Frankiści i legitymizacja legendy o mordzie rytualnym
Jednym z najbardziej bulwersujących - i brzemiennych w konsekwencje - momentów na drodze Jakuba Franka do Ezawa były wydarzenia do jakich doszło podczas tzw. dysputy kamienieckiej, czyli publicznego sporu, do jakiego doszło między zwolennikami judaistycznej ortodoksji a mesjanistami z sekty Franka w 1757 r. w Kamieńcu Podolskim.
To wtedy Sabbatajczycy (przyszli frankiści, zwani też przy tej okazji kontratalmudystami) po raz pierwszy publicznie oskarżyli ortodoksów o mord rytualny. W wydanej już po dyspucie broszurce wyliczyli szczegółowo, w jakie święta rabini nakazują używać krwi chrześcijanskiej, w jakie hańbić hostię i święte obrazy. Ujawnieni Sabbatajczycy byli zdecydowani na wszystko, byle tylko rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść - konkluduje Jan Doktór.
I byli bliscy zwycięstwa. "Decyzja sądu, by przedstawić sejmowi do rozważenia, czy należy w ogóle w Rzeczpospolitej tolerować talmudystów, których nauka obraża wiarę i władzę, brzmiała niemal jak podzwonne dla rabinicznego judaizmu w Polsce" - pisze Doktór.
Na rynku kamienieckim płonął Talmud i tylko rychła śmierć protektora Sabbatajczyków biskupa Dembowskiego zatrzymała falę prześladowań ortodoksów.
Kwestia mordu rytualnego powróciła podczas Dysputy lwowskiej w 1759 roku, w jej wyniku doszło do chrztu zwolenników Franka i protekcja Kościoła. Ceną za to zwycięstwo było cyniczne oskarżenie współbraci o mord rytualny i narażenie ich na realne prześladowania. Frankiści na zawsze opuścili łono judaizmu - powrotu nie było, wszystkie mosty za sobą spalili.
Jasna Góra czyli nowa Góra Synaj
Na podstawie oskarżeń, że Frank uważa się za Boga wcielonego, a jego konwersja nie była do końca szczera, mesjasza aresztowano i osadzono w klasztorze na Jasnej Górze. Faktycznie to właśnie tam - w stolicy polskiego katolicyzmu - powstała ostateczna wersja doktryny i nowatorska teologia Franka (on sam był z tego powodu znany był też pod pseudonimem Czenstochower), która nie uległa niemal żadnym zmianom aż do jego śmierci. Na czym polegała?
Jak pisze Jan Doktór, w chwili uwięzienia Frank miał niewielkie pojęcie o katolicyzmie. Bliżej poznał go dopiero podczas 13 lat spędzonych w centrum kultu maryjnego na Jasnej Górze, gdzie musiał uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach i uroczystościach kościelnych.
Na Jasnej Górze, jak pisze badacz, "prawda chrześcijaństwa utożsamiona została z kultem dziewicy, która według Franka była niczym innym jak instytucjonalną skorupą Szechiny”. [Szechina to według Kabały element żeński w Bogu]. "Walka o jej wyzwolenie z tej skorupy została przedstawiona za właściwy powód i cel pobytu w klasztorze. Uwięzienie na Jasnej Górze przemieniło się w mesjański tikkun" - tłumaczy Doktór.
Krótko mówiąc, podczas pobytu w Częstochowie jasnogórska Matka Boska - którą Frank nazywa zresztą Panną - stała się kluczowym elementem jego nowej teologii. Jest tu jednak pewien szkopuł, bo - jak zauważa Adam Lipszyc - "w jasnogórskim obrazie Matki Boskiej »Panna« obecna jest jednak w postaci ukrytej i spętanej. Żywą i namacalną postać przyjmuje w pewnej konkretnej osobie - mianowicie w Ewie Frank, córce przywódcy ruchu".
Według historyka Pawła Maciejki w tym czasie Frank nie uważał się już za pomazańca, ani tym bardziej za boga wcielonego, lecz za biologicznego ojca i (metaforycznego lub może nawet rzeczywistego) partnera przebóstwionej mesjaszki, Ewy Frank.
Wyjście z Polski
Choć w popularnej (ortodoksyjnej) wersji polskiej historii powtarza się, że klasztor na Jasnej Górze nie został nigdy poddany wrogowi, to jednak został... W sierpniu 1772 oblegające klasztor wojska rosyjskie przegoniły konfederatów barskich broniących klasztoru, dzięki czemu Frank - po raz pierwszy od 13 lat - znalazł się na wolności. 21 stycznia 1773 ruszył do Warszawy, ale już w marcu opuści Polskę na zawsze... (Jan Doktór zauważył, że przez 36 lat swojej mesjańskiej działalności w Polsce na wolnej stopie przebywał jedynie 2 i pół roku!) Frank osiada w Brnie Morawskim - i to tam powstaje jedna z najniezwyklejszych książek w historii polskiej literatury.
Księga Słów Pańskich
Powstała prawdopodobnie w 1784 na dworze w Brnie "Księga Słów Pańskich" to jeden z najniezwyklejszych zabytków polskiej literatury. Według Jana Doktóra ezoteryczne wykłady (sam Frank nazywał je "gadkami") skierowane do wąskiego grona polskich stronników (tzw. "wybranych z braci") były wygłaszane po polsku "z licznymi wtrętami i cytatami z jidysz, ladino, hebrajskiego, aramejskiego i niemieckiego, które w toku pózniejszej obróbki redakcyjnej zostały – dotyczy to zwłaszcza wyrażeń żargonowych – spolszczone". Księga jest tym bardziej niezwykła, że poprzednicy Franka (jak Sabbataj Cwi czy Baruchja Ruso) zakazywali przekazywania tajemnej doktryny i utrwalania jej na piśmie. Tymczasem w przypadku "Księgi" mamy do czynienia z autentycznym zapisem ezoterycznej mesjańskiej doktryny przeznaczonej dla wąskiego grona wtajemniczonych. Nawet jeśli ta doktryna może miejscami sprawiać dość komiczne wrażenie.
Adam Lipszyc pisząc o "Księdze" widzi w niej osobliwą krzyżówkę opowieści łotrzykowskiej i mesjanistycznego traktatu:
Precyzyjniej należałoby wręcz powiedzieć, że element łotrzykowski nie tyle przeplata się tu z elementem mesjanistycznym, ile jest z nim tożsamy: W "Księdze Słów Pańskich" traktat mesjanistyczny przybiera postać powieści pikarejskiej.
I rzeczywiście tekst pełen jest dziwnych, komicznych opowieści z dzieciństwa i młodości przyszłego mesjasza i relacji o tym, jak już jako duchowy przywódca łamał zasady halachy i chytrze zmuszał do tego pobożnych Żydów. Przez cały tekst przewija się też podejrzanie dużo opowiastek podkreślających seksualną atrakcyjność autora i bohatera. Jak zauważa Adam Lipszyc, Frank nader często też daje wyraz zaaferowaniu własnym przyrodzeniem. W "Księgach" przeczytamy też, co Mesjaszowi się śniło (i jak się można spodziewać – wiele snów ma erotyczne zabarwienie). Oto jeden z nich, który przyśnił się Frankowi 22 czerwca 1784:
Dwie panny z Polskiej, córki, wybrały się i chciały się ukłaść w łóżko. Chciałem mieć obcowanie z nimi, wtem przyszła mniszka jedna, rozebrała się i też się układa w łóżko. Ja wlazłem w łóżko. Mniszka rzecze do mnie: Panie Franck, co to robisz? wszak ja zaślubiona. Odpowiadam: Cóż stąd?" [2248]
Potem jak w każdej ezoterycznej przypowieści następuje oczywiście wykład zawartej w śnie nauki, który w tym wypadku zdaje się zaleceniem jawnego uprawiania seksualnej rozwiązłości – "a to by wam było na wieczną chwałę, także księża zostaliby waszymi sługami. Lecz wyście nie chcieli".
"Księga Słów Pańskich" pozostaje niezwykłym, choć wciąż słabo znanym dokumentem polskiej literatury i jedynym w swoim rodzaju świadectwem duchowości polskich Żydów pod koniec I Rzeczpospolitej, odznaczającym się przy tym – według określenia Pawła Maciejki – "pierwotną, archaiczną siłą".
Frankiści po Franku
W 1786 r. niedługo po spisaniu "Księgi" Frank wraz ze swoim dworem przeniósł się do zamku w Offenbach nad Menem, gdzie w 1791 r. zmarł. Ale historia frankizmu – i jego znaczenia dla polskiej kultury – bynajmniej nie kończy się ze śmiercią przywódcy ruchu.
Jeszcze za życia mesjasza rodziny żydowskie, które za przykładem swojego przywódcy przyjęły chrześcijaństwo, zaczęły odgrywać ważną rolę w polskim społeczeństwie. Szczególnie widoczne było to w Warszawie, gdzie ich liczebność około 1780 r. szacowana była na ok 6 tys. osób (dziesięć lat później w całym kraju – 24 tys.). W tym pierwszym okresie bardzo wzmocniły też swoją ekonomiczną pozycję, ich członkowie byli przedsiębiorcami, właścicielami fabryk, odegrali też dużą rolę w czasie Sejmu Czteroletniego (Szymanowscy, Orłowscy, Jasińscy). Neofici frankistowscy często należeli do postępowych organizacji wolnomularskich (Szymanowscy, Krysińscy, Majewscy, Krzyżanowscy, Lewińscy, Piotrowscy). Według Gershoma Scholema w latach 30. XIX w. większość warszawskich prawników wywodziło się z rodzin frankistowskich, frankiści zasilali szeregi inteligencji – sukces odnosili też jako przedsiębiorcy, pisarze i muzycy. Jako polscy patrioci brali udział w kolejnych powstaniach narodowych.
Chociaż frankiści byli w awangardzie asymilujących się polskich Żydów, to początkowo – przez pierwsze trzy pokolenia od apostazji 1759/60 – dbali o to, by nie mieszać się z rodzinami rdzennie polskimi i kultywować własną odrębną tradycję. Już jednak około połowy XIX to podejście ustąpiło miejsca zasadzie całkowitej integracji – frankiści zlali się z polskim społeczeństwem – śladem ich pochodzenia pozostały często nazwiska.
Mimo udanej integracji i wielkich zasług dla polskiej kultury nad frankizmem cały czas unosiło się odium podejrzenia o nieszczerość konwersji, przyjmowania pozorów chrześcijaństwa i integracji, a faktycznie kultywowania żydowskiego separatyzmu.
"Nie-boska komedia", czyli dramat antyfrankistowski?
Jednym z wielkich wrogów frankistów i przechrztów w ogóle był Zygmunt Krasiński. "Przechrzty nasze, frankisty, to osobne plemię ludzi, najdziwniej zabobonne, ale bez żadnej w końcu końców wiary" - pisał w jednym z listów.
Wokół podobnego resentymentu a może nawet antysemickiej obsesji zbudowana jest "Nie-boska komedia". W tym "skażonym arcydziele" - jak utwór Krasińskiego nazwała Maria Janion - połączyło się kilka fantazmatów dotyczących Żydów, wśród nich fantazmat Talmudu (jako nauki nienawiści do chrześcijan), pożądania przez Żydów chrześcijańskiej krwi, ich dążenia do panowania nad światem (teoria spisku żydowskiego), rewolucji (jako narzędzia w rękach Żydów) i właśnie idea przechrzty - fałszywego chrześcijanina, knującego podstępne spiski.
W wizji Krasińskiego - pisze Janion - największym zagrożeniem dla konserwatywnej idei narodu byli "cudzoziemcy", wśród nich - Żydzi, a wśród Żydów - przechrzty. Frankiści mogą być więc pierwowzorem tak rozumianego przechrzty - wroga polskości.
Badacze zwracali uwagę na podobieństwa, jakie łączą "Nie-boską" i "Protokołami mędrców Syjonu" - słynnym antysemickim pamfletem z pocz. XX w. Według Janion dramat Krasińskiego wydaje się pod wieloma względami jego poprzednikiem. W "Nie-boskiej" - konkluduje Janion - Krasiński ufundował mit założycielski polskiego antysemityzmu. Jednocześnie spór, jaki wokół tego mitu Krasiński toczył z Mickiewiczem, badaczka uznała za kluczowy dla polskiego paradygmatu kulturowego nie tylko w XIX, ale i XX w. oraz dzisiaj.
Mickiewicz i matryca frankizmu
Za jedną z najwcześniejszych ofiar działania tego mitu można uznać Adama Mickiewicza. Żeniąc się w 1834 z Celiną Szymanowską (oboje rodzice Celiny pochodzili z rodzin frankistowskich - matka z Wołoskich) poeta ściągnął na siebie złośliwe plotki i komentarze opinii publicznej na emigracji. Krasiński pisał o Celinie jako o "żydowicy talmudycznej", "diablicy, przechrzciance i wariatce": "Jest w niej jakby coś ciemnego i złego, coś materialnego i wschodniego, co kusi wiecznie i walczy Zachodu geniusz w Mickiewiczu". Jednocześnie plotkowano też o żydowskim - w istocie frankistowskim - pochodzeniu samego Mickiewicza (dla Krasińskiego był Mickiewicz "doskonałym Żydem").