Gdy przed dziesięcioma laty na kinowe ekrany trafił cykl dokumentalny "Polska-Rosja: nowe spojrzenie" wśród kilkunastu obrazów zrealizowanych przez rosyjskich i polskich twórców zwłaszcza jeden zapadał głęboko w pamięć. "Nasiona" Wojciecha Kasperskiego, opowieść o rodzinie żyjącej gdzieś na Ałtaju, o mrocznej tajemnicy i niełatwych międzyludzkich relacjach, na długie miesiące zostawiała widza z niepokojem. Po dziesięciu latach wciąż pamiętam tamten film – nie bohaterów, czy poszczególne sceny, ale emanującą z niego atmosferę tajemnicy i gęstość emocji, które spowijały dokument Kasperskiego. Reżysera, który ma niezwykły dar odkrywania obcych, a zarazem bliskich nam światów.
W swym najnowszym dokumencie Wojciech Kasperski powraca do Rosji. W "Ikonie" opowiada o szpitalu psychiatrycznym znajdującym się gdzieś na dalekiej Syberii. I po raz kolejny pokazuje, że jest mistrzem lakonicznego opowiadania, że potrafi dotykać najbardziej intymnych prawd o ludziach, jednocześnie zachowując dystans i nie przekraczając moralnych granic. Nagrodzona na 56. Krakowskim Festiwalu Filmowym "Ikona" to film wybitny, zbudowany z niepewności i ciekawości świata, stawiający pytania, ale nie sugerujący łatwych odpowiedzi.
Ten dokument przygotowywany był przez kilka lat. Pierwotnie Kasperski chciał nakręcić film o lekarzach pracujących z nieuleczalnie chorymi. Wraz z ekipą pokonał 4 tysiące kilometrów, jeżdżąc po Rosji w ramach dokumentacji. Odwiedzał między innymi szpitale onkologiczne i kliniki zajmujące się leczeniem wojennych traum.
W 2014 roku w rozmowie z Katarzyną Skorupską ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich Kasperski opowiadał o poszukiwaniu odpowiedniego miejsca:
Na skraju wsi z daleka widzimy olbrzymi budynek. Z daleka wygląda jak szkoła albo koszary. Jak podjeżdżamy bliżej, widzimy, że to są właściwie ruiny. Pozapadany dach, część okien zabitych deskami, w innych kraty. (…). Niezły obiekt zdjęciowy, ale to nie tu. Gdy jesteśmy blisko, widzimy, że w oknach pali się światło, a wewnątrz są ludzie. I wtedy ktoś mówi, że to jest chyba to. Idziemy do dyżurki, gdzie czeka na nas główny lekarz. Prowadzi nas do swojego gabinetu, który jest w środku "ostrego" oddziału.
Ekipa Kasperskiego spędziła dwa miesiące za szpitalnymi murami. Ubrani w kitle poruszali się pomiędzy pacjentami szpitala, portretując ich codzienne rytuały. Obraz, jaki wyłania się z ich obserwacji, przeraża. W szpitalu, w którym na 1500 pacjentów przypada pięciu lekarzy, a chorych jest tak wielu, że niemal bez przerwy zderzają się ze sobą, przebywają ludzie, których społeczeństwo wyrzuciło na margines. Są tu osoby z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, schizofrenicy, osoby z chorobą afektywną dwubiegunową, jest seryjna morderczyni i wiele osób, które trafiły do psychiatryka jedynie dlatego, że nikomu nie są potrzebne.
To wysypisko, gdzie społeczeństwo wyrzuca tych, z którymi nie ma co zrobić" – mówi w wywiadzie Kasperski.
To tutaj oddawane są dzieci, które sprawiały problemy wychowawcze. Tu trafiają ubezwłasnowolnieni chorzy. Kiedy rodzina odda ich do zakładu, problemy znikają, za to zostają świadczenia pieniężne wypłacane przez rząd. Ci, którzy trafiają do szpitala, zazwyczaj nie opuszczają już jego murów. Spędzają tu kilkadziesiąt lat, czekając na to, że pewnego dnia ktoś ich zabierze do normalnego świata.