Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia za tomik "Zagniazdowniki/Gniazdowniki" (2008). Współredagowała – wraz z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską – antologię poezji kobiet "Solistki" wydaną przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie. Niegdyś sygnatariuszka "Manifestu neolingwistycznego" (wraz z m.in. Marią Cyranowicz i Jarosławem Lipszycem), obecnie jest raczej skłonna określać swoje pisarstwo mianem archelingwizmu (co ma zapewne odnosić się zarówno do "językowej archeologii", jak i do Jungowskich archetypów).
Jednocześnie Joanna Mueller prowadzi ożywioną działalność recenzencką, przy czym krytyka w jej wykonaniu stanowi de facto akt twórczy. Rozmowa z innym autorem współistnieje z intensywną, zmieniającą się z tekstu na tekst stylizacją, co na tle polskiej eseistyki stanowi zjawisko nader ciekawe. Zainteresowanych odsyłam do wydanego przez Biuro Literackie zbioru "Stratygrafie", który już w tytule zawiera interesującą grę słów – stratygrafia w prywatnym języku poetki to tyleż "podział na warstwy", ile "opisywanie straty".
Z perspektywy czasu, jaki upłynął od debiutu Joanny Mueller (2003), coraz wyraźniej widać, że podstawowym zadaniem, jakie stawia sobie ta poezja, jest konfrontacja nie tyle z mechanizmami języka, ile z żywiołem emocji. W odbiorze "Somnambóli fantomowych" zwracano uwagę przede wszystkim na nowatorstwo formalne. Chociaż w posłowiu Tadeusz Komendant pisał o "obolałym podmiocie tych wierszy", i o poezji powstającej "głównie z niedostatku. Z ran" – a obydwie formuły ściśle przylegały do języka poetki, w którym słowo "ból" występuje z wysoką frekwencją – to jednak pozorna sprzeczność między nowoczesnością poetyki a melancholijną treścią uniemożliwiała jednoczesne mówienie o tych sprawach. Zabrakło zaś w dyskursie krytycznym przypomnień, co "Somnambóle" zawdzięczają tradycjom innym niż Karpowiczowska, względnie kinderyzmowi pierwszych tomików Marii Cyranowicz ("tak się mowlę wradza w niemowlę"). Mowa tu o bezpośrednich nawiązaniach do romantyzmu oraz o przebijających spod radykalnie zmienionych słowotwórstwa i składni tradycyjnych przebiegach rytmicznych.
Mueller pisała, parafrazując Lenartowicza, a parafrazę wkładając pod pióro Norwida: "Złotniczeńku zrób mi kubek ale proszę zrób mi ład / nie ładu nie ma". To jedna z najbardziej samoświadomych (obok pojawiającego się już na następnej stronie pytania "jak liryzm z lingwizmu / wybić") spośród jej autotematycznych wypowiedzi. Pozostałe z nich ubrane są w metafory: "języku śmiertelna zabawko", określenie publicznego czytania wierszy jako "podlizywania się językowi", łączenie ironii z ciałem ("ironia nie wynika / ona się roni ze zranień [...] wypić ją przyjdzie z dna kubków / smakowych języka"). Jest to ironia podwójna, bo skierowana również przeciwko własnej poetyce (być może fragment traktujący o kubkach smakowych należy czytać łącznie z parafrazą "Złotniczeńka", w której również pojawia się "pole", tyle że "złote").
O kolejnym tomie poetki Marcin Orliński pisał:
Lingwizm Mueller, czy też, jak sama go nazwała, archelingwizm (nawiązując zapewne do swojego Steinera i Karpowicza), postanowił odrodzić się [...] w innym czasie – czasie mroku, bólów porodowych i tańca.
Do pisania z perspektywy dziecka, w którym pobrzmiewały niekiedy echa tzw. kinderyzmu Marii Cyranowicz, autorka dodała bowiem pisanie z perspektywy mającej urodzić matki. Coraz mocniej odzywał się w jej twórczości problem zadomowienia (jeden z wierszy przybiera wręcz kształt domu), zakorzenienia.
Najlepszym podsumowaniem dotychczasowej twórczości Joanny Mueller jest bodajże zdanie sformułowane przez Annę Kałużę w odniesieniu do najświeższej książki "Wylinki":
"Wylinki" są moim zdaniem utrzymane w bardzo tradycyjnym duchu, co świadczy o tym, że sfera eksperymentów i innowacji leży poza zasięgiem lingwistyczno-konkretystycznych strategii.
Awangardowa forma, piętrzenie gier słownych, destrukcja zdania na korzyść lokalnych efektów stylistycznych, wreszcie dbałość o znaczenie wizualnego kształtu wiersza w przypadku Mueller coraz bardziej stają się obudową, pod którą spokojnie pracuje całkiem tradycyjny silnik. Poezja ta bowiem czerpie swoją energię przede wszystkim z ponownego (i nowoczesnego) nazywania starych zagadnień metafizycznych związanych z tożsamością oraz z kreowanej pośrednio bądź wręcz nazywanej wprost melancholijnej aury.