Spektakl w reżyserii Krzysztofa Babickiego, premiera w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie 17 listopada 2001 roku.
Niedawno w Krakowie obchodzono setną rocznicę wystawienia Dziadów. Wielką Improwizację recytowali najwybitniejsi odtwórcy roli Gustawa-Konrada ostatnich dziesięcioleci. Obecnie w Lublinie oglądać można kolejną inscenizację arcydramatu "Dziady" Adama Mickiewicza, kolejną, w której reżyser stara się przełożyć dawny tekst na współczesność.
Inscenizacja Krzysztofa Babickiego, w przeciwieństwie do niedawnych wersji dramatu: opolskiej Adama Sroki czy kaliskiej Macieja Sobocińskiego, nie zaleca się do widza wyszukaną machiną teatralną. Stawia na maksymalną prostotę wyrazu, w której dominuje to, co najważniejsze: słowo. Akcja rozgrywa się w niemal pustej przestrzeni ogromnego malarskiego studia, w którym artysta odkładając pędzel, przeobraża się w Guślarza (świetny Paweł Sanakiewicz), by swoją twórczą mocą powołać do życia obrzęd Dziadów. Jego uczestnicy ubrani są całkiem współcześnie, by w miarę rozwoju wypadków płynnie wskoczyć w stroje historyczne – pisze Janusz R. Kowalczyk, recenzent "Rzeczpospolitej".
Chwali on również odtwórcę głównej roli Jacka Króla i podziwia Ignacego Gogolewskiego w roli Senatora.
Podziw ów podziela Roman Pawłowski z "Gazety Wyborczej", jednak cały spektakl ocenia bardziej sceptycznie.
Jedynym aktorem, który mnie zaskoczył, był Ignacy Gogolewski, zaproszony gościnnie do roli Senatora. Zaczął rolę sztampowo, przeciągając słowa i majestatycznie krocząc po scenie, jak to robił już tysiące razy w rolach władców i arystokratów. I kiedy myślałem, że ostatnie doniesienia o dobrej passie tego aktora były przesadzone, nagle zawrócił rolę o sto osiemdziesiąt stopni. Coraz częściej nalewał wódkę z karafki, coraz mniej pewnie czuł się na nogach, coraz mniej przytomnie patrzył na swych dworzan. Aż w końcu majestatyczny, nadęty Senator zmienił się w pijaczynę, który płacze na ramieniu księdza Piotra. Poza Gogolewskim nikt jednak nie wspiął się ponad sztampę i to gubi przedstawienie mimo jego plastycznych i muzycznych walorów.
Pozostaje pytanie, czy to dramat Mickiewicza się zdezaktualizował, czy raczej zestarzał się klucz teatralny, którym próbuje się go otwierać.