Rozwinięcie postaci Clary z jednej strony wydaje się niepotrzebne (momentami postać, w którą wciela się Martyna Rozwadowska jest zbyt komediowa i usilnie, wręcz nachalnie ośmiesza swój prowincjonalny styl bycia) – z drugiej zaś gest ten podkreśla "przywłaszczenie" historii. Trajkocząca bez opamiętania siostra bohatera zdaje się wiedzieć najlepiej, co go spotkało i jak się wtedy czuł. Wypadki w paryskim mieszkaniu Édouarda przedstawia swojemu mężowi niemal jak własne przeżycia. Bohater po ciężkim doświadczeniu gwałtu i usiłowania zabójstwa przez obcego człowieka wrócił bowiem w swoje rodzinne strony – na francuską prowincję, do domu siostry i jej męża. Wydaje się, że w poszukiwaniu spokoju i wsparcia, których jednak wcale nie odnajduje. Ucieka z naznaczonego traumą Paryża, ale nigdzie nie jest mu lepiej. Jego dramat jest jak obecna w przedstawieniu woda – Édouard brodzi w niej nieustannie, a razem z nim wszyscy inni, z którymi rozmawia o tym, co się stało.
"Historia przemocy" to także historia uprzedzeń: sprawcą napaści jest w powieści syn imigranta, Reda, którego ojciec pochodził z Kabylii, krainy w północno-zachodniej Algierii. Jego tożsamość nie uchodzi uwadze ani siostry bohatera, ani policjantów, którzy spisując zeznania wielokrotnie podkreślają narodowość sprawcy. Szkoda, że w przedstawieniu pominięty został wątek dotyczący podróży Édouarda do Stambułu – w powieści jest to dotkliwy epizod, w trakcie którego młody mężczyzna, wędrując przez największe miasto Turcji odkrywa, jak kiełkuje w nim podszyty lękiem rasizm.