Jej autorami są Andrzej Fidyk i Aleksandra Szarłat, dziennikarka, która opowieściom Fidyka nadała literacką formę. Wbrew panującej ostatnimi laty modzie "Świat Andrzeja Fidyka" nie jest wywiadem-rzeką. I nie jest to jedynie wybór formalny – bo gdy w wywiadzie-rzece najważniejszy jest przepytywany twórca, który pod ostrzałem pytań musi objawiać swoją błyskotliwość i sypać efektownymi anegdotami, w książce Szarłat i Fidyka najważniejsza jest twórczość, a nie ego autora.
Zamiast narcystycznych wynurzeń dostajemy tu opowieść o Korei Północnej końca lat 80-tych i Rosji po politycznym przełomie, o fascynacji reżysera "Mistrzem i Małgorzatą", wyprawach do Mongolii, hinduskich kiniarzach, brazylijskim karnawale i pewnym afrykańskim władcy. Pełne interesujących obserwacji, na wskroś osobiste, ale nigdy ekshibicjonistyczne.
W polskim dokumencie Andrzej Fidyk zawsze stał nieco z boku. Nie wpisywał się w modne nad Wisłą nurty i filmowe szkoły, nie wywodził się też ze środowiska żadnej z polskich szkół filmowych – do świata dokumentu trafił jako absolwent handlu zagranicznego na warszawskiej Szkole Wyższej Handlowej (wówczas SGPiS).
Podczas gdy polscy filmowcy szli za głosem Kieślowskiego i odwracali kamerę ku samym sobie, Fidyk ruszał w świat. Podczas gdy twórcy polskiej szkoły dokumentu mówili o ludziach z sąsiedztwa, on kręcił filmy na innych kontynentach. Kiedy Marcel Łoziński i inni wybitni dokumentaliści jak mantrę powtarzali słowa o tym, że dokument musi stać blisko konkretnego człowieka, Fidyk opowiadał o zjawiskach i tematach, zawsze znajdując dla nich odpowiedniego człowieka-medium.
W książce mówi o swoim rozumieniu kina:
Jako szef redakcji filmu dokumentalnego w TVP często byłem pytany, czy interesuje mnie jakiś temat. Odpowiadałem, że żaden temat mnie nie interesuje – interesuje mnie pomysł, czyli co z danym tematem można zrobić. (…) Tematy są wszędzie wokół, a pomysł trzeba znaleźć".
Sam zazwyczaj znajdował ciekawą perspektywę do opowiedzenia kolejnych historii. To on w 1989 roku zrealizował "Defiladę" – upiorną i przewrotną opowieść o Korei Północnej jako reżimie zbudowanym na kłamstwie. Na początku lat 90-tych to on pojechał do Moskwy, by tam zrealizować "Rosyjski striptiz", czyli opowieść o seksualnym boomie, który nastał po upadku radzieckiego imperium. W tej głośnej produkcji Fidyk portretował mężczyznę, który za czasów ZSRR pracował jako cenzor w Głównym Zarządzie do Spraw Literatury i w ramach służbowych obowiązków wycinał sceny erotyczne z książek i filmów, zaś w nowej Rosji postanowił zarobić na pornografii.
Ten przypadek najlepiej opisuje kino Fidyka, którego zawsze charakteryzowała łatwość wyszukiwania pęknięć w spójnym obrazie świata, dostrzegania jego paradoksów i na pozór niesłyszalnych rozdźwięków. Co więcej - polski reżyser często potrafił jako pierwszy nazwać owe rozdźwięki i zgłębić ich naturę.
W branży filmowej świetnie sprawdza się reguła "pierwszego". Sukces odnosi ten, który coś wymyśli i zrealizuje jako pierwszy na świecie. Nakręcone później filmy na ten sam temat mogą być nawet lepsze, ale i tak są "gorsze", bo nie pierwsze – nie zyskują już takiego zainteresowania, nie są odkrywcze" – mówi Aleksandrze Szarłat.
A kino Fidyka często przecierało szlaki. Gdy w "Defiladzie" obnażał mechanizmy propagandy, ślepo stosując je w swojej opowieści. Gdy w "Kiniarzach z Kalkuty" z 1998 roku snuł piękną, dokumentalną baśń, która ani na chwilę nie traciła swojej prawdziwości, i kiedy w "Yodok Stories" opowiadał o ludziach więzionych w obozach Korei Północnej. "Świat Andrzeja Fidyka", licząca ponad trzysta stron opowieść o kinie Andrzeja Fidyka, to lektura obowiązkowa nie tylko dla fanów reżysera. To także historia o kinie jako narzędziu poznawania świata i historii, która zmienia życie szarych i nie tylko szarych ludzi.
"Świat Andrzeja Fidyka", Aleksandra Szarłat, Andrzej Fidyk. Znak 2016.