Może to przypadek, a może nie, ale wygląda na to, że w młodej polskiej literaturze odradza się wieś. W zeszłym roku był Andrzej Muszyński i jego małopolska "Miedza", teraz na scenę wkroczyła Grzegorzewska i zakorzenione na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej "Guguły".
Ale proza Wioletty Grzegorzewskiej, nagradzanej, choć nie znanej szerszemu gronu poetki, to nie książka "o wsi". "Guguły" to niedojrzałe owoce. A powieść Grzegorzewskiej jest o dojrzewaniu i dzieciństwie. Subtelna, ciemna. Trochę komiczna, trochę smutna. Bez dwóch zdań, bardzo udana.
"Guguły" są zbiorem – lekkich, filigranowych - opowiadań/małych próz/ w odcinkach o dzieciństwie, potem młodości, rozgrywających się w małej wsi Hektary. Narratorką jest Wiolka. Wiolka najpierw jest dzieckiem, a potem dostaje pierwszy okres i wkracza na terytorium przejściowe między dzieciństwem i kobiecością. Ma ojca, z "cygańską krwią", który był w więzieniu za ucieczkę z wojska i wrócił wychudzony jak szczapa, babcię, która pod nosem mamroce litanię "Matko Jakaśtam, Matko Jakaśtam" i dziadka "więźnia stalagu, zduna, cieślę, pieśniarza i wielkanocnego baszę w jednym". Są lata 70. i 80., więc Wiolka w szkole maluje "Moskwę twoimi oczami", a po południu chodzi do kościoła. Zbiera zapałczane etykiety i złom, bo w szkole jest konkurs, kto zbierze go najwięcej. Czeka na przejazd papieża, wącha klej ze Starszym Lajbosiem, próbuje uciec z domu, ale wraca.
Książka Grzegorzewskiej to proza utkana z małych wydarzeń i strzępków historii, skonstruowana z pudełek na zapałki, chrzcielnych kapek przystrojonych barwinkiem, dziadów czyli jeżyn. Rozgrywająca się na mikropoziomie. Poczynająca sobie swobodnie z czasem, oniryczna. Czasem szalona, tak, jak szalona może być dojrzewająca wyobraźnia. Grzegorzewskiej fantastycznie udaje się oddać stan umysłu i wrażliwości kogoś, kto patrzy na świat po raz pierwszy. Czasem zachłystując się rzeczywistością, jak Czechowowski mały Grisza, który pierwszy raz wyszedł z nianią na spacer, czasem się nią dławiąc.
"Guguły" są bowiem cierpkie. Grzegorzewska unika sentymentalnych mielizn opowieści o dzieciństwie, "małoojczyźnianiej" nostalgii. Jej narracja bywa owszem, melancholijna, ale również perwersyjna, chochlikowata, zabarwiona czarnym humorem. Albo i zwykłą czernią, bo koniec dzieciństwa wyznacza, jak to być musi, śmierć.
"Guguły" dzieją się głównie w pierwszej połowie lat 80., więc są tu echa wielkiej historii, Nobel dla Wałęsy, wizyta papieża. Ale to tylko szum w tle, wydarzenia, które przechodzą bokiem, jak wizyta Jana Pawła II, który zamiast przejechać przez udekorowane i wyczekujące Hektary, wybiera podróż helikopterem. To samo tyczy się wsi. Czytelnik nie znajdzie w książce obrazu "polskiej prowincji", "Guguły" – jeśli pominąć obyczajowe szczegóły - mogłyby się w zasadzie dziać wszędzie i nigdzie, w dowolnym zakątku świata. Choć to bardzo osobista i pobrzmiewająca autobiograficznie opowieść i owszem, jest w niej konkretna
Polska lat 80. i konkretny wycinek przestrzeni – Wioletta Grzegorzewska przenosi ją na poziom mitu. Bardziej niż społeczne realia interesuje ją podstawowa materia istnienia: dom, figury rodziców i dziadków, dojrzewanie, ciało, śmierć. Krawcowa kopulująca z manekinem to obraz rodem z Schulza, nie "Konopielki". Wieś Grzegorzewskiej nie jest zresztą szczególnie zaskakująca, wpisuje się raczej w utarty schemat: obrzędowa religijność, trwanie, czarny humor, wybujałość.
Zamiast wiejskiego kontekstu na literackiej mapie, ciekawszy jest kontekst poetycki. Proza Wioletty Grzegorzewskiej nasuwa skojarzenia z powieściami innej poetki, Justyny Bargielskiej, "Obsoletkami", "Małymi lisami". Mają ze sobą sporo wspólnego: obie zadebiutowały prozatorsko mając za sobą spory poetycki dorobek, obie poruszają się po obszarach codzienności, spod której prześwituje inna, intrygująca rzeczywistość, obie poruszają się w skali mikro: Justyna Bargielska nie rusza się z podwarszawskiego osiedla, Wioletta Grzegorzewska z wioseczki Hektary, światów małych, łatwych do ogarnięcia, a jednak przepastnych, pełnych zagadkowych szczelin i objawień. Obie mają też urocze zamiłowanie perwersji i rozmaitych wykrzywień, w "Małych lisach" był romans z rozbójnikiem z lasu, przez "Guguły" przewija się poczciwy staruszek-morderca, lekarz-pedofil, prostytutka-uwodzicielka dziewczynek. Obie tworzą prozę bardzo mocno nasyconą poezją, pełną absurdalnego humoru, nieprzewidywalną (choć tutaj prym wiedzie rozszalała wyobraźnia i język Justyny Bargielskiej, "Guguły" są wierniejsze tradycyjnej logice opowieści). Wspólny jest też humor, najczęściej czarny, zawadiacki, surrealistyczny.
"Guguły", jak przystało na prozę stworzoną przez poetkę, czaruje językiem, prostym, niekokieteryjnym, ale niezwykle obrazowym. Wioletta Grzegorzewska ma moc wywoływania obrazów, które zapadają w pamięć bardzo głęboko.
"Tego wieczoru siedzieliśmy w świetle pieca jak przedpotopowe owady zatopione w bursztynie”"- pisze w "Spóźnionym dokarmianiu pszczół".
"Iskry sypały się z popielnika i znikały na marmurkowym gumolicie jak meteoryty w ciemnym, gęstym oceanie".
Ciężko wybierać z tego zbioru precjozów, bo olśniewających momentów w nim nie brakuje, ale to chyba jedno z bardziej poruszających opowiadań czy próz w "Gugułach", delikatna, przesycona smutkiem opowieść o odchodzeniu ojca i pszczołach.
Jest jakaś lekkość i niewymuszony urok w tym, co pisze Grzegorzewska, nawet, a właściwie najbardziej wtedy, kiedy pisze o "niczym", kiedy zdarzeń nie ma zbyt wiele, kiedy brakuje puent, konkluzji. W chwilach, gdy stawia na akcję, brzmi czasem sztucznie, a fabularne pomysły trącą przekombinowaniem, jak w opowieści o awanturze wywołanej "obrazoburczym" rysunkiem Moskwy wysłanym na szkolny konkurs czy wizycie w domu prostytutki Natki. Grzegorzewska jest najciekawsza w wersji fabularno-minimalistycznej.
"Na zegarze przy kasach dochodziła piąta. Drzazga z bordową aureolką pulsowała pod skórą, sączyła jad w pięciocentymetrową pręgę" – kończy opowiadanie o wyprawie z babcią do miasteczka i sprzedawaniu wiśni na targu.
A dlaczego, skąd zadra i ból, to niech już się każdy dowie na własną rękę.
Autorka: Aleksandra Lipczak, marzec 2014
Wioletta Grzegorzewska
"Guguły"
Wydawnictwo Czarne
Autor okładki Kamil Targosz
Okładka miękka, foliowana, ze skrzydełkami
Liczba stron 120
ISBN 978-83-7536-696-9