Sobolewski porównuje film Komasy zarówno z klasykami "szkoły polskiej" - "Kanałem" Wajdy i "Eroicą" Munka, ale także z "Szeregowcem Ryanem" Stevena Spielberga.
W "Kanale" chodziło o wydobycie potworności wojny, absurdu powstania - tu chodzi o intensywność przeżycia. Na tym polega przesunięcie pamięci powstania w stronę popkulturową: chodzi już tylko o podbijane efektami specjalnymi emocje i o epatowanie nimi. (...) Groza narasta, ale estetyka transu, w jakiej opowiedziany jest ten film, oswaja z potwornością. Jatka zostaje wpisana w szereg innych kinowych jatek, realnych i nierealnych. Widz zostaje postawiony w sytuacji bohaterów, poddany terapii szokowej. Oglądając "Szeregowca Ryana" Spielberga, miało się wrażenie, że któraś ze śmigających na ekranie kul trafi w końcu widza. Tu jest niby podobnie. Zasadnicza różnica polega na tym, że w "Mieście 44", gdzie pozornie tyle się dzieje, dramaturgia jest dość wątła.
Jeszcze surowiej ocenia film Komasy Wojciech Engelking w portalu "Na Temat".
"Miasto 44" jest filmem dla nastolatków, który udaje kino dla dorosłych - pisze Engelking. "Robienie filmu o Powstaniu Warszawskim, chcąc nie chcąc, oznacza dla reżysera konieczność opowiedzenia się po jednej ze stron w tak zwanej wojnie polsko-polskiej. Albo: po stronie niepokornych prawicowców, którzy utrzymują, że Powstanie było bohaterskim zrywem, albo po stronie jego liberalnych krytyków, zauważających bezsensowną zagładę Warszawy i jej ludności cywilnej. Komasa chciał tego opowiedzenia się uniknąć - i zrobić film dla wszystkich. (...) "Miasto 44" to wielka, zmarnowana szansa - o czym Polacy przekonają się we wrześniu, gdy film wejdzie na ekrany. Porównywanie go z "Kanałem" jest obraźliwe dla wielkiego filmu Andrzeja Wajdy." - pointuje Engelking.
Także Jakub Socha z "Dwutygodnika" krytycznie ocenia "Miasto 44".
"Komasa co rusz razi widza prądem i doprowadza do wstrząsów, ale robi to mechanicznie, trochę dla samego efektu - pisze Socha. - Z jednej strony Grand Guignol, z drugiej – sentymenty. Deszcz z porozrywanych ludzkich cząstek i krwi, zmiażdżone przez pociski twarze, ciała zdmuchiwane przez fale uderzeniowe i obijane o ściany zupełnie jak kukiełki, śmierć pod każdą postacią, a obok tego wszystkiego wygłaskani powstańcy i nakręcone w zwolnionym tempie sceny miłosne, w których wokół nagich ciał kochanków wiruje cały świat – płomienie, pociski i gwiazdy. Nadmierna przemoc i piramidalny kicz. Jedno i drugie całkowicie wirtualne, przesadzone dokładnie tak samo, jak portrety Niemców, występujących w filmie w zasadzie jedynie w rolach psychopatów".
Kinowa premiera "Miasta 44" zaplanowana została na 19 września 2014 roku. Film Jana Komasy będzie także jednym z 13 tytułów ubiegających się o Złote Lwy tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni.
Źródła: Na Temat, Gazeta Wyborcza, Barbara Hollender w "Rzeczpospolitej", Paweł Majewski w "Rzeczpospolitej", Wnas.pl, Dwutygodnik, opr. BS.