Dążenie do idealnie urządzonej rzeczywistości jest równie stare jak nasza cywilizacja. Powieść Janusza Korczaka, o perypetiach królewskiego syna, po śmierci ojca uwikłanego w mechanizm sprawowania władzy, adresowana była głównie do dzieci i młodzieży. Głównie, gdyż zawarte w niej przemyślenia mogłyby się okazać równie cenne dla niejednego dorosłego.
Autor książki – z wykształcenia lekarz, a z powołania pierwszorzędny pedagog – dał w niej racjonalny wykład o pułapkach, jakie czyhają na wszelkich entuzjastów postępu, którzy niekiedy nazbyt ochoczo usiłują wcielać w życie utopijne założenia. Równie szlachetne, co naiwne reformy wprowadzane przez małego bohatera, jak też sposób sprawowania przezeń władzy, doprowadziły wkrótce do ogromnego zamieszania.
Zdezorganizowany nieprzemyślanymi postanowieniami nowo powołanego dziecięcego parlamentu kraj przestał prawidłowo funkcjonować, co natychmiast wykorzystała trójca władców z ościennych państw, łącząc swoje armie i wkraczając w granice królestwa Maciusia. W meandry międzynarodowej polityki wprowadzał go wówczas minister spraw zagranicznych:
– Ten pierwszy [król] gniewa się, że u nas lud będzie rządził.
– A co to jego obchodzi?
– Bardzo go obchodzi: bo jak jego naród się dowie, to także zechce rządzić, nie będzie chciał być najgorszy, nie pozwoli mu się rozporządzać i będzie u niego rewolucja.
– No, a drugi?
– Drugi? Hm, z nim można się porozumieć, on się najbardziej o to gniewa, że dzicy królowie więcej nas lubią niż jego.
Nie wystarczyło osobiste męstwo małego monarchy, ani taktyczne sukcesy jego wojsk, aby ostatecznie pokonać wrogie siły, wygnać nieprzyjaciół z granic państwa i ogłosić zwycięstwo. Okazało się bowiem, że w najbliższym otoczeniu króla Maciusia działał sprytnie zakamuflowany zdrajca, szpiegujący na rzecz szczególnie agresywnego władcy. Ten zaś, podstępnymi perswazjami podsycał zaborcze apetyty sąsiednich panujących, póki obaj nie ulegli jego łupieżczym planom.
Niestety, także rodacy Maciusia – nazbyt przywiązani do swojego stanu posiadania mieszkańcy stolicy – w decydującym momencie wywiesili białe flagi na murach miasta, poddając je i trwoniąc dopiero co osiągnięte na polu bitwy militarne przewagi swojego monarchy. Tym samym poddani skazali swojego króla na łaskę i niełaskę wrogów.
Dziesięcioletni chłopiec – wciąż skrycie marzący, aby oprócz sprawowania władzy mieć więcej okazji do zabaw z rówieśnikami – stanął przed trybunałem bezwzględnych najeźdźców. Nie zostało mu już bowiem nic prócz osobistej godności, której do końca się nie wyrzekł, oraz możliwości wyciągnięcia wniosków z własnych błędów.
Jak pisała Joanna Olczak-Ronikier w książce "Korczak. Próba biografii" [Warszawa 2011], pisarz bacznie obserwował ówczesną scenę polityczną w Polsce. Z jednej strony nacjonalistycznie zorientowaną, antysemicką prawicę, popieraną przez Kościół. Z drugiej – lewicę, domagającą się wolności sumienia i wyznania oraz rozdziału Kościoła i państwa. "Tu i tam są obelgi, oszczerstwa, zacietrzewienie zamiast prób kompromisu. Przyglądał się [Korczak] eksperymentalnym obradom sejmu w Domu Sierot. Potem opisywał poselskie wybryki dorosłych i dzieci".
"Król Maciuś Pierwszy" to bajka, a zarazem lustro, w którym odbijają się problemy tamtych lat. Można by uznać, że książka powstała na zamówienie społeczne i wynikła z poczucia obywatelskiego obowiązku. Pisana prostym stylem, objaśniała dzieciom tajemnice funkcjonowania państwa i uświadamiała, jak trudno budować sprawiedliwy ład.
Opowieść oparta jest na znanym schemacie. Chłopiec, wyrwany przez los z raju dzieciństwa, zostaje skonfrontowany z rzeczywistością i poddany srogim próbom, które hartują męstwo, pozwalają osiągnąć dojrzałość. Korczak wyposażył małego królewicza we własne doświadczenia: samotne dzieciństwo w złotej klatce, sieroctwo, odkrycie zła, które rządzi światem, straszliwe wspomnienia wojenne. Ofiarował mu własne cechy: skłonność do marzeń, chęć odmiany świata na lepsze, upór i wytrwałość w dążeniu do celu.
Jednak wbrew regułom przyjętym w mitach i podaniach, droga bohatera nie prowadziła do zwycięstwa, lecz do klęski. Mały naiwny altruista wplątywał się w coraz sroższe opresje, rujnował kraj, przez co wikłał się w wojny, przegrywał. Bo też – jak zdradził małemu władcy Smutny Król – szlachetni często przegrywają.
Janusz Korczak, radiowy Stary Doktor, który uczył optymizmu w życiu, wyzbywał się złudzeń w literaturze, zbyt dobrze znając wyzwania, jakie niesie ze sobą nieuchronność sprawowania władzy. Przy okazji lektury jego książki "Król Maciuś Pierwszy" warto sobie jednak zadać pytanie: czy świat dorosłych jest gotowy na rządy dzieci? I czy dzieci kiedykolwiek będą gotowe na dzielenie się rządami ze światem dorosłych?
Sprawą bezsprzecznie zrozumiałą jest dziecięca niechęć do jakichkolwiek opresyjnych sytuacji. Wśród rozmaitych postulatów zgłaszanych przez małych posłów, znalazł się dość zastanawiający: "I żeby nas nie całowali". Pytanie dorosłego obserwatora obrad: "Dlaczego pan, panie pośle, nie chce, żeby pana całować?", spotkało się z wyczerpującą odpowiedzią. "Żeby pan miał tyle ciotek, co ja, toby się pan nie pytał. Wczoraj były moje imieniny. To mnie tak wyśliniły, że zwymiotowałem całą leguminę z kremem. Jak dorośli lubią się lizać, niech się sami całują, a nam niech dadzą spokój".
Dzisiaj przy odczytywaniu "Króla Maciusia Pierwszego" przypisu wymaga nie tylko zapomniane słowo legumina. Przygody chłopca, któremu przedwcześnie wypadło być królem, autor przedstawił z całym dobrodziejstwem (czy też bagażem) poglądów międzywojnia, kiedy to jeszcze nikomu nie śniło się o jakiejkolwiek poprawności politycznej. Toteż dopiero dziś możemy dostrzec nie tylko naiwność (zamierzoną), ale i niestosowność niektórych konceptów czy sformułowań Korczaka, szczególnie widocznych w konwersacji dwóch monarchów o kontrastowo różnych odcieniach skóry.
– Bracie Bum-Drum – powiedział Maciuś, kiedy ostatniego wieczora rozmawiali – ja cię bardzo proszę, przestań być ludożercą.
Maciuś tak długo tłumaczył, że nieładnie jest zjadać ludzi, że zagraniczni królowie nigdy im tego nie darują, że zjadają ludzi, że koniecznie musi zaprowadzić taką reformę, żeby tego nie robić, to przyjedzie tu dużo białych, zaprowadzą porządek i będzie Murzynom przyjemniej żyć w ich pięknym kraju.
Bum-Drum smutnie słuchał Maciusia i odpowiedział, że już raz jeden król chciał tak zrobić, ale go za to otruli, że to jest bardzo trudna reforma, ale on jeszcze pomyśli.
O tym, jak sobie poczynali biali królowie na Czarnym Lądzie (na przykład belgijski monarcha Leopold II w Kongo; czego naocznym świadkiem był między innymi Joseph Conrad, czemu dał też wyraz w swoim "Jądrze ciemności") dla nikogo wówczas nie mogło być tajemnicą. Niewątpliwie i Stary Doktor posiadł wiedzę w tym zakresie.
Jego powieść o królu Maciusiu pisana była językiem zasłyszanym od dzieci – w sejmie Domu Sierot i nie tylko – przeznaczona zaś zwłaszcza do ich nieskażonych nieprawością serc. Można dziś dyskutować, czy i na ile "Król Maciuś Pierwszy" – fantastyczna opowieść o małym władcy-reformatorze – wpisuje się w gatunek prozy antyutopijnej czy wręcz dystopijnej. Rozglądając się w koło trudno mieć jednak wątpliwości, że obie wersje wydają się równie uprawnione. Sztafaż prozatorski z czasów międzywojnia w niczym nie utrudnia takiego rozpoznania.
Wszystkim znane świadectwo życia i śmierci Janusza Korczaka sprawia, że wszelkie dywagacje o jego twórczości nabierają innego znaczenia. Można mieć pewność, że zaproponowany przez pisarza mały bohater przetrwa zapewne jeszcze niejeden zakręt dziejowy. Nadal będzie stanowił przykład, jak radzić sobie w najtrudniejszych życiowych opresjach; i jak unikać błędów: wybaczalnych w okresie dorastania, a karygodnych w wieku dorosłym, o czym nie wszyscy dojrzali ludzie zdają się pamiętać.