzyż armatni
Przypominający gotową do strzału armatę krzyż wsparty na metalowym podwoziu na kółkach powstał w 1980 roku jako część dekoracji scenicznej do spektaklu "Wielopole, Wielopole". Oprócz niego, przestrzeń dawnego klasztoru we Florencji, w której w 1980 roku spektakl miał swoją premierę, wypełnia też 15 innych, mniejszych krzyży ze starego drewna. Rozsiane są po całej scenie. W całej twórczości teatralnej Tadeusza Kantora powstało ich ponad 30.
Dlaczego? Kantor dorastał na plebanii pod opieką swojego wuja-księdza Józefa Robakiewicza, brata swojej babki. W Wielopolu Skrzyńskim, małym, wielokulturowym galicyjskim miasteczku krzyże spotykał na każdym kroku, w kościele, na cemantarzu, na spacerze, rozstajach dróg. Te z jego spektakli są pozbawionymi religijnej mocy codziennymi przedmiotami, ale też stają się symbolami żołnierskich mogił, odpędzają złe moce. W jednej ze scen aktorzy pchają krzyż jak rower.
Karabin fotograficzny
"Aparat skierowany na Wojsko. Fotograf sprawdza. Zaczyna się śmiać. Kręci jakąś boczną korbą. Wysuwa się gruba lufa. Coś tam naciska — i oto wyskakuje z tamtej druga, wycelowana prosto w pluton Wojska.Teraz fotograf zaśmiewa się, ryczy wprost ze śmiechu.
(...)Foto-aparat zamienia się w karabin maszynowy".
Skojarzenie pomiędzy fotografowaniem i strzelaniem wykorzystał Kantor w jednym z obrazów "Wielopola, Wielopola". Czekający na błysk flesza upozowani aktorzy wyglądają jak grupa rekrutów stojących w zwartym szeregu. Zastygają w swoich pozach, gdy zamiast trzasku migawki słyszą salwę. Aparat z wysuniętą lufą i zwisającą taśmą z nabojami zamiast fotograficznej kliszy staje się narzędziem tortur. W roli fotografa aktorka Mira Rychlicka.
Nie zagląda się bezkarnie przez okno
Kolejny mebel w kantorowskim "pokoju wyobraźni": wywołujący wspomnienia i uruchamiający pamięć. W komentarzu do partytury I aktu spektaklu "Wielopole, Wielopole" artysta pisał:
"Ważne okno! za nim, (...) ULICA biegnąca w głąb, a na jej końcu RÓŻOWA PIĘTROWA KAMIENICA. Na tym rogu znikała moja matka, gdy wyjeżdżała na dłuższy czas, na tym zakręcie, który był KOŃCEM ŚWIATA”. Okno, jak czytamy w opracowaniu Małgorzaty Paluch-Cubulskiej, nie jest więc tutaj tylko wspomnieniem pejzażu galicyjskiego miasteczka, gdzie „stare Żydówki wywieszały przez okna poduszki w czerwonych poszewkach”, ale także obszarem doświadczania. Jak pisze artysta: "okno kryje wiele mrocznych tajemnic. Okno budzi lęk i przeczucie tego, co jest poza".
Inspiracją do powstania tego przedmiotu był prawdopodobnie rysunek Stanisława Wyspiańskiego, opublikowany w 1901 roku na okładce "Wnętrza" Maurice'a Maeterlincka. Szkic, jak czytamy na stronie Wirtualnych Muzeów Małopolski, powstał jako afisz plakatu zapowiadającego wykład Stanisława Przybyszewskiego połączony ze sceniczną prezentacją dramatu Maeterlincka z Gabrielą Zapolską w roli głównej. Dziewczynka naszkicowana przez Wyspiańskiego zagląda przez okno do środka, podobnie jak Kobieta za Oknem w spektaklu Kantora.
Przez podobne, stare, przybrudzone szyby aktorzy zaglądają w "Umarłej klasie", motyw półotwartego okna Kantor wykorzystał również w cricotage’u "Bardzo krótka lekcja", serii obrazów " Nie zagląda się bezkarnie przez okno" a także w wielu pracach plastycznych z lat 60.–80.
Odys przy zlewie
Blaszany zlew zadebiutował na teatralnych deskach w 1985 roku podczas spektaklu "Niech sczezną artyści", a potem trzy lata później w Mediolanie przy okazji premiery przełomowego w swojej karierze "Nigdy tu już nie powrócę", przedstawienia, w którym po raz pierwszy Kantor decyduje się zagrać.
Przez zagraconą metalowymi stolikami, i knajpianymi taboretami scenę Teatro Piccolo, maszerują postaci z historycznych spektakli Kantora ( wśród nich Odys), wykrzykują pojedyncze kwestie, wnoszą przedmioty z przeszłości Cricot 2. Jest też zlew, a raczej ruchomy wodociąg, bo dzięki zaprojektowanemu przez Kantora zamkniętemu obwodowi przepływu wody, machina może się przemieszczać. To jeden z tych przedmiotów, o których ich projektant mówił, że obrazują "realność najniższej rangi", a eseista, kurator i fotograf Wojciech Nowicki tak pisał o zlewie Kantora:
"Zlew to miejsce jasno określone: miejsce matki, służki, niższej istoty. Kuchenne miejsce podłe, przynależne tym, którzy sobie zasługują na nie, obleczone zwykle w płeć (to musi być kobieta). Zlew Kantora, miejsce, w którym zamyka się koło, w którym przygotowanie jedzenia pomyślane jest jako udręka: od samego początku, od zaczerpnięcia wody w studni, od zebrania ziemniaków, aż po umycie naczyń, wszystko jest dziełem jednej osoby. Tak można myśleć o zlewie, o osobie, która jest do niego przypisana jak chłop do gleby. Zlew to niewola z dzisiejszego punktu widzenia, ale też zwykła praca (co prawda połączona z wyzyskiem), kiedy popatrzeć z niewspółczesnej perspektywy. Pozostaje kształt. Połączenie szaflika z konewką, na platformie zaopatrzonej w kółka: oto idea losu, który spełnia się identycznie, niezależnie od czasu i miejsca."