Renata Lis jest absolwentką filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim oraz Szkoły Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Mieszka w Warszawie. Swoją przygodę z literaturą rozpoczęła od przekładów, początkowo z języka francuskiego, później także – rosyjskiego.
Opowieści na kanwie
Za przekład eseju "Ameryka" Jeana Baudrillarda otrzymała wyróżnienie Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich (1998). Z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem przygotowała nowe tłumaczenia "Trzech baśni" Gustawa Flauberta (przełożyła "Legendę o świętym Julianie Szpitalniku" i "Herodiadę"), które ukazały się w 2009 roku w serii "Wielcy pisarze w nowych przekładach" razem z jej opowieścią zatytułowaną "Croisset" – o domu autora "Szkoły uczuć". Dla Renaty Lis była to zarazem szkoła wykluwania się biografii francuskiego prozaika – co zaowocowało jej debiutancką książką "Ręka Flauberta". Lis opowiadała:
Flaubert napisał kiedyś w liście do George Sand: "Nie wybiera się swych tematów, one się narzucają". Podobnie było ze mną. Flaubert jako temat przyszedł do mnie sam – może już w czasie pracy nad przekładem "Trzech baśni", a może dopiero w czasie mojej podróży do Normandii? – przyszedł i nie chciał odejść. Wiedziałam już wtedy o nim bardzo dużo, znacznie więcej, niż mogłam zmieścić w komentarzach do "Trzech baśni" i w eseju "Croisset", to wszystko domagało się wypowiedzenia. Pytanie tylko, czy to, co ostatecznie napisałam, jest biografią Flauberta. Dla mnie jest to raczej swobodna opowieść na kanwie jego biografii, na niektórych jej motywach. Opowieść o życiu Flauberta, ale przede wszystkim chyba opowieść o życiu pisarza w ogóle – o tym, jak żyją pisarze pewnego typu, dzisiaj już bardzo rzadkiego. Powiedziałabym o nich nawet, że to "prawdziwi pisarze", tacy, dla których pisarstwo jest losem. Jestem w tej dziedzinie fundamentalistką ("Renata Lis. Wywiad", przeprowadziła Milena Buszkiewicz, Literatki.com, 23–25 kwietnia 2013).
Napisała hasło o polskiej recepcji Gustawa Flauberta do "Dictionnaire Gustave Flaubert". Książka ukazała się we Francji w roku 2012 nakładem wydawnictwa Honoré Champion, w serii "Dictionnaires et références".
Kolejnym językiem, który Renata Lis upodobała sobie jako tłumaczka, jest rosyjski. Jak opowiadała:
Tłumacząc Bunina, poruszałam się w obrębie tej samej rodziny języków słowiańskich, mających wspólne źródło, często łudząco do siebie podobnych, a jednocześnie na pograniczu zaskakująco różniących się od siebie kultur. W czasie tłumaczenia z rosyjskiego na polski czuje się bardzo wyraźnie, że tłumacz przekłada nie tyle jeden język na drugi język, ile jedną kulturę na drugą kulturę. Założyłam sobie, z jednej strony, że nie będę redukować kultury rosyjskiej do kultury polskiej, że dam polskiemu czytelnikowi poczuć różnicę, że zburzę to złudne poczucie swojskości, a z drugiej – że w zamian ofiaruję mu możliwość usłyszenia poprzez język polski języka rosyjskiego, który w uchu żadnego Słowianina nie brzmi przecież obco
("Renata Lis. Wywiad", przeprowadziła Milena Buszkiewicz, Literatki.com, 23–25 kwietnia 2013).
Więcej sztuki niż nauki
W jednym z wywiadów pisarka podjęła próbę wyjaśnienia, skąd bierze się jej zainteresowanie tymi dwoma, dość różnymi kręgami kulturowymi: zachodnim – francuskim i wschodnim – rosyjskim. Jej zdaniem, są to przekazane w genach uwarunkowania rodzinne: "Mój dom rodzinny był polem z trudem skrywanego konfliktu kultur: centralnie-polskiej i kresowo-rosyjskiej. Przy czym to raczej kultura centralnie-polska czuła się zagrożona przez tę kresowo-rosyjską. Ja mam w sobie jedną i drugą i z żadnej nie chcę zrezygnować, chociaż to mi utrudnia życie – nie mogę przyłączyć się do żadnej wspólnoty, bo do żadnej nie pasuję, zawsze coś wystaje, coś przeszkadza". I "dobrze mi z tym!" – dodaje. Lis opowiadała o swojej tożsamości:
Moja tożsamość "narodowa" istotnie jest eklektyczna. Ze strony ojca mam rodzinę pod każdym względem polską, mazowiecką: dziadek Lis, kolejarz, był żołnierzem Armii Krajowej, do śmierci czcił Marszałka Piłsudskiego i nie miał żadnych pretensji do II Rzeczpospolitej, a w dodatku strasznie mnie rozpieszczał, między innymi dlatego po dziś dzień nie pozwalam nikomu w mojej obecności wieszać psów na Armii Krajowej ani na Marszałku. Ani na powstaniu warszawskim. Ze strony matki mam natomiast cały Wschód. Moi pradziadkowie z tej strony pochodzą z okolic Daugavpilsu (prababcia) i z Brasławszczyzny (pradziadek). Zabawne, że dopóki istniało tam Imperium Rosyjskie, moi pradziadkowie byli sąsiadami niemal przez miedzę: pradziadek Jurkian (nazwisko ormiańskie) wsiadał w pociąg w Turmontach i za godzinę był już w Daugavpilsie (Dźwińsku)
(Renata Lis w rozmowie przeprowadzonej przez Mariusza Korycińskiego, "Spadamy we wszystkich kierunkach", O.pl, 11 grudnia 2013).
Potem, po traktacie ryskim z roku 1921, z tych sąsiadujących ze sobą powiatów zrobiły się dwa państwa. W roku 1916 pradziadkowie autorki z zapadłych Kresów wyjechali na Ural – pradziadek (po służbie wojskowej, którą odbył w carskiej lejbgwardii, i po wojnie rosyjsko–japońskiej, w której brał udział) pracował jako kolejarz i objęła go przymusowa ewakuacja związana z natarciem niemieckim w ramach pierwszej wojny. I tam właśnie, na Środkowym Uralu, urodziła się babcia pisarki, matka jej matki. "I ta babcia – już w 'Polsce', do której pradziadkowie 'wrócili' w roku 1921, chociaż wcześniej nigdy jej nie widzieli – wyszła za mąż za Ukraińca, mojego dziadka. Moja mama zawsze była trochę 'rosyjska', oczywiście tylko w sensie kulturowym, ale jednak te różnice były zauważalne, wpływały na mnie i do dzisiaj we mnie są".
W ślad za tłumaczeniami, przyszła pora na twórczość własną z pogranicza biografii i eseju – w każdym razie tak książki tej autorki kwalifikują znawcy literatury. Jej opowieści o życiu i dziele Gustawa Flauberta i Iwana Bunina spotkały się z dobrym przyjęciem zarówno ze strony krytyków, jak i czytelników, co bynajmniej nieczęste. Jednak gwoli prawdzie trzeba tu dodać, że nie obyło się bez pojedynczych głosów zarzucających Renacie Lis rozmaite odstępstwa od "kanonu" translatorskiego czy też jej nie dość "naukowego" podejścia do materii biografii. Pisarka odpowiadała:
Formalnie nie należę do środowiska naukowego, mój wybór był więc wyłącznie wyborem mentalnym: mogłam postawić się mentalnie w środowisku zinstytucjonalizowanej nauki o literaturze lub poza nim. Wybrałam to drugie, ponieważ moje pisarstwo, mimo że pozornie żywi się tym samym, co nauka o literaturze, nie ma charakteru naukowego – więcej w nim sztuki niż nauki, jest też swobodne pod względem przynależności gatunkowej, języka. Uważam ten rodzaj twórczości za sferę wolności i nie chciałabym, aby ktokolwiek mówił mi, jak mam pisać, żeby ktoś zmuszał mnie do udawania obiektywizmu lub umieszczania w moich książkach tak zwanego aparatu naukowego, tych wszystkich absurdalnych przypisów, z których można się dowiedzieć, że urodził się i umarł. Nie oznacza to oczywiście, że do literatury można się zabierać z gołymi rękami – jakiś rodzaj wykształcenia kierunkowego (niekoniecznie formalnego) na pewno jest tu potrzebny. Myślę, że w moim przypadku kompetencje filologiczne, jakie uzyskałam na warszawskiej polonistyce, są wystarczające, i jeśli potraktować je krytycznie i selektywnie, to na pewno nie zaszkodzą
("Renata Lis. Wywiad", przeprowadziła Milena Buszkiewicz, Literatki.com, 23–25 kwietnia 2013).
Za książkę "Ręka Flauberta" (Warszawa 2011) autorka otrzymała między innymi nominację do Nagrody Literackiej Nike 2012 oraz do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy 2012 w kategorii proza, a także nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej i nagrodę Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu oraz wyróżnienie w konkursie o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza. Jak opowiadała: