"Abchazja jest tak mała, że niemal można objąć ją wzrokiem. Przemierzyć kilka razy w ciągu dnia. Ale żeby ją zgłębić, trzeba miesięcy, lat" – pisze Wojciech Górecki.
On próbował rozgryźć jej zagadkę przez dwie dekady. Powstała książka osobista, ale i przekrojowa, reporterski portret parapaństwa, w którym odbija się sam autor i jego własna ewolucja. Fascynująca - bo Górecki o Kaukazie pisze tak, że wciąga nawet tych, którzy wcale nie planowali zapuszczać się w tamte rejony.
Wojciech Górecki, reporter związany w przeszłości z, między innymi,"Gazetą Wyborczą","Życiem Warszawy" i"Rzeczpospolitą", a obecnie analityk Ośrodka Badań Wschodnich, napisał wcześniej o Kaukazie dwie książki:"Planeta Kaukaz" (2002, 2010) i"Toast za przodków" (2011), nominowany do Nike i nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego."Abchazją" zamyka, jak sam pisze, swój kaukaski tryptyk. Po Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie, z którymi mierzył się w ostatniej książce, na koniec zostawił sobie zagadkę, której nie potrafi do końca rozgryźć: malutką Abchazję, tę"próżnię, czarnę dziurę. Białą plamę na mapie. Dzikie Pola współczesności. Heisenbergowską nieokreśloność".
Żeby napisać taką książkę jak"Abchazja", potrzeba było długoletniej znajomości. To tekst bez fajerwerków i reporterskich sztuczek, w gruncie rzeczy bardzo prosty, bo chronologiczny. Zaczyna się w 1993 roku, kiedy Górecki ma 23 lata i nocuje w zrujnowanym sanatorium, w którym musi chronić konserwy przed złodziejaszkami w zepsutym klozecie. Naprzeciw siebie stoją: młody, upojony reporterską przygodą dziennikarz i Abchazja, która właśnie proklamowała niepodległość i toczy wojnę z Gruzją. Opowieść kończy się 20 lat później, kiedy autor"zdążył się już przyzwyczaić do wygody" i nocuje w luksusowych hotelach, a abchaskie państwo zdążyło"nachylić się ku upadkowi" i pozostaje w dwuznacznej zależności od Rosji. W międzyczasie odbywa się rozciągnięte na wiele lat i podróży spotkanie. Zmienia się Abchazja, ewoluuje autor. Pozostaje wzajemna chemia.
W takim miejscu jak Abchazja potrzeba nam dobrego, godnego zaufania przewodnika. Nic nie jest tu takie, jak się na pozór wydaje: jesteśmy w końcu na Kaukazie, gdzie każde wydarzenie i skrawek przestrzeni nafaszerowane jest milionem znaczeń i historią. Oraz mitem.
"Nieuleczalna kaukaska choroba: każdy musi być najstarszy, najodważniejszy, najbardziej gościnny. I każdy – najbardziej pokrzywdzony. Sto narodów wybranych. Na paruset tysiącach kilometrów kwadratowych".
Górecki to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Nie zadowala się powierzchownym wyjaśnieniem i sensem. Obsesyjnie wraca do tych samych miejsc, drąży historię kraju i ludzi, ogląda, chłonie, wypytuje. Wciąż mu mało - chce zejść głębiej i lepiej zrozumieć. Jego stosunek do tego, co próbuje opisać, najlepiej wyraża się wtedy, kiedy, przy siódmej (!) podróży do Abchazji, stwierdza:"wciąż ślizgałem się po powierzchni, obraz był cały czas płaski i dwu- wymiarowy, a historie, które mogły mieć drugie albo i trzecie dno, ciągle składały się z samej fabuły. I nagle opowieść Ławrika".
Co opowiada mu Ławrik, nie zdradzimy, żeby zaostrzyć apetyt potencjalnych czytelników. Ale taki jest właśnie Górecki-reporter: nienasycony, dociekliwy, ale przede wszystkim: cierpliwy. Próbując znaleźć wytłumaczenie, dlaczego przyjaciel wreszcie się przed nim otworzył, gdyba:
"A może, niepostrzeżenie dla siebie, zacząłem przechodzić na tutejszy kod kulturowy – inaczej prowadziłem rozmowę, w inny sposób zadawałem pytania. I byłem już gotowy na opowieści z pogranicza jawy i snu".
Potrzeba siedmiu - i wielu więcej - podróży, bo takiej książki nie da się napisać w pośpiechu. Górecki czyta Abchazję na różnych poziomach, a taka lektura wymaga erudycji, doświadczenia i czasu. Czyta ją politycznie, rozpiętą między Tbilisi, od którego pragnie się uniezależnić i Moskwą, z jej dwuznacznym w skutkach protektoratem. Czyta erudycyjnie i literacko, odwołując się do Czechowa, Woroszylskiego ("Brzoskwinią żółtą nad Suchumi zawisa księżyc") i mistrza abchaskiej prozy, Fazila Iskandera. Czyta antropologicznie, usiłując dojść istoty abchaskości.
Fascynujące fragmenty poświęca duchowości i pradawnym, pogańskim wierzeniom, których nie zdołało wyprzeć ani chrześcijaństwo, ani islam. Wreszcie, czyta ją towarzysko, poprzez spotkania z ludźmi, z czasem stającymi się jego przyjaciółmi, których historia ustawiła w zaskakujących konfiguracjach. Akademicy dzierżą tu teki ministrów, aktorzy – karabiny. Jak Ławrik Achba, który"po wojnie został komendantem suchumskiego portu wojennego, ale teatru nie porzucił. Na próby przychodził teraz w kamuflażu".
Górecki jest prostolinijny, nie czaruje metaforami ani wymyślną konstrukcją tekstu, lecz mimo to, zadziwia. Przez 20 lat zgromadził bowiem nie tylko imponującą wiedzę, ale i kupę anegdot: o małpach, które biegały po ulicach zmombardowanego Suchumi, krisznowcach, którzy nie wiadomo skąd wzięli się tu po wojnie, pracownikach zagranicznej organizacji humanitarnej, którzy uznali pomoc za niepotrzebną, bo mieszkańcy wioski, którą odwiedzili, zapożyczyli się na wiele miesięcy, by powitać gości jak przystało.
Abchazja to miejsce barwne i wyraziste i łatwo byłoby mu się osunąć się w mit i folklor. Z rozwagą doświadczonego reportera Górecki stąpa jednak uważnie po grząskim gruncie egzotyki. Kaukaskie parapaństwo z kart jego książki to też brzydki postsowiecki twór, bylejakość, służący jako wieczna wymówka"okres przejściowy", korupcja, lenistwo. Oczarowanie i poznawcza pasja nie przesłaniają Góreckiemu ostrości spojrzenia.
Mądra to książka, bo przyznająca się do własnych ograniczeń. Mimo wieloletniej zażyłości, Abchazja i"abchaskość" wymykają się"przyszpileniu". Jak w opowieści o tym, kiedy przyjaciel próbuje zacytować autorowi abchaskie przysłowie, ale, zniechęcony, szybko się poddaje. Przy próbie tłumaczenia znika cały sens."Nie dowiem się, co miał na myśli. Doszedłem do ściany" – pisze Górecki. Abchazja pozostaje tajemnicą i dzięki autorowi za to.
Autorka: Aleksandra Lipczak, kwiecień 2013
Wojciech Górecki
"Abchazja”
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013
133 x 215 ss 184, oprawa twarda
ISBN: 978-83-7536-508-5
www.czarne.com.pl