Powieść Stamma jest swobodnym zapisem nietrwałej pamięci. Szaleństwo rzeczywistości przekłada się tu na szaleństwo formy. Nawiązująca do podziemnego nurtu polskiej literatury, opowiadająca m.in. o początkach gdańskiego Totartu, "Czarna Matka" wpisuje się w tradycję sowizdrzalską, wplecione w tekst fragmenty poetyckie przypominają z kolei o "brulionowych" początkach autora. Odnajdziemy w książce także charakterystyczny dla Stamma absurdalny humor oraz przemyślenia groteskowo naśladujące akademickie dyskursy. Gry stylistyczne, anegdotyczność i gawędziarstwo, pojawiające się obok niemal reporterskiego opisu, tworzą niezwykłą relację z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w Polsce.
Źródło: www.wab.com.pl
Wojciech Stamm
"Czarna matka"
seria: archipelagi
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008
123 x 195, 356 ss., twarda oprawa
ISBN 978-83-7414-267-0
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2009".
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do "Nike 2009":
PRZYGODY WŁODKA WOLKA
"Czarna matka" to debiut prozatorski Stamma. Bohaterem powieści jest Włodek Wolek, młody mieszkaniec jednego z gdańskich blokowisk. Przeżywa chłopięce upokorzenia, szkolne porażki, zawody sercowe i pierwsze miłosne sukcesy – w sumie rozczarowań jest jednak więcej. Rzecz cała zaczyna się w latach 80., bohater chodzi wtedy do jednego z gdańskich liceów, tam spędza lata stanu wojennego, zresztą zabawnie opisane, i tak to biegnie – przez emigranckie męki w Norwegii i w Niemczech Zachodnich aż po współczesność, gdzie, jak to relacjonuje narrator, "wygrała Platforma, drugi jest LPR. Wczoraj ojciec i matka krzyczeli na telewizor". W pewnym momencie, już po latach, jako człowiek dorosły i dojrzały w sensie metrykalnym, bo emocjonalnie dojrzałość nie przychodzi nigdy, narrator sam sobie daje taką oto charakterystykę: "Mam lat czterdzieści, nie mam żony, nie mam przyjaciółki, nie mam samochodu, nie mam studiów". Niby nawet próbuje tzw. normalnego życia, pracy, ale zawsze robi to jakoś bez przekonania.
Wolek, nieudacznik i outsider z wyboru, właściwie chyba zadowolony ze swojego wiecznie tymczasowego życia, to w jakiejś mierze porte-parole autora, całość można więc traktować jak luźny szkic autobiograficzny opowiadający o życiu samego Stamma i o jego stosunku do świata: "Włodzimierz poważnie traktuje społeczeństwo, pomimo że ma wiele powodów, żeby go tak jednak nie traktować".
Nie należy jednak zbyt serio brać się do interpretowania "Czarnej matki" ani długo zastanawiać, co jest prawdą z życia wziętą, a co zmyśleniem. Stamm wywodzi się z głośnej gdańskiej awangardy – słynnego Totartu – i jak dowodzi jego powieść, pozostaje wierny dawnym formom ekspresji. Dlatego krótkie opowiadania, bo tak właśnie, na pojedyncze scenki, całość została podzielona, wydają się czasem (świadomie) przypadkowe, napisane są niby to niechlujnie, choć jednak z grubsza trzymają się chronologii. Czasem za rozdzialik wystarcza jedno dowcipne zdanie:
"U mojej matki wszystko było jak podczas wojny, smutne, gotowe do wymarszu, przerażone".
Im mniej więc w tych zapiskach ładu, składu i sensu, tym dla całej narracji lepiej. Wskazane jest też, żeby kolejne noty nie popychały fabuły naprzód, żeby można je było czytać oddzielnie i dowolnie nimi żonglować, i żeby, ma się rozumieć, nie miały żadnej rozumnej puenty.
Chaos tak w języku, jak w kompozycji, jest więc tu zamierzonym chwytem literackim. I inaczej być nie może, bo bohater Stamma to przecież sowizdrzał, a więc snuje on sowizdrzalską opowieść aż gęstą od groteskowych żartów i absurdalnych wygłupów. Idzie to mniej więcej tak, tasiemcowymi zdaniami, jak w niezbyt zbornym monologu:
Pomagałem sąsiadowi malować łazienkę, kupił farbę do fasad, powstało niebezpieczeństwo, że przez okno będą wlatywać gołębie, czując się jakby na zewnątrz domu, on był sprawcą całego nieszczęścia, oczywiście nieświadomym, wszyscy byli nieświadomi, to on podarował nam pralkę, niestety, Ola nie posłuchała mnie, żeby ją dać do przeglądu, i zalała sąsiada.
Autor: Marek Radziwon, 15 czerwca 2009, źródło – wyborcza.pl