Frapujący Farinelli kontra Lady Pank
Porczyk jest też laureatem Przeglądów Piosenki Aktorskiej oraz autorem dwóch obsypanych nagrodami muzycznych monodramów i solowej płyty "Sprawca". W 2011 r. w autorskim monodramie "Farinelli" skonfrontował się z najsławniejszym śpiewakiem-kastratem w historii opery. Oprócz wykonania tytułowej roli Bartosz Porczyk był też pomysłodawcą projektu i współautorem tekstu, wyreżyserowanego we Wrocławiu przez Łukasza Tarkowskiego. O swoim bohaterze w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" mówił: "On cały czas się wymyka, nie pozwala zbliżyć się do siebie. A ja na przemian to go lubię, to mam go dość. Najciekawsze, że wyciągnąłem z niego coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Nie jest to wcale głos, raczej próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy ideał może mieć rysę, skazę. Gdzie zatem jest Farinelli? W głowie - jego i mojej. I w wyobraźni, która, jak mówię na scenie, miewa orgazmy".
Rolą XVIII-wiecznego geniusza Porczyk uwiódł publiczność. Agnieszka Michalak z zachwytem relacjonowała:
"(...)Mówi jak chirurg, który przeprowadza kastrację, ale tak naprawdę to Farinelli, który wszedł w skórę medyka. Sączy słowa do mikrofonu od niechcenia, beznamiętnie, jakby trawił każde z nich. A jednak, przy ledwo tlącym się świetle i pulsującej muzyce (robota Bogumiła Misali), które podsycają nastój tajemniczości i niepokoju, bucha z niego namiętność i seksapil. Schodzi ze sceny jak półczłowiek, półrobot - wyjałowiona maszyna. Wraca w damskiej sukience i koturnach. Jest kobietą, "nierozłączką" Farinellego. Zachowuje się jak dzikie zwierzę w zamkniętej klatce umysłu. Wyje z bólu, wije się po scenie (przerobionej na współczesne studio nagraniowe), pręży się przed kamerą niczym pierwszej klasy celebryta. Jego dwie natury wyłażą w każdym geście i mrugnięciu okiem (...)"
Popis warsztatu i talentu Porczyk zaserwował polskiej i zagranicznej publiczności oraz krytykom także w solowym spektaklu muzycznym "Smycz" w reżyserii Natali Korczakowskiej na podstawie tekstów Maanamu, Łony, Myslovitz, Maryli Rodowicz zmiksowanych z fragmentami utworów Rolanda Barthes'a i Samuela Becketta.
"Smycz" jest ułożona tak, by wydobyć wszystkie walory i możliwości młodego aktora. Oglądamy go jako żywcem wyjętego z powieści Franza Kafki urzędnika, kapłana, włamywacza, szusującego w klapkach na imprezę małolata, prostytutkę. Całość oparta jest m.in. na tekstach Jacka Cygana, Lady Pank, Maanamu, Myslovitz i Łony, a traktuje o potrzebie i poszukiwaniu miłości, a także uzależnieniach i pułapkach współczesności - pracy, konsumpcji, religii, narkotykach. Porczyk igra z publicznością, rozmawia z nią, żongluje konwencjami, by na koniec wystosować tragiczną w swej wymowie diagnozę dla współczesnego człowieka, na którego rozgniewał się sam Bóg. To jedna z najbardziej wstrząsających i autentycznych kreacji, jakie pokazał Przegląd Piosenki Aktorskiej od czasów "Kombinatu" z 2003 roku. Chapeau bas!" - pisał Grzegorz Cholewa w "Gazecie Wyborczej"
Spektakl okazał się też sensacją irlandzkiego Dublin Fringe Festival. Porczyk zdobył nagrodę za najlepszą główną rolę męską, a "Smycz" została nominowana do nagrody głównej w trzech kategoriach: najlepsza muzyka, najlepszy spektakl i najlepsza rola męska.
"Bartosz Porczyk jest jednym z tych potrójnie utalentowanych artystów z Europy Wschodniej, o których tak wiele słyszycie: Potrafi grać! Potrafi śpiewać! Potrafi żartobliwie zanalizować współczesną kondycję globalizacji i żarłoczność kapitalizmu, jednocześnie wzruszająco malując potargane pragnienia ludzkich serc! - napisał o młodym aktorze recenzent "Irish Theatre Magazine". - Jego technika sprawia duże wrażenie - zmienia się on ze starca w romantycznego niezgułę, z włamywacza w pełną wdzięku i poruszającą prostytutkę, a wszystko to w minimalnej scenografii i z wykorzystaniem kilku rekwizytów oraz kostiumów - wtórował mu dziennikarz "Irish Timesa".
Wielkie role w "Termopilach polskich i "Dziadach"
Potwierdzeniem wielkiej klasy Bartosza Porczyka i jego miejsca w aktorskiej czołówce jest rola kniazia Patiomkina w widowiskowych "Termopilach polskich", najbardziej muzycznym spektaklu Jana Klaty na podstawie sztuki Tadeusza Micińskiego oraz historyczna interpretacja w "Dziadach" Michała Zadary, w których reżyser pierwszy raz w historii polskiego teatru zdecydował się na inscenizację bez żadnych skrótów. Dla młodego aktora oznaczało to konieczność nauczenia się olbrzymich partii tekstu. W wywiadach tłumaczył: - Gdy czytałem "Dziady", oblewał mnie zimny pot, byłem jak sparaliżowany, że tego wszystkiego trzeba się będzie nauczyć na pamięć i jeszcze to zagrać. Gdy zaczęły się próby, byłem już spokojniejszy. Okazało się, że można się w tym tekście zakochać.
"Wielka rola", "Porczyk superstar" - rozpisywały się tuż po głośnej premierze "Dziadów" gazety:
" Porczykowi udało się stworzyć postać wielowymiarową – Gustaw wkurza, bawi, momentami przeraża. Miota się po scenie, a nawet śpiewa, akompaniując sobie na pianinie stojącym w chacie Księdza. Pieśni, piosenki i przyśpiewki towarzyszą zresztą prawie wszystkim bohaterom dramatu. W tym miejscu brawa należą się autorom muzyki – Mai Kleszcz i Wojtkowi Krzakowi, którzy doskonale wpasowali się w konwencję "Dziadów" - czytamy w Gazecie Wrocławskiej.
Komplementami obsypał młodego aktora także Jacek Wakar na łamach "Dziennika Gazety Prawnej".
"Porczyk buduje postać fascynującą. Jest kochankiem romantycznym, a jednocześnie współczesnym. Niczym Henryk w 'Ślubie' Gombrowicza bada pojemność i sprawczą moc wypowiadanych przez siebie słów. Bawi się swoim cierpieniem i formą wiersza, a przy tym brnie w niego bez jakichkolwiek zabezpieczeń, bez dystansu. Bywa bezczelny w swej męskiej sile, a za chwilę wydaje się, że rozpadnie się na naszych oczach. Całkowicie zawierza Mickiewiczowi wiedząc, jak niebezpieczne zgotował mu frazy. O ile poprzednie fragmenty wrocławskiego przedstawienia mało mnie obchodziły, o tyle na niemal dwugodzinny prawie monodram Bartosza Porczyka patrzyłem w nieustannym napięciu, bo jest to aktor, który umie zawłaszczyć niepodzielnie uwagę publiczności. Doskonale rozumie przy tym każde słowo dzieła Mickiewicza, nadając mu prawdziwie współczesne brzmienie. Po długim wieczorze we wrocławskim Teatrze Polskim wiem, że warto było wystawić 'Dziady', a choćby i bez skrótów, żeby Bartosz Porczyk mógł zagrać Gustawa. Dzięki niemu przyznaję nieudanemu przedstawieniu Michała Zadary aż cztery gwiazdki Prawie wszystkie są dla Porczyka. Wielka rola."
W 2015 roku rolą Ślaza w "Lilli Wenedzie" z sukcesem zadebiutował w stolicy na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. - To intrygująca postać, człowiek wszędzie zawsze i nigdy nigdzie. Elastyczny, dostosowujący się do sytuacji, w której się znajduje, tak, żeby zawsze czerpać to, co najlepsze. - mówił aktor tuż przed premierą spektaklu w reżyserii Michała Zadary. Porczyk przyznaje, że Słowacki nie był dla niego łatwy, ten rzadko wystawiany dramat to dla niego przede wszystkim historia o braterstwie i bezwzględnej lojalności. - Dla nas najważniejsze jest to, jak zachowuje się człowiek postawiony pod ścianą, w sytuacji krytycznej - mówił aktor na antenie radiowej Dwójki, chwaląc także współpracę w Zadarą.
"To jeden z najciekawszych reżyserów, dzięki któremu mogę odkrywac literaturę, do której sam pewnie nigdy bym nie sięgnął. Świetnie się z nim pracuje, cały czas się przy nim rozwijam, na każdej próbie odwiaduję czegoś nowego, nie stoję w miejscu. Chcę mówić o rzeczach ważnych, warto otrząsać ludźmi w teatrze, bo nie zawsze ma kto nami potrząsnąć w życiu. Teatr ton asze oręże, powinien wtrącać się w życie obywateli, nie być obojętnym na rzeczywistość"
- Bartosz idealnie pasuje do niezależnego ducha i profesjonalnego etosu CENTRALI. Planujemy produkcję tragedii greckiej w lecie 2016, w której Bartek na pewno będzie uczestniczył - zapowiada Zadara.