W polskiej prozie drugiej połowie lat pięćdziesiątych i z początkiem sześćdziesiątych, opornie wygrzebującej się z oków socrealizmu, pisarstwo Marka Nowakowskiego było prawdziwym objawieniem. Pisarz dawał surowe opisy warszawskich peryferii i robotniczych dzielnic. Ale i śródmiejskich zaułków, choć inaczej ukazanych, od mniej reprezentacyjnej, podskórnej, ciemnej strony.
Bohaterami jego książek są na ogół ludzie prości, chociaż charakterni. W ciągłej niezgodzie z wszelkimi krępującymi ich więzami, zatem najczęściej na bakier z prawem. Słowem, Marek Nowakowski przypomniał o istnieniu (bynajmniej nie tak wąskiego, jak chciałaby utrzymywać peerelowska propaganda) marginesu.
Składali się nań rozmaici fachowcy starej daty – restauratorzy, kupcy, straganiarze, rzemieślnicy, "złote rączki". Cenieni przedwojenni przedstawiciele prywatnej inicjatywy, którzy nadal powinni wykonywać swą profesję, cieszyć się poważaniem i pomnażać zyski. Tymczasem piętnowani byli jako "prywaciarze" czy "badylarze" i – w majestacie nowo stanowionego prawa ludowej ojczyzny – niszczeni kontrolami, podatkami, domiarami.
Ze sporą dozą podziwu, albo i szacunku, pisał Nowakowski o owych niedobitkach minionych czasów – oficjalnie nazywanych "reliktami poprzedniej epoki" – którzy się nie poddali. Korumpując nadzorców z kadry urzędniczej, przekupując łapówkami tak zwanych stróżów porządku, zasilali szeregi cwanych warszawiaków. Kombinatorów, którzy sedno swej egzystencji uczynili z omijania, a niekiedy wręcz łamania zapisów prawnych, jawnie pętających ich przedsiębiorczą samodzielność.
Stąd tylko krok dzielił Marka Nowakowskiego od ukazania przedstawicieli tak zwanego kolorytu lokalnego – rozmaitej proweniencji złodziei, paserów, kryminalistów, lumpów, pijaczków, niebieskich ptaków. Po części opisywał środowisko, w jakim wzrastał. Kolegów ze szkoły, podwórka, ulicy.
Autor o takich predylekcjach – unikający opiniotwórczych salonów, za to za pan brat z żulią - traktowany był zrazu nieufnie. Ot, jeszcze jeden oryginał, trudny do zaszeregowania na literackiej giełdzie. Kronikarz ciemnych stron odradzającego się z wojennych ruin miasta.
Bazary, knajpy, meliny, kryminalny półświatek, całe to "miasto", jak się wtedy mówiło, obszar poza zasięgiem władzy – był naszym matecznikiem i tworzywem dla twórczej inspiracji – wspomina Marek Nowakowski literackie początki; swoje i kilku kolegów, z których tylko on wytrwał jako pisarz. – Znaliśmy tych samych rycerzy nocy, dworcowych bywalców, damy lekkich obyczajów z Polonii, gruzinki (od gruzów) z Chmielnej i Widok, wykolejonych oryginałów. We "Współczesności" spotykaliśmy się z rękopisami utworów w kieszeniach, wspominaliśmy wspólnych znajomych z bazaru na Pańskiej czy Zieleniaka na Opaczewskiej.
Mimo niepokornych treści, proza Marka Nowakowskiego przebijała się na czytelniczy rynek. Debiutanckie opowiadanie "Kwadratowy" na łamach "Nowej Kultury" w 1957 roku potwierdził "Ten stary złodziej" (1958) – pierwszy zbiór małych form narracyjnych. Kolejny, "Benek Kwiaciarz", musiał odczekać swoje w wydawniczych szufladach, zanim ukazał się w 1961 roku.
Żyłem w poczuciu daru, który wyzwolił mnie z pęt uczelnianej zależności, rutyny i przypisania do płaskiej, beznadziejnej egzystencji – w ten sposób komentował pisarz studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, których nie ukończył z powodu nieuczęszczania na zajęcia z wojska. – Poczucie wolności łączyłem z pisaniem.
Wolność twórców w PRL-u była zresztą mocno uzależniona od stopnia ich prawdziwego, bądź deklarowanego zaangażowania w budowę "przodującego" ustroju.
Po osobistych doświadczeniach z ideową, komunistyczną gorączką pragnąłem być jak najdalej od wszelkich zobowiązań wobec kogokolwiek. Nie chciałem poddawać się pisaniu zamówionych tekstów i być oceniany ze względu na przydatność w spełnianiu narzucanych zadań. Pewien gimnazjalny kolega o ambicjach literackich zapragnął studiować dziennikarstwo. Zamarzyła mu się rola sławnego reportera, odkrywcy, jak Stanley w Afryce czy Malaparte barwnie opisujący swoje przygody. – Wojtusiu – powiedział z pobłażliwym uśmieszkiem polonista z maturalnej klasy, pedagog dawnego typu – czy chcesz całe życie kłamać?
Warto dodać, że tym "Wojtusiem" był krajan pisarza z Włoch – tych warszawskich, sławny obecnie pisarz Wojciech Albiński. Relację z tego zdarzenia zdał Bartoszowi Marcowi, który stosowny akapit zamieścił w książce o nim – "Nasz człowiek w Botswanie".
Na stronach autobiografii pisarza wprost roi się od wspaniałych nazwisk. Tadeusz Konwicki z Henrykiem Berezą zostali na przykład uchwyceni w chwili dyskusji o emigrancie Marku Hłasce.
Był już w kraju wyklęty. Peregrynował po Francji, Niemczech, Izraelu. Oficjalnie uznany za renegata. Skazany na banicję. Zachowali o nim żywą pamięć. Jerzy Andrzejewski martwił się o jego niepewną przyszłość. Te sprawy w jakiś sposób mnie dotyczyły. Zastanawiałem się, czy jako młody pisarz, w dodatku imiennik Hłaski, nadal nie stanowię dla jego przyjaciół atrapy straconego ulubieńca.
Skoro jesteśmy przy personaliach, to w przyszłych wydaniach "Pióra" warto poprawić niezręczną literówkę, która wśród twórców STS-u zniekształca nazwisko Jerzego Markuszewskiego.
Marek Nowakowski, urodzony 2 kwietnia 1935 roku w Warszawie – pisarz, publicysta i scenarzysta. Jeden z najpłodniejszych prozaików polskiej literatury powojennej, mistrz małych form narracyjnych, twórca realizmu peryferyjnego. Debiutował opowiadaniem "Kwadratowy", ogłoszonym na łamach "Nowej Kultury" w 1957 roku. W swojej twórczości zajmował się oficjalnie przemilczanymi obszarami życia, ludźmi z tak zwanego marginesu społecznego i z peryferii wielkomiejskich.
Bohaterowie wielu jego utworów to ludzie skłóceni z prawem, złodzieje i przestępcy. Wydał między innymi zbiory opowiadań: "Ten stary złodziej", "Benek Kwiaciarz", "Silna gorączka", "Zapis", "Książę Nocy", "Syjoniści do Syjamu. Zapiski z lat 1967–1968". Jest autorem książek: "Raport o stanie wojennym", "Homo polonicus", "Grecki bożek", "Nekropolis", "Mój słownik PRL-u". Jako uważny obserwator i krytyk współczesnej rzeczywistości, przygląda się jej z ironicznym dystansem, z nostalgią powracając do miejsc, których dziś już często nie ma, konfrontując jednocześnie swoje wspomnienia ze współczesnością.
Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Przewodzi kapitule Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza. Został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.