Działalność twórczą rozpoczął na początku lat osiemdziesiątych. W grudniu 1981 roku w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego projektował ulotki i plakaty przeciwko wydarzeniom w kopalni Wujek. Drukował też ulotki dla "Solidarności". Wiosną 1982 roku miał pierwszą indywidualną wystawę na łódzkim Strychu, jesienią został aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa i skazany na półtora roku więzienia za przygotowywanie i kolportaż antyreżimowych druków. Okres ten uważa się za formujący dla jego osobowości twórczej. Jak powiedział w wywiadzie udzielonym Arturowi Żmijewskiemu i Łukaszowi Gorczycy:
Jestem znanym niszczycielem. Właściwie większość rzeczy zniszczyłem, ale też nie robiłem ich dla innych, a raczej dla własnego doświadczenia.
Sztuka żenująca
Po wyjściu z więzienia, w latach 1983–1986 działał w środowisku łódzkiej Kultury Zrzuty. Jednocześnie, pracując w domu, stworzył wówczas swe pierwsze prace wideo.
Odmiana w doświadczeniu Libery najbardziej wrogiego miejsca (więzienie) na najbardziej przyjazne (dom rodzinny) posłuży mu do podjęcia próby oswojenia świata, odbudowania zachwianej z nim relacji; będzie pretekstem do opowiedzenia o specyficznych podmiotowo-przedmiotowych zmaganiach Ja z 'rzeczywistością wpływu', ale również o 'relacji wzajemności' między jednostką a otoczeniem – pisał Łukasz Ronduda.
Owej "relacji wzajemności" dotyczą powstałe wówczas filmy. W tym okresie, przez dwa lata opiekował się swoją ponad dziewięćdziesięcioletnią babcią Reginą G., schorowaną, przykutą do łóżka, niekomunikującą się już ze światem zewnętrznym.
W "Obrzędach intymnych" (1984) uwiecznił wykonywane przy niej intymne czynności – mycie, karmienie, przewijanie. "Perseweracja mistyczna" (1984) ukazuje powtarzaną przez kobietę czynność kręcenia nocnikiem wokół jego osi. Nocnik stał się w jej przypadku substytutem różańca. Jak pisał Libera,
Praca ta jest działaniem o charakterze mistyczno-magicznym, niezależnym od jakiejkolwiek znanej formy religii, magii lub sztuki. Nie tworzy ani nie kontestuje żadnego systemu. Powstaje codziennie, bez względu na aktualny stan układów politycznych, społecznych, kulturowych, towarzyskich, artystycznych, finansowych, oficjalnych i nieoficjalnych. (...) Opisywana praca jest immanentnie związana z egzystencją Reginy G. Jest bowiem jedyną, poza fizjologicznymi, czynnością wykonywaną samodzielnie. Jest jedyną formą kontaktu z rzeczywistością zewnętrzną.
W filmie "Jak tresuje się dziewczynki" (1987) Libera podjął inny wątek wspomnianej przez Rondudę "relacji wzajemności" – przystosowania, przekazywania i przyswajania wzorców zachowań i ról płciowych, tytułowej "tresury". Na spowolnionym filmie (nakręconym z okazji rodzinnego spotkania) kilkuletnia dziewczynka jest uczona tworzenia swego wizerunku jako kobiety. Dłonie dorosłej osoby podają jej szminkę, pilniczek do paznokci, biżuterię, na jej twarz nałożony zostaje makijaż. W ten sposób następuje rytuał inicjacji, ale przede wszystkim przekazana zostaje podstawowa wiedza na temat tworzenia własnego obrazu przez kobietę, paradygmatów atrakcyjności, kontrolowania ciała. Izabela Kowalczyk zauważa, że
Wykonywane w dorosłym życiu czynności, przynależne do danej płci wydają się 'naturalne'. (...) Artysta podważa jednak ową 'naturalność' ukazując, jak zachowania płciowe są przez nas wyuczone, jak często nie uświadamiamy sobie ich sztuczności.
Ronduda zwraca jednak uwagę, że
w intencji artysty film miał mówić o generalnych warunkach naszego przetrwania, o tym, iż jesteśmy skazani na estetyzację osobowości, autokreację, na zamianę wpływu świata w jakości fundujące naszą tożsamość.
Sam Libera mówił w wywiadzie:
Dla mnie był to fenomenalny przykład procesów, których oczywistości jesteśmy świadomi, ale których zazwyczaj nie dostrzegamy, jakby nie zdajemy sobie sprawy z ich obecności w naszym życiu.
W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych Libera działał w środowisku łódzkiej Kultury Zrzuty i środowisku Strychu (niemal od początku istnienia galerii). Około 1985 roku jego związki z nimi uległy osłabieniu. Wówczas wspólnie z Jerzym Truszkowskim i innymi artystami (Barbarą Konopką, Jackiem Rydeckim) założył rodzaj artystycznej komuny, alternatywnej wobec Strychu. Wspólnie tworzyli obrazy, grali w zespole punkowym Sternenhoch, przeprowadzali działania artystyczne z pacjentami szpitala psychiatrycznego, w którym pracował Libera. Jak pisał Łukasz Ronduda,
stworzyli prowokującą, obrazoburczą siłę, wprawiającą w zakłopotanie nie tylko społeczeństwo, ale i kolegów artystów. Głównym ich celem było kreatywne, intensywne, 'kolorowe' życie.
Sztuka krytyczna
Pod koniec lat osiemdziesiątych Libera przez dwa lata mieszkał wspólnie z Zofią Kulik (pozując do jej fotografii) i Przemysławem Kwiekiem. Na przełomie lat 1989–1990 przez kilka miesięcy przebywał w Afryce. W latach dziewięćdziesiątych jego wcześniejsza twórczość została uznana za prekursorską wobec tzw. sztuki krytycznej, a on sam okrzyknięty "ojcem sztuki krytycznej". Zaczął wystawiać w galeriach, a jego prace spotkały się ze sporym odzewem.
Libera rozpoczął też wówczas tworzenie rzeźb i obiektów. Jednym z nich był nawiązujący do bramy obozu w Auschwitz napis "Christus ist mein Leben" (1990). W kolekcji warszawskiego CSW znalazł się "Kąpielowicz" (1991), instalacja z wykorzystaniem wideo. Jej tytuł nawiązuje do żargonu pracowników zakładów pogrzebowych, którzy tak nazywają ciała obmywane po śmierci. W instalacji Libery przezroczysta, spiralna forma przypominająca rurę bierze swój początek w ekranie, na którym wyświetlany jest obraz odpływu – wiru wodnego, co tworzy alegorię odchodzenia, przemijania, śmierci.
W latach dziewięćdziesiątych Libera powrócił do wątku obecnego w filmie "Jak tresuje się dziewczynki" tworząc serie fikcyjnych zabawek dla dzieci, "protez dorosłości w świecie dziecka" i instrumentów socjalizacji, służących w gruncie rzeczy do "tresury", wyuczania określonych zachowań, w końcu – przypisanych im ról płciowych. Zabawki służą tu przede wszystkim zobrazowaniu społecznych wyobrażeń na temat ciała i jego dyscyplinowania. Libera traktuje projektowany przez nie ideał w sposób przewrotny i ironiczny. "Ciotka Kena" (1994) przywraca realny wymiar ideałowi i standardowi urody (nienaturalnie szczupłemu) narzucanego przez lalkę Barbie (artysta użył tu w rzeczywistości lalki Sindy) – to jej postarzona i pogrubiona wersja, ubrana w nieco staroświeckie stroje. Wprowadza więc rysę na kanonie cielesności.
Kolejną serię lalek Libera wyprodukował w 1996 roku – "Możesz ogolić dzidziusia" to zabawki o niemowlęcym wyglądzie, jednak pokryte owłosieniem pod pachami, w okolicach narządów płciowych i na nogach, charakterystycznym dla osób dorosłych. Jak pisała Izabela Kowalczyk, praca ta
odwołuje się do kulturowego kompleksu owłosionego ciała, które jest sprzeczne z pożądanym wyglądem kobiety. Włosy na ciele kobiety traktowane są zwykle jako coś dzikiego, nieujarzmionego, co nie powinno mieć miejsca, gdyż kobiece ciało powinno być idealnie gładkie.
Tytuł pracy (i zarazem nazwa zabawki umieszczona na opakowaniu - "You can shave a baby") sugeruje określony typ postępowania - "zabawy".
W swych pracach Libera podjął też wątek socjalizacji chłopców oraz wpajanego im stosunku do kobiet. "Eroica" (1997) to zestaw niewielkich figurek, analogicznych do zbieranych przez chłopców żołnierzyków czy Indian. Artysta stworzył jednak kolekcję nagich kobiet, w dodatku w pozach sugerujących taniec (w świetle reflektorów), ale też poddanie, ucieczkę czy uległość, sytuację opresji. Podkreślone to zostało na opakowaniach zabawek, umieszczone na nich napisy zachęcają do "zebrania ich wszystkich", wejścia w ich posiadanie, przy jednoczesnej sugestii, że figurki przeznaczone są dla dzieci w wieku dziesięciu lat i więcej. Kowalczyk zauważa, że "przedstawione w postaci figurek kobiece ciało staje się więc przedmiotem posiadania", ale także że "artysta wskazuje (...) na problem męskiej tożsamości, która jest redukowana do 'maczyzmu' i używania przemocy".
Na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie w 1996 roku Libera przedstawił "Urządzenia korekcyjne". Do chłopców adresowane była seria przyrządów służących do dyscyplinowania męskiego, nieletniego ciała i dążenia do wyimaginowanego "ideału". Jednym z nich jest "Body Master" dla dzieci do lat dziewięciu (1995), odpowiednio przeskalowany sprzęt do ćwiczeń fizycznych. Towarzysząca mu plansza sugeruje wzór, do którego dąży ćwiczące na nim dziecko – chłopca-kulturystę, swoistą karykaturę młodzieńca. Sam Libera mówił, że
przewrotność "Body Mastera" polega na tym, że jako zabawka kopiująca prawdziwe urządzenia kulturystyczne (jedyna różnica to bardzo lekkie ciężary) ćwiczyć może jedynie psychikę dziecka. W konsekwencji produkuje przekonanie o oddziaływaniu siły woli na ciało.
Artysta zaprojektował również urządzenie do wydłużania penisów (dla niemowląt i chłopców oraz dorosłych mężczyzn) – "Universal Penis Expander" (1995). Przyrząd ma pozwalać na "wydłużenie penisa nawet do 100 centymetrów". W konstruowanych przez siebie zabawkach Libera odwołuje się do kodów kultury masowej i krytycznie je analizuje, a nawet wyśmiewa. Podkreśla jednocześnie, że służą one "edukacji".
Lego. Obóz koncentracyjny
Najsłynniejszą z "zabawek" Libery stała się praca "Lego. Obóz koncentracyjny" (1994), cykl fotografii i opakowań klocków lego, z których można by zbudować obozu koncentracyjny. Praca spowodowała dużo szumu w mediach (opartego głównie na zbyt dosłownym odczytaniu intencji artysty), a kurator polskiego pawilonu na Biennale w Wenecji w 1997 roku Jan Stanisław Wojciechowski nie dopuścił jej do wystawy, w wyniku czego sam artysta wycofał się z udziału w ekspozycji. Co więcej, praca sponsorowana był przez duńską firmę produkującą klocki, która zagroziła artyście procesem (ostatecznie do niego nie doszło). Zdaniem Kazimierza Piotrowskiego,
Z pewnością przypadek Libery wejdzie do kanonu dziejów światowego sponsoringu jako jeden z niewielu przykładów, gdy to artyście udało się inkorporować korporację, a nie na odwrót.
"Lego. Obóz koncentracyjny" odczytywać można na wielu poziomach. Jacek Zydorowicz zebrał problemy, które praca porusza: kwestię dystansowania się od manipulacji rynkowych; potencjał przemocy zawarty w zabawkach; problem pamięci w kulturze; w końcu zagadnienia metaartystyczne. Sam Libera mówił:
Myśl, która doprowadziła mnie do zrobienia tej pracy, dotyczyła samej racjonalności, która jest podstawą systemu klocków lego, a która wydała mi się przerażająca: nie można z tych klocków zbudować nic, na co nie pozwala precyzyjny, racjonalny system.
Praca znalazła się m.in. w zbiorach Muzeum Żydowskiego w Nowym Jorku.
Fotografie
W ostatnich latach Libera poświęcił się w dużej mierze analizie przestrzeni mediów i problemu obrazu w kulturze masowej. W cyklu "Pozytywów" (2002–2003) wykorzystał powszechnie znane fotograficzne przedstawienia wojny i zagłady jako "negatywy" dla tworzonych przez siebie inscenizowanych wersji "pozytywnych": żołnierze podpalający cygaro półleżącemu mężczyźnie zamiast zwłok Che Guevary, kolarze w miejsce żołnierzy niszczących szlaban na przejściu granicznym ("Kolarze"), uśmiechnięte osoby w pasiakach zamiast więźniów obozów koncentracyjnych ("Mieszkańcy"), zmęczeni biegacze zamiast martwych ciał ("Porażka w przełaju").
Zdaniem Łukasza Rondudy:
w opartych na 'logice powtórzenia' "Pozytywach" mamy do czynienia z laboratoryjną analizą relacji traumy do jej reprezentacji. Artysta zdaje się twierdzić, iż efekty działania traumy nie mogą być w pełni uobecnione (reprezentowane), mogą pojawić się jedynie w naszej wyobraźni na zasadzie powidoku – w procesie przypominania sobie przez widzów tej pracy Libery pierwowzorów jego zainscenizowanych zdjęć".
Kontynuacją "Pozytywów" była seria fotografii "Ostateczne wyzwolenie", po raz pierwszy opublikowana w "Przekroju" w 2003 roku. Na okładce tygodnika znalazło się zdjęcie "Sen Busha", na którym Irakijka obejmuje amerykańskiego żołnierza. Mogące wprowadzać w błąd fotografie stanowiły trawestację działań wojennych, w rzeczywistości przedstawiając uśmiechniętych żołnierzy i Irakijczyków.
Cykl "Mistrzowie" (2004) uważa się za reakcję artysty na ocenzurowanie jego pracy na Biennale w Wenecji. Libera stworzył fikcyjne strony z popularnych, wysokonakładowych gazet – "Gazety Wyborczej", "Magazynu Gazety Wyborczej", "Polityki", na których umieścił spreparowane artykuły na temat artystów neoawangardowych z lat siedemdziesiątych, swoich Mistrzów –Zofii Kulik, Jana Świdzińskiego, Anastazego Wiśniewskiego, Andrzeja Partuma. Praca stała się swoistym hołdem nim złożonym, ale także refleksją nad historią sztuki, procesem wykluczenia, kontekstem, w jakim działa sztuka oraz jej uwikłaniem we współczesne procesy marketingowo-promocyjne. Jak mówił Libera,
Prasa stała się jedynym wskaźnikiem tego, co w sztuce jest dobre i złe, ona lansuje i pogrąża. Tymczasem prasa nie jest tak naprawdę do tego przygotowana. Także ja, nie mając się do kogo zwrócić, musiałem użyć prasy, która przejęła rolę mediatora między społeczeństwem a sztuką.
W 2005 roku wspólnie z poetą i prozaikiem Dariuszem Foksem Zbigniew Libera opublikował książkę "Co robi łączniczka", nawiązującą do historii powstania warszawskiego. Sześćdziesiąt trzy rozdziały autorstwa Foksa (ułożone w rodzaj lustrzanej narracji) odpowiadają 63 dniom powstania. Każdemu rozdziałowi towarzyszą fotomontaże Libery. Na tle warszawskich ruin pojawiają się na nich słynne aktorki zachodniego kina (m.in. Gina Lolobrigida, Anita Ekberg, Sophia Loren). Jak pisała Katarzyna Bojarska,
Foksa i Libery nie interesuje sfera faktów związanych z powstaniem warszawskim, ale ich reprezentacji, a w nich obecności i nieobecności pewnych elementów. Proponują wizję jak najbardziej nieoficjalną, w opozycji do narodowej, oficjalnej pamięci powstania, jaką proponuje warszawskie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Rzeczywistość medialną i miejsce obrazu we współczesnym świecie analizował Libera także w "Albumach fotograficznych" (2005), w których umieścił przefotografowane przez siebie zdjęcia z wybranych numerów prasy codziennej. Każdy z albumów poświęcony został innemu tytułowi prasowemu. Kolorowe magazyny stały się też punktem wyjścia dla serii fotografii "La Vue" (2004–2006), przypominających abstrakcyjne pejzaże, a powstających przez fotografowanie analogowym aparatem szczelin między kartkami pism.
Na kolejny projekt, "The Gay, Innocent and Heartless", złożyła się seria fotografii oraz książka – sfingowany dziennik partyzanta i strony z czasopism. Całość opowiada fikcyjną historię, której przewodnim tematem stają się zmitologizowane wzorce męskości, skontrastowane z nierzeczywistością Nibylandii, do której uciekają współczesne wcielenia Piotrusia Pana. Jednocześnie w projekcie tym Libera powrócił do krytyki mediów i współczesnej kultury wizualnej, zachęcając do bardziej uważnego ich odbioru.
W późniejszych projektach kontynuował doświadczenia fotografii jako przedmiotu manipulacji, zarówno tych bliższych manipulacji znaczeniowej (jak w "Pozytywach"), jak i czysto wizualnej (jak w "La Vue"). Doświadczenia "Pozytywów" kontynuowała realizacja "Wyjście ludzi z miast", zaprezentowana po raz pierwszy w 2010 roku na wystawie "Early Years", przygotowanej w Kunstwerke w Berlinie przez zespół Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jest to panoramiczne zdjęcie przedstawiające świat po katastrofie, w wyniku której ludzie zmuszeni są opuścić miasta. Sesję wykonano na nieużywanym odcinku autostrady pod Płockiem. To futurystyczna wizja czy kadr jak z filmu katastroficznego, ale w kontekście polskim także dalekie echo exodusu ludności stolicy po upadku powstania warszawskiego 1944 roku.
Badania nad relacją między dwuwymiarowością i trójwymiarowością kontynuuje projekt zatytułowany "Rzeczywistość jest płaska", nad którym Libera zaczął pracować w 2010 roku, a którego wstępny etap zaprezentowano na wystawie w Fundacji Profile. Projekt zakłada zbudowanie prototypu samochodu osobowego, który odzwierciedlałby skróty perspektywiczne i inne zniekształcenia obrazu właściwe dla aparatu fotograficznego czy kamery filmowej. Nieprzypadkowo obiektem tego "odczarowania" staje się samochód, przedmiot w jakimś stopniu kultowy, dla wielu wyznacznik społecznego i finansowego statusu.
Nauczyciel
Nowym wątkiem w działalności Libery jest dydaktyka. Na przełomie 2008 i 2009 roku artysta przebywał w Pradze na zaproszenie tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych (AVU), gdzie zgodził się poprowadzić pracownię gościnną (co notabene wydawałoby się niemożliwe w przypadku polskich uczelni artystycznych). Na wstępie postawił jednak warunki, które nie pozwalały na wciągnięcie go w szkolne rygory i hierarchie – zamieszkał w pracowni, studenci odwiedzali go w jego domu, a sama pracownia znajdowała się z dala od budynków Akademii.
Swą metodę Libera oparł na teorii Formy Otwartej Oskara Hansena, samemu będąc spadkobiercą tej tradycji "w drugim pokoleniu" - przez przyjaźń z Zofią Kulik i Przemysławem Kwiekiem i studia w ich archiwum. Swą pracownię nazwał Studiem Formy Otwartej. Inaczej niż w Warszawie czyni to profesor Grzegorz Kowalski, również do pewnego stopnia rozwijający idee Hansenowskie w dydaktyce, Libera skupił się na formalnym modelu ćwiczeń wprowadzanych przez Hansena w Pracowni Kompozycji Brył i Płaszczyzn. Jak pisał Łukasz Ronduda,
Działalność Libery na uczelni pedagogicznej paradoksalnie motywowana była chęcią powrotu do etapu sprzed wszelkiej edukacji, do poziomu najprostszych gestów, kreowania sytuacji wspólnej zabawy, radosnej spontanicznej kreatywności".
W innym miejscu Ronduda dodaje też:
Cechą niezwykle ważną metody Libery było permanentne nasycanie ćwiczeń z przeszłości elementem medialnym, działaniami z kamerą. Artysta wprowadził tzw. aktywną dokumentację, w ramach której student uczył się działać i dokumentować działanie w tym samym czasie. Uczył się również prostego z pozoru faktu, iż żadna dokumentacja nie jest obiektywna.
Retrospektywy
W 2009 roku w Zachęcie odbył się pierwszy w Polsce retrospektywny przegląd twórczości artysty obejmującym trzy dekady jego aktywności w sztuce. Na wystawie "Libera. Prace 1981–2009" obok prac znanych znalazły się nigdy dotychczas nie upublicznione fotografie i filmy z lat 80., a także niektóre urządzenia korekcyjne z lat 90., które nie były dotąd wystawiane w Polsce.
Między 2011 i 2012 rokiem Libera pracował nad cyklem "Nowe historie", który zaprezentowała Galeria Raster na wystawie pod tym samym tytułem.
W wielu poprzednich projektach artysty zmagaliśmy się z traumami przeszłości, teraz mierzymy się ze zmorami przyszłości. Libera wizualizuje przeczucia i lęki, które towarzyszą naszym rozważaniom na temat tego co nadejdzie. To sceny, które wydają się niemożliwe, albo przeciwnie – co do których jesteśmy pewni, że wcześniej lub później staną się faktem. Na różne sposoby Libera naświetla tu najbardziej oczywistą z futurystycznych klisz – motyw apokalipsy. Wciela się więc ponownie raczej w rolę przenikliwego krytyka współczesnych stereotypów kulturowych niż dogmatycznego proroka – czytamy na stronie galerii.
Fotografie z tej serii przywołują na nowo stare historie: postaci Obcego, Innego, relacje władzy, wykluczenia, kolonizacji i wyzwolenia. To zarazem jednak, w większym niż dotychczas stopniu, anarchistyczne fantazje, sny o "Wrażliwym policjancie" (2012) i "Pierwszym dniu wolności" (2012) kreowane przez artystę świadomego swojej społecznej pozycji tego, który wywołuje kuszące obrazy i niepokojące dyskusje. Bohaterowie fotografii Libery – przedstawicielka starożytnego plemienia Achajów, rastafarianie, ortodoksyjni Żydzi, policjanci, zamożni biali Europejczycy – porzucają tu swoje zapisane w kulturze i historii role, powracając do pierwotnych relacji właściwych wspólnotom plemiennym. Za ich plecami tlą się marne krajobrazy opustoszałych miast i skamieniałej ziemi.
Photo-book "Fotografie" (2012) jest pierwszym retrospektywnym przeglądem twórczości fotograficznej Libery. Zawiera zdjęcia, które artysta wykonał w latach 1982-2012. Po raz pierwszy opublikowano w nim m.in.: akt męski "Dürer", portret kilkuletniego żołnierza "Capa Boy", cykl "Lekkoatleci" oraz nowe fragmenty serii "Młoda polska", "Domowy performance" i "Ktoś inny".
Układ książki, która dzieli się delikatnie na cztery rozdziały, podkreśla nie tylko specyfikę kolejnych okresów twórczości artysty, ale przede wszystkim zwraca uwagę na różne strategie użycia fotografii, różne filozoficzne przesłanki towarzyszące pracy z obrazem fotograficznym: od inicjacyjnej, autotematycznej funkcji fotografii, przez użycie fotografii jako swoistego dokumentu konfrontacji jednostki z historią, aż po kreowanie za jej pomocą własnej utopii społecznej, własnego terytorium – mówi w rozmowie z Culture.pl wydawca i redaktor albumu Łukasz Gorczyca.
W tej książce Libera staje się fotografem totalnym. Dowiadujemy się o jego wędrówce, której zawsze towarzyszył aparat fotograficzny – we wszystkich momentach życiowych i ekonomicznych, w różnych epokach i rzeczywistościach polityczno-społecznych. Artysta opowiada historie osobiste i wspólne – od traumy II wojny światowej, przez doświadczenia rodzinne, pobyt w więzieniu i czasy stanu wojennego po przemiany ustrojowo-ekonomiczne i katastroficzną przyszłość.
Film fabularny
W 2011 roku Zbigniew Libera został laureatem pierwszej edycji Nagrody Filmowej utworzonej przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Polski Instytut Sztuki Filmowej i Szkołę Wajdy. To rodzaj stypendium/grantu dla artysty sztuk wizualnych na zrobienie filmu fabularnego. Dzięki nagrodzie powstał "Walser" pełnometrażowy debiut Libery. Opowiada o idealnym życiu zagubionego plemienia leśnych ludzi, do którego wdziera się cywilizacja w postaci urzędnika kolejowego Walsera.
Życiowa przygoda pracownika kolei Andrzeja Walsera, która stanowi fabułę naszego filmu, to próba opowiedzenia o straconej szansie. Szansie na odmianę naszego obecnego, po-ludzkiego, jak określił to już dawniej Michelle Foucault sposobu egzystowania, który przyjęliśmy obierając drogę cywilizacji. Pomimo, że opowieść ta należy do dziedziny fantazji, mogłaby potencjalnie wydarzyć się powiedzmy w przyszłości, to nie przekreśla jej wewnętrznej prawdziwości – mówi Zbigniew Libera o filmie.
Plemię nazywa się Conteheli. Jego członkowie są ludźmi o błękitnych jak len oczach, płowych dreadach i młodych ciałach. Wyglądają jak spełnienie hipisowskich fantazji o powrocie do natury lub słowiańska wersja Na'vi z "Avatara". Żyją jak w raju, do momentu pojawienia się przedstawiciela zewnętrznego świata. Ten za wszelką cenę próbuje wniknąć w ich sielankę i nauczyć się niezrozumiałego języka, niesie jednak ze sobą tylko chaos i destrukcję.
Wystylizowany świat "Walsera" flirtuje z tradycją kina gatunkowego: post-apokaliptycznym s-f, westernem czy filmami o jaskiniowcach, gdzie prymitywizm i "glamour" nie stały ze sobą w sprzeczności. Klisze znane z kina gatunkowego służą Liberze jako klocki do zbudowania wielopiętrowej układanki: z literackich figur utraconego raju, filozoficznych i kontrkulturowych konceptów utopijnej wspólnoty czy fantazmatów o końcu cywilizacji – czytamy w materiałach prasowych.
Na zaproszenie BWA Wrocław w 2013 roku Zbigniew Libera został opiekunem Studia Mistrzów, w którym młodzi artyści mieli odnieść się do wizji artysty-kuratora, odczytującego ich prace z perspektywy innego pokolenia. Uczestnikami castingu ogłoszonego przez BWA Wrocław było ponad siedemdziesięciu młodych twórców z całego kraju. Libera wybrał sześcioro artystów, z którymi przygotował wystawę w galerii Awangarda: Honoratę Martin, Toma Swobodę, Michała Łagowskiego, Piotra Blajerskiego, Marynę Tomaszewską i Franciszka Orłowskiego.
Ci artyści nie próbują swoją sztuką rozwiązywać problemów, które widzą, jednak są w nie autentycznie zaangażowani, emocjonalnie, osobiście. To rodzaj duchowości, a może duchowego uposażenia. Coś czego nie było i nie ma na współczesnej scenie artystycznej. Uderzyła mnie np. fascynacja nędzą i bezdomnością – mówił Libera.
Wystawa "Artysta w czasach beznadziei. Najnowsza sztuka polska" nie prezentowała dzieł, ale przede wszystkim dokumentację procesu tworzenia. Artyści wybrani przez Liberę mierzyli się z tym, co nie może zostać pokazane i co pozostaje tajemnicą. Starali się zdefiniować współczesność, którą sam Libera określił jako epokę beznadziei.
Pod koniec 2015 roku Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni zaprosiło Zbigniewa Liberę do wyboru najciekawszych prac znajdujących się w zbiorach muzealnych i zaprezentowania ich podczas wystawy organizowanej na 50. rocznicę powstania muzeum. Libera dokonał nie tylko ciekawego wyboru rzeźb i instalacji, ale również każde z nich opatrzył komentarzem w postaci wykonanych specjalnie na to wydarzenie rysunków i zdjęć plenerowych. Wielkoformatowe fotografie oraz szkice w formacie A1 wykonane ołówkiem i kredkami stworzyły atrakcyjną wizualnie całość w połączeniu z wybranymi rzeźbami i obiektami. Wystawa otrzymała tytuł "Zbigniew Libera: to nie moja wina, że otarła się o mnie ta rzeźba" ponieważ, jak twierdzi artysta: "przedmioty starają się złapać nas za oko, a promienie ich błysków są haczykami, które nas usidlają."
Rok później Libera został zaproszony do udziału w wystawie zbiorowej zatytułowanej "Rysa na powiece" organizowanej przez Galerię Miejską BWA w Katowicach. Projekt miał za zadanie ukazać współczesną Europę zmienioną w skutek ostatnich kilkadziesięciu lat procesów modernizacji oraz ich porażek. Bezpośrednią inspiracją do wystawy był zamach w Paryżu z 13 listopada 2015 roku oraz fala agresji, która w ramach społecznej reakcji, skierowana była nie tylko w stronę terrorystów, ale również zalała społeczności imigranckie.
Wystawa "Rysa na powiece" to wizualna opowieść o zmieniającej się w wokół nas rzeczywistości. Tytuł to metafora sugerująca niebezpieczeństwo wyłupania oka. W tradycji Europy Zachodniej oko i widzenie było symbolem racjonalizmu, świadomości i kultury, a jego wyłupanie utożsamiano z wejściem w sferę ciemności, chaosu i barbarzyństwa. Tytuł miał podkreślić krótką chwilę, która dzieli nas od popadnięcia w panikę, która pociągnie za sobą nasilenie społecznych napięć, lęków i wrogości w stosunku do obcych.
Dyptyk Zbigniewa Libery, zatytułowany "Śmierć patrioty", który ukazał się na wystawie "Rysa na powiece", przedstawia grupę nagich lub prawie nagich kobiet, rozbierających szamoczącego się mężczyznę. Fotografie mają ambiwalentny charakter, ponieważ nie do końca wiemy, czy scena jest fragmentem tajemniczego rytuału, czy może to zwykły akt przemocy. W dolnym rogu zdjęcia widzimy samego Liberę – niewidzialnego dla reszty podglądacza – który robi zdjęcia telefonem. Kompozycja zdjęcia nawiązuje do wielu ikon sztuki sakralnej jak zdjęcie z krzyża czy złożenie do grobu. Nagie kobiety mogą też być postrzegane jako współczesne wcielenie starożytnych Erynii, które mszczą się na tytułowym patriocie, obalając istniejący porządek władzy lub zatracone w przyjemności Bachantki, czerpiące rozkosz z upokorzenia. Ich seksualność również nie jest jednoznaczna, może być pociągająca i wyzwalająca, choć raczej nasuwa się odczucie pewnego rodzaju szaleństwa i zagrożenia.
"Rysa na powiece" prezentowana w ramach XXV Festiwalu Ars Cameralis – przez samą ekspozycję, jak i towarzyszącą jej książkę – poruszała tematy związane z nierównością, marginalizacją i różnicami ekonomicznymi, w których niezasymilowani imigranci, jako obcy są ofiarami przemocy symbolicznej.
Wiosną 2017 roku w Warszawie odbyła się 7. edycja cyklu Wszyscy Jesteśmy Fotografami, gościem jednego z wydarzeń był Zbigniew Libera, który poprowadził spotkanie pt. "Sztuka ze sobą, czyli artysta w centrum uwagi."
W ramach biennale Arte In Memoria 2019 Zbigniew Libera zbudował monumentalną, wzruszającą instalację w ruinach Ostia Antica w Rzymie, gdzie od kilkunastu lat odbywa się festiwal. Projekt Libery o tytule "Where Do They Go?" to kilkudziesięciometrowy fragment torów kolejowych położonych na nasypie w pobliżu pozostałości najstarszej synagogi w Europie.
Na początku października 2019 roku w CSW Zamek Ujazdowski odbyła się premiera najnowszej książki Zbigniewa Libery "Art of Liberation". Ta trzytomowa publikacja składa się z wycinków artykułów prasowych, zarówno z Polski, jak i z zagranicy, dotyczących jego samego, a przy okazji przybliżające tematy dyskusji obecnych w świecie sztuki na przestrzeni lat. "Studium prasoznawcze" obejmuje 30 lat twórczości artysty (1988–2018) i pośrednio ukazuje również stan polskiej krytyki artystycznej oraz zaplecze instytucjonalne sztuki w Polsce. Autorką wstępu do książki jest Dorota Monkiewicz.