Absolwent IV Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi, ukończył Wydział Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim (w 1994) i Wydział Historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (w 1995).
Debiutował książką "Łódź przeżyła katharsis" (Biblioteka "Tygla Kultury", Łódź 1998), później wydał "Planetę Kaukaz" (Wydawnictwo PWN, Warszawa-Poznań 2002), "Toast za przodków" (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010) i "Abchazję" (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013). Jako dyplomata pełnił w latach 2002-2007 funkcję sekretarza, a następnie radcy Ambasady RP w Baku. Mieszka w Warszawie. Pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
Miał 19 lat, gdy poznał Hannę Krall. Było to w Łodzi podczas premiery filmu dokumentalnego poświęconego reporterce. Powiedział, że chciałby pisać dla właśnie powstałej "Gazety Wyborczej". Hanna Krall odparła, żeby przyjechał do Warszawy i przywiózł jeden ze swoich tekstów. Reportaż, jaki wybrał, nosił tytuł "Końcówka miasta" i opowiadał o tragicznej śmierci dziewczynki z ośrodka szkolno-wychowawczego na peryferiach. Z tym tekstem zjawił się w ówczesnej redakcji "Gazety Wyborczej", przy ulicy Iwickiej. Poszli do "białego saloniku", który nazywano tak, bo ściany były wyłożone białą glazurą. Kiedyś znajdowała się tam toaleta. Później w saloniku odbywano ważne rozmowy i podejmowano kluczowe decyzje. Wojciech Górecki wspomina:
Hanna Krall przez godzinę siedziała nad moim tekstem, pokreśliła wszystko czerwonym flamastrem i kiedy już myślałem, że nie ma dla mnie ratunku, oświadczyła: "Świetny tekst pan napisał, pan ma słuch". Uważam, że dla reportera najważniejsze jest pierwsze zdanie. Trzeba wskoczyć na falę, a ona już poniesie. Aby napisać dobry tekst, trzeba pojechać do miejsca, które nas interesuje, albo na jeden dzień albo na jeden miesiąc. Innymi słowy: reportaż można oprzeć albo na pierwszym wrażeniu albo na gruntownej wiedzy.
Hanna Krall nauczyła go także ciekawego sposobu na przekonanie się, czy rozmówca mówi prawdę. Reporterka poszła kiedyś w Krakowie na mszę, którą odprawiał ksiądz Adam Boniecki. Ewangelia na tamten dzień opowiadała historię przybycia pogan do Jezusa. Poganie najpierw poszli do Filipa, który skierował ich do Andrzeja, a ten dopiero pokazał im drogę do Jezusa. Po mszy Hanna Krall spytała księdza Bonieckiego, czemu poganie nie udali się wprost do Chrystusa. Ksiądz odpowiedział, że nie wie, nigdy się nad tym nie zastanawiał. "Być może trudno było się do Jezusa dostać?" – dociekała reporterka. "Nie, z pewnością nie – odparł duchowny. – Zapewne myślisz, że to nieprawda?" "Przeciwnie – powiedziała Hanna Krall. – Dla mnie to dowód na prawdziwość opowieści. Nikt nie wymyśla zdań pozbawionych sensu. Jeżeli wszystko jest logiczne, nabieram podejrzeń. Gdy ktoś opowiada historię pełną niejasności, gdzie niektóre wydarzenia niekoniecznie wynikają ze wcześniejszych, mam pewność, że to prawda."
Górecki twierdzi, że gotowy tekst musi należycie brzmieć. Dlatego zawsze drukuje go i czyta na głos. Tylko tak może się przekonać, czy wszystko zostało należycie ujęte w słowa. Wyjaśnia:
Jestem za zwięzłością. Jeżeli o czymś można napisać w dziesięciu słowach, to najlepiej wykorzystać pięć. Jako autor mam skrzywienie historyka-analityka. Źle się czuję, jeśli na interesujący mnie temat nie przeczytam wszystkiego.
W debiutanckiej książce "Łódź przeżyła katharsis" opowiada o rodzinnym mieście. Mimo że od wielu lat mieszka w Warszawie, jest z nim silnie związany. Czuje się tak, jakby nigdy z Łodzi nie wyjechał. Twierdzi, że pozostaje ona niezrozumiana, niekochana, pokrzywdzona przez los. Gdy za cara Mikołaja budowano kolej Warszawsko-Wiedeńską, ominięto Łodź, stawiając na Koluszki. Kolejną linię, tworzoną w międzywojniu, wytyczono tak, by okrążała Łódź od zachodu. A gdy w czasach PRL-u pracowano nad kolejowym połączeniem Warszawy z Poznaniem, dworzec zbudowano w Kutnie. Jak twierdzi:
Łódź ma wszelkie cechy prowincji. Leży na końcu świata, choć to przecież środek Polski, środek Europy. Z jednej strony uderza bogactwo historii i kultury, z drugiej – zwraca uwagę pogarda, z jaką do tego miasta odnoszą się inni. Niedawno Hanna Krall powiedziała mi, że być z Łodzi, to otrzymać posag. Kto wie, czy w przyszłości raz jeszcze nie poświęcę książki tej naszej Ziemi Obiecanej."
Drugim mistrzem Wojciecha Góreckiego jest Ryszard Kapuściński. Uczył, że reporter powinien mieć swój temat, swoją działkę. Kapuściński specjalizował się w Ameryce Południowej i Afryce. Twierdził przy tym, że Afryka jest zbyt olbrzymia, aby ją opisać. We wstępie do Hebanu nazwał ten kontynent "istnym oceanem, osobną planetą, różnorodnym, przebogatym kosmosem". I dodał: "Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody mówimy – Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje".
Górecki swoim tematem uczynił Kaukaz. Dlaczego? Bo to mozaika ludów i języków, szachownica religii. Jak sam twierdzi, "jest tam dużo wszystkiego". Z tej przyczyny Kaukaz stanowi znakomity punkt obserwacyjny. Można stamtąd śledzić procesy, które okażą się decydujące dla losów świata. A poza tym Kaukaz jest na tyle mały, że da się go opisać w całości.
Faiz, jeden z bohaterów Góreckiego, twierdzi:
Lubię poezję europejską, ale nie podoba mi się jej wyrafinowanie. Lubię poezję azjatycką, ale nie odpowiada mi jej filozofia. Nie jestem Europejczykiem i nie jestem Azjatą. Nie czuję się też Kaukazczykiem. Najwyżej geograficznie. Na Kaukazie współżyją Gruzini, Ormianie, Azerowie, Czeczeni, Czerkiesi, Osetyjczycy. Tutaj są muzułmanie, chrześcijanie, czciciele ognia. Wyglądamy podobnie, mamy jednak różne kultury i odmienne charaktery. Bo Kaukaz to cały świat. Cała planeta.
Stąd Górecki zaczerpnął tytuł swojej drugiej znakomitej książki. "Planetę Kaukaz" entuzjastycznie ocenił Ryszard Kapuściński:
Wojtek Górecki napisał świetną książkę. Jest ona wynikiem jego fascynacji światem nie tak znów odległym od Polski, ale jakże zupełnie nieznanym nam i obcym. (...) To wielka zasługa autora przyczynić się swoim pisaniem do poznania innych, a przez poznanie – do zrozumienia i zbliżenia. Górecki pokonał ogrom trudności, na jakie w tamtych stronach napotyka reporter i dotarł do miejsc najbardziej niedostępnych, gdzie spotkał ludzi niezwykłych, ujmujących nas swoją prostotą i sercem. Pod jego żywym i precyzyjnym piórem nie tylko cały Kaukaz Północny, ale i poszczególne zamieszkujące go społeczności przekształcają się w osobne, małe planety, tak, że w rezultacie otrzymujemy cały bogaty i różnorodny "Kosmos Kaukaz". Pasja autora, jego wysiłek, wytrwałość i wiedza dały w sumie książkę stanowiącą jedną z najbardziej wartościowych pozycji w dorobku młodego pokolenia polskich reporterów.
Reporter sportretował Łagań zalewany wodami Morza Kaspijskiego, których poziom od lat nieustannie się podnosi. Władze spisały miasto na starty i odmówiły pomocy. Katastrofa zaskoczyła wszystkich poza kałmuckimi starcami, którzy powtarzali, że morze zawsze wraca po swoje. Inny z reportaży zamieszczonych w tomie opowiada o przebudzeniu wulkanu Elbrus. Z roku na rok wewnątrz tej najwyższej góry Kaukazu podnosi się ognisko magmatyczne. Gdy temperatura osiągnie określony poziom, roztopi się lodowy pancerz masywu. Rzeką Kubań przetoczy się fala o wysokości 20 metrów. Abchazja zostanie zmyta z powierzchni ziemi i ciśnięta w Turcję. Niestety, władze nie przejmują się zbytnio tą sprawą. Nie dofinansowują badań, blokują alarmujące raporty. Na rzeczywistość można się, oczywiście, obrazić. Ale w ten sposób nie zapobiegnie się kataklizmowi.
W 2010 roku Górecki opublikował "Toast za przodków", kontynuację "Planety Kaukaz". Książka dowodzi, że rację miał świetny włoski reporter Tiziano Terzani. Twierdził on, że w chwili można dostrzec wieczność, a w ziarnku piasku – świat. Koncentrując się na historii prezydenta Azerbejdżanu, który na Zachodzie pouczał, jak powinien wyglądać parlamentaryzm, a w Mekce – jak ma żyć pobożny muzułmanin, Wojciech Górecki stworzył uniwersalną opowieść o władzy. Równie metaforyczny jest tekst o braciach – jeden z nich czuje się spadkobiercą kultury Zachodu, drugi przynależy do Orientu. Wydaje się, że granica między Europą i Azją przedziela stół przy którym siedzą. Reportaże – pisane piękną, czystą polszczyzną – Górecki przeplata z notatkami przywodzącymi na myśl "Lapidaria" Ryszarda Kapuścińskiego.
Prof. Andrzej Pisowicz, armenista i iranista, tak zrecenzował tę prozę:
W całej książce widać, że autor jest nie tylko ekspertem w sprawach politycznych Kaukazu Południowego (zna między innymi język azerbejdżański), świetnym pisarzem, ale również (czego można się spodziewać, biorąc pod uwagę jego biografię) wytrawnym dyplomatą. Umiejętnie dba o zachowanie 'równego dystansu' wobec trzech narodów, którym naprawdę łatwo się narazić. Sprawiedliwie zadaje krytyczne 'ciosy', ale jednocześnie umie dowartościować każdą z nacji bez prawienia tanich komplementów. Z jednej strony Azerbejdżanowi dostaje się za korupcję, Gruzji za kult Stalina, a Armenii za wybujały nacjonalizm doprowadzający niektórych naukowców do fałszowania historii; z drugiej jednak strony autor wszędzie dostrzega 'ogólnokaukaską' gościnność i serdeczność, z którą cudzoziemiec styka się na co dzień we wszystkich trzech krajach.
Opowieść o Kaukazie Górecki zamknął książką pod tytułem "Abchazja", która ukazała się naukładem wydawnictwa Czarne w kwietniu 2013 roku i została wyróżniona Nagrodą im. Beaty Pawlak. Żeby napisać taką książkę jak "Abchazja", potrzeba było długoletniej znajomości. To tekst bez fajerwerków i reporterskich sztuczek, w gruncie rzeczy bardzo prosty, bo chronologiczny. Zaczyna się w 1993 roku, kiedy Górecki ma 23 lata i nocuje w zrujnowanym sanatorium, w którym musi chronić konserwy przed złodziejaszkami w zepsutym klozecie. Naprzeciw siebie stoją: młody, upojony reporterską przygodą dziennikarz i Abchazja, która właśnie proklamowała niepodległość i toczy wojnę z Gruzją. Opowieść kończy się 20 lat później, kiedy autor "zdążył się już przyzwyczaić do wygody" i nocuje w luksusowych hotelach, a abchaskie państwo zdążyło "nachylić się ku upadkowi" i pozostaje w dwuznacznej zależności od Rosji. W międzyczasie odbywa się rozciągnięte na wiele lat i podróży spotkanie. Zmienia się Abchazja, ewoluuje autor. Pozostaje wzajemna chemia.
Górecki to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Nie zadowala się powierzchownym wyjaśnieniem i sensem. Obsesyjnie wraca do tych samych miejsc, drąży historię kraju i ludzi, ogląda, chłonie, wypytuje. Wciąż mu mało – chce zejść głębiej i lepiej zrozumieć. Jego stosunek do tego, co próbuje opisać, najlepiej wyraża się wtedy, kiedy, przy siódmej (!) podróży do Abchazji, stwierdza: "wciąż ślizgałem się po powierzchni, obraz był cały czas płaski i dwu- wymiarowy, a historie, które mogły mieć drugie albo i trzecie dno, ciągle składały się z samej fabuły."
Recenzent "The Economist" nazwał ją "prawdopodobnie najlepszą książką o Abchazji", a Marcin Meller pisał w recenzji:
Wojciech Górecki kończy swój znakomity kaukaski tryptyk najbardziej osobistą "Abchazją". Ale tak jak w "Planecie Kaukaz" i "Toaście za przodków" doskonale łączy powściągliwość analizy socjologiczno-historycznej z potoczystą narracją, wspartą zmysłem obserwacji i ciekawością wybitnego reportera. To jednocześnie książka przygodowa i hymn pochwalny na cześć odchodzącego w zaświaty klasycznego dziennikarstwa, które wszystko musi zobaczyć na własne oczy. Zwłaszcza na Kaukazie.
Swoistą odpowiedzią na wydany w 1968 reportaż Kapuścińskiego "Kirgiz schodzi z konia", owoc podróży po Kaukazie i Azji Centralnej, jest wydana w 2018 książka Góreckiego, "Buran. Kirgiz wraca na koń". Reportażysta idzie śladami Mistrza i również rozpoczyna swoją opowieść od państw kaukaskich, a dopiero później przenosi się do środkowoazjatyckich państw niegdyś wchodzących w skład imperium. W swojej pracy Górecki zmierzył się z ogromną różnorodnością regionu i niejednolitością ścieżek obranych przez każdą z republik po rozpadzie ZSRR. Chociaż autor na co dzień zajmuje się Kaukazem, w toku swoich licznych wizyt do Azji Środkowej zdobył materiał potrzebny do napisania "Buranu". Owocem jego pracy jest portret regionu ujęty od strony historii, kultury i polityki. Autor opisywał obszar:
Zapętlone granice wytyczyli bolszewicy. W imię prawa do samostanowienia postanowili rozgraniczyć narody i w ramach ZSRR dać każdemu po republice – z własnym rządem, symboliką, językiem. Tylko że żadne narody wtedy nie istniały. […] Prawdziwym celem bolszewików było rozbicie wspólnej, panturkiestańskiej przestrzeni, aby jej ludy nie zjednoczyły się i – napędzane islamem – nie powstały przeciwko Moskwie.
Swoją wiedzę o Kaukazie Górecki wykorzystał też przy pracy nad scenariuszem wyreżyserowanego przez Krzysztofa Nowaka-Tyszowieckiego filmu dokumentalnego "Boskość J. W. Stalina w świetle najnowszych badań" wyprodukowanego w 1998 roku. Autorzy zadają pytania o miejsce Stalina w post-radzieckiej Gruzji, która poszukuje swojej tożsamości. W Gorii odpowiadają im pracownicy Centrum Naukowo-Badawczego Studiów na Fenomenem J.W. Stalina ustanowionego pod koniec 1996 roku przez samego prezydenta, Eduarda Szewarnadze. Z wywiadów przeprowadzonych z naukowcami dowiadują się, że:
W opinii historyczki Lejli Abuaszwili, Stalin był najwybitniejszą postacią naszego wieku. Ekonomista Arcił Dzirkweliszwili idzie dalej: przewyższał o głowę najbardziej znanych ludzi na świecie. Historyczka Mzija Naocziaszwili uważa, że jego postać jest osiągnięciem całej ludzkości. Filozof i politolog, prof. Gegeszydze precyzuje: w światowej historii ludzkości odegrał wyjątkową rolę; historia zna wielu wielkich ludzi, jak: Chrystus, Mahomet, Konfucjusz, Aleksander Macedoński, Napoelon – Stalin znajduje się wśród nich na czołowym miejscu.
Autor: Bartosz Marzec, lipiec 2010; aktualizacja: AP, maj 2020.
Twórczość:
Reportaże:
- "Łódź przeżyła katharsis", Biblioteka "Tygla Kultury", Łódź 1998,
- "Planetę Kaukaz", Wydawnictwo PWN, Warszawa-Poznań 2002,
- "Toast za przodków", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
- "Abchazja", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
Film:
- "Boskość J.W. Stalina w świetle najnowszych badań", 1998 (praca przy scenariuszu).