Ale oliwskie dwory wzdłuż ulicy Polanki, ze swoimi wspinającymi się na morenowe leśne wzgórza parkami, to najpiękniejsze Miejsca Do (dobrego) Życia, jakie można sobie, nie tylko w Gdańsku, wyobrazić. To, że trafią do literatury, było tylko kwestią czasu.
Siedemnastowieczne rezydencje gdańskich patrycjuszy z biegiem czasu przekształciły się w romantyczne, klasycystyczne czy eklektyczne dworki w pięknych i rozległych ogrodach wtapiających się harmonijnie w oliwskie lasy. Arkadie dla uprzywilejowanych, w których jednak kultura roztaczała dyskretny nadzór nad naturą - u Huellego ogród bohaterki i właścicielki takiego majątku, pani Grety, jest wymyślany i pielęgnowany z czułością przez nią samą i polskiego ogrodnika Frankowskiego. Jej mężowi kompozytorowi to udomowione piękno pomaga w tworzeniu parnasistycznych kompozycji, piękna (prawie) doskonałego.
Sielanka dworu przy ulicy Polanki jest jednak wielokrotnie przełamywana - nie tylko przez "okrutne wichry historii", czyli najpierw hitlerowców, którym podpadł pięknoduchy właściciel, zamiłowany w tym, co najlepsze w niemieckiej kulturze - Rilkem, Schumannie, E.T.A. Hoffmannie i z coraz większą pogardą podchodzący do narodowego wieszcza Wagnera i jego coraz bardziej nazistowskich interpretacji wystawianych w Operze Leśnej. Ta Arkadia kryje również mroczne tajemnice z odleglejszej przeszłości, związane z francuskim właścicielem posiadłości de Vernancourtem. Skąd w XVIII wieku wziął się w Gdańsku Francuz? Brał udział w nieudanej ekspedycji hrabiego de Plélo, francuskiego ambasadora w Kopenhadze, który z korpusem wojska wyruszył na odsiecz oblężonemu w Gdańsku Stanisławowi Leszczyńskiemu w 1734 roku. Każda dekada z historii Gdańska przypomina o jego kosmopolitycznej historii.
Greta i jej mąż Ernest Teodor w swoim własnym stawie odkrywają szkielety o curriculum o wiele bardziej tragicznym niż czaszka, która wzbudziła zaskoczenie niewinnych pasterzy z obrazów Guercina i Poussina. To przypomnienie nie tylko o przemijaniu, ale i o złu w czystej postaci - choć opowieść o dzieciństwie francuskiego właściciela posesji kieruje czytelnika nie w stronę filozoficznych rozpraw o jego immanentności, ale raczej zależności naszych przyszłych uczynków od genów bądź wychowania. Czyli znowu natury i kultury.
Równie niewinni jak pasterze Guercina, małżonkowie z ulicy Polanki pozostają niewinni - i naiwni - do końca. On pisze listy o antysemityzmie Wagnera do "The New York Timesa", sam się prosząc o zemstę nazistów, ona czeka na niego w komunistycznej Polsce, pracując na fabrycznej taśmie, znosząc nienawiść i złe maniery chmary polskich lokatorów z kwaterunku, a wcześniej pijanych radzieckich oficerów.
W XIX wieku polankowe dwory doczekały się nomenklatury mało romantycznej i do dziś są opisywane w przewodnikach po mieście jako, horribile dictu, Dwór IV albo V. Jeśli chodzi o fantazję, honor pruskich urzędników ratuje chyba tylko Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann, który podczas krótkiego epizodu rządów Prus w Warszawie nadawał miejscowym Żydom nazwiska, choć Silberstein czy Goldfisch dziś brzmią jednak bardziej protekcjonalnie i szyderczo, niż poetycko. Nie przypadkiem jednak Ernest Teodor Hoffmann z powieści Huellego nazywa się tak, jak się nazywa, a tytuł jest cytatem z Rilkego. Jak zauważył Dariusz Nowacki w recenzji w "Gazecie Wyborczej", może zbyt łopatologicznie te tropy autor podsuwa czytelnikom, przywołując i cytat, i tłumacząc, że ojciec tak nazwał bohatera na cześć E.T.A., choć podejrzewam, że to na życzenie wydawcy, który dziś ma wrażenie, że musi obniżyć poprzeczkę, żeby nie zniechęcić coraz mniej erudycyjnego klienta, jakby ten, zaintrygowany, nie mógł sięgnąć do Google’a.
Huelle rozciąga swoją opowieść na przestrzeni kilkuset lat jak zwykle umiejętnie, z talentem do jędrnej narracji, który nie pozwala się zagubić w meandrach historii ogrodu na morenowym wzgórzu. Jeśli czegoś tej opowieści brakuje, to może choć odrobiny tajemnicy, tej samej, która uczyniła z "Weisera Dawidka" klasykę "gdańskiej" powieści. Także dlatego być może nie należało tłumaczyć, skąd się wziął tak "niegramatyczny" tytuł.
Kilka dni przed premierą "Śpiewaj ogrody" przyszła wiadomość o pożarze jednego z dworów przy ulicy Polanki, tego z numerem IV. Od lat opuszczony i zaniedbany, padł ofiarą nieumyślnego zaprószenia ognia, a może podpalenia. Choć konserwator zabytków zapewnia, że zostanie odbudowany, Paweł Huelle nie mógł sobie chyba wymyślić lepszej pointy. Zrujnowany dwór Grety odejdzie wraz z właścicielką. Stoją jeszcze domy-dworki w Mościcach, gdzie ostatnie lata życia spędza babka polskiego narratora, osiadła tam w latach 30. wraz z mężem inżynierem budującym zakłady azotowe. Ale ktoś wciąż przypomina, że jest również w Arkadii. Kto? A zguglujcie sobie.
Autorka: Miłada Jędrysik, styczeń 2014
"Śpiewaj ogrody"
Wydawnictwo Znak, Kraków 2014
oprawa twarda
liczba stron: 300