Na sukces złożyło się oczywiście więcej czynników: błyskotliwe dialogi, gwiazdorska obsada i zdumiewające występy gościnne (np. Zbyszek Cybulski pojawiający się na kilkanaście sekund jako oklaskujący widz czy Hanna Bielicka jako... głos z domofonu).
Pomysł na fabułę był prosty, ale trafiony w dziesiątkę. Czasy "małej stabilizacji", dwie rodziny ("inteligencja pracująca", jak się wtedy mówiło), warszawski blok (ul. Senatorska 24) i odwieczny konflikt pokoleń.
Alina Janowska i Andrzej Szczepkowski wcielili się w małżeństwo Kamińskich. Żyją w modelu, który później anglosascy socjologowie nazwą DINK (skrót od "double income, no kids"). On jest architektem, ona dorabia jako stenotypistka. Otwarci na nowinki i bardziej wyrozumiali dla młodzieży. Siostrzenica Anula trafia do nich na czas rozwodu jej rodziców.
Rodzice Pawła, Jankowscy, są nieco bardziej konserwatywni. Ojciec, Kazimierz Rudzki, ciągle w terenie, kursuje gdzieś między Kielcami, Kutnem a Radomiem. Przeprowadza inspekcje zakładów pracy, bada "czemu ludzie tak dużo konsumują, a tak mało produkują". Poglądy wychowawcze: stara, przedwojenna szkoła kindersztuby. Matka, wiecznie zatroskana Irena Kwiatkowska, jest kierowniczką pralni chemicznej.
Mimo tych różnic, rodziny żyją w dobrej komitywie, wpadają do siebie po sąsiedzku, "jak w czasach, kiedy nie było telefonów". Na pierwszym planie są zawsze bolączki ich podopiecznych, Pawła i Anuli, dzieci powojennego boomu.
Trudno uwierzyć, że taki przebój skończył się zaledwie po 15 odcinkach. Twórcy podpadli jednak partyjnemu człowiekowi od kultury, Januszowi Wilhelmiemu. W przedostatnim odcinku Kamińscy mają problem z psem o znaczącym imieniu Lejek, wykładają więc podłogę gazetami. Przeglądając tygodniki Kazimierz Rudzki rzuca "Zacznijmy od »Kultury«". Redaktorem tego pisma był właśnie Wilhelmi.
Mira Michałowska mówiła w wywiadzie: "Bardzo byśmy chcieli, żeby 'Wojna domowa' była odbierana jako komedia, a nie jako dowód demoralizacji młodzieży". Niestety to się nie powiodło, szczególnie w okolicach marca 1968 roku.
Redaktor naczelny tygodnika "Stolica" wymieniał "Wojnę" jednym tchem z takimi "zagrożeniami moralnymi", jak "Czekając na Godota" ("filozofia bezsensu"), "Malowany ptak" i syjonistyczno-zachodnioniemiecka propaganda. Gromił ją za "propagowanie i programowanie wzorca mieszczańskiego przygłupka", a także "różnych snobizmów i stylu łatwego życia, podsuwanych jako ostatnie słowo nowoczesności i dobrego tonu". Inny dziennikarz, w "Walce Młodych" stwierdził, że seriale takie jak "Wojna domowa" wyprowadziły młodzież na ulicę.
Jednak "Wojna" była tylko czubkiem góry lodowej zmian, które wkrótce miały przeorać świadomość młodych Polaków.
Bigbit