Na rubieży marsowego świata
Niemal wszędzie gdzie toczono walki, na odległych frontach Wschodu i Zachodu, w rozprażonych piaskach Tobruku czy w zimnych fiordach Narviku, można było usłyszeć polską mowę. Obok tej swojsko-potocznej, także literacką. W mniej lub bardziej profesjonalnym scenicznym wydaniu, w warunkach terenowych, z konieczności nieopodal linii wroga.
A w Acquafondata nieoczekiwanie trafiłem na szykującą się sensację – przedstawienie czołówki. Ostatnio to już skraj świata, na którym ma prawo stanąć kobieca noga. Przed rubieżą tego męskiego i marsowego świata stanął wóz naszych histrionów z najcenniejszym ładunkiem – kobiecym. Jak się to uśmiechnie, rączką, nóżką mignie, to już żyć weselej.
A ci cynicy z czołówki meldują się jako pluton rozbrajania min – koleżanek.
Żartował Melchior Wańkowicz w rozdziale zatytułowanym "Kolumna »diabłów«" w swojej epopei "Bitwa pod Monte Cassino". W kolejnym rozdziale "Melodeklamacja: jeden fortepian, jedne skrzypce, dwie baterie" autor pokusił się nawet o minirecenzję:
Przedstawienie czołówki jest udane jak nigdy. Wczoraj, gdy już grała inna czołówka, dwa pociski niemieckie padły o kilkadziesiąt metrów, w angielskiej baterii zabiło jednego i drugiego raniło. Właśnie śpiewał Aston aksamitnym barytonem i ani nie drgnął.
Ci z dzisiejszej czołówki oznajmiają, że dowiedziawszy się o przygodach kolegów zapragnęli też... I istotnie grają przy akompaniamencie dział, tym razem własnych. Dwie baterie z dwu stron błyskają i huczą tak, że podmuch uderza o publiczność. Zaczęli już przy wierszu deklamowanym przez [Elżbietę] Niewiadomską o Maćku, co prał za Polskę. Jaki tam wiersz – nie wiem, bo go słuchałem w specjalnych warunkach: kiedy huknął pierwszy strzał armatni z ciężkiego działa, aktorka podniosła głos i tak, przez grzmot wojny, dźwięczał spiżowy kobiecy głos wzywający do obrony ojczystej ziemi. Siedzący przy mnie dowódca drugiego rzutu, gospodarz tego tu terenu, major Chodźko, zdawało mi się, że coś spędził z oka. Powiadają, że irytował się za strzelanie w godzinach pozabiurowych, ale nie ma czego żałować: akompaniament był pierwszorzędny. "Charakterystyczna" Helcia [Nina Oleńska], którą pan kapitan statku zapewniał, że uszanowałby ją, nawet gdyby był z nią na bezludnej wyspie, dygała przy każdym grzmocie, mówiąc "dziękuję" i wywołując salwy śmiechu.
"Ochotniczka Helenka" była jedną z kilku charakterystycznych postaci scenicznych stworzonych przez andersowskich aktorów podczas długiego marszu przez trzy kontynenty. Jak pisze Beth Holmgren, kreowana przez Oleńską postać pechowej, zabawnej i mocnej w gębie ochotniczki Helenki "podnosiła morale żołnierzy i żołnierek piosenkami, w których przeplatały się narzekania na wojskową biurokrację i utyskiwania na niesatysfakcjonujące życie miłosne". Obok niej widzów bawiła stworzona przez Kazimierza Krukowskiego postać szeregowca Alojzego Piecyka, monologującego "stylem wiechowskim" warszawskiego cwaniaka. Był jeszcze taneczny duet ludowy w wykonaniu Janki Jakubówny i Mariana Szajowicza, monologi Ludwika Lawińskiego oraz skecze duetu Renata Bogdańska / Feliks Fabian, w których ten ostatni wcielał się w postać Charliego Chaplina.