Feliks Pęczarski, "Szulerzy przy świecy", 1845, olej na płótnie, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie, fot. MNW
Ostatnie warszawskie Wystawy Sztuk Pięknych, odbywające się już w połowie XIX wieku, przypadały na czas, gdy epoka ożywienia artystycznego w Królestwie Kongresowym dawno należała już do przeszłości. Najciekawszym zjawiskiem, jakie można było na nich zobaczyć, były bez wątpienia sceny rodzajowe autorstwa Feliksa Pęczarskiego.
W zasadzie należą one do typowego dla biedermeieru nurtu malarstwa rodzajowego przedstawiającego charakterystyczne postaci z obrzeży życia społecznego: dziwaków czy przedstawicieli półświatka. Najznaczniejszym przedstawicielem tego nurtu był w Niemczech Carl Spitzweg, w Polsce zaś - należący jeszcze do pierwszego pokolenia romantyków rysownik Jan Feliks Piwarski.
Feliks Pęczarski z największą lubością portretował lichwiarzy i szulerów. Sztuka biedermeieru jednak zazwyczaj ma pogodny charakter, nieco upiększający rzeczywistość, ugłaskujący to, co nieprzyjemne (choć akurat Spitzweg przedziwnie łącząc w swych obserwacjach czułość i ironię wykraczał poza te ramy). Nawet jednak gorzki niekiedy uśmiech Spitzwega utrzymuje poetykę humoreski.
Prace Pęczarskiego może i są satyrą, jest to jednak taki jej rodzaj, który przestaje mieć cechy humorystyczne. U Pęczarskiego humoreska nieodmiennie przechodzi w groteskę, równocześnie silnie dydaktyczną i przyjmującą niepokojącą barwę koszmaru. Przyczyny upatrywano w kalectwie: Pęczarski był głuchoniemy. Mogło to owocować zarówno mizantropią, jak i szczególnym, wynikającym z choroby sposobem widzenia, wyrażonym w nadekspresyjnej mimice i gestykulacji bohaterów jego obrazów, pozbawionym jednak wrogości do świata. Jednoznacznej odpowiedzi trudno dociec.
Nawet jeśli jednak Pęczarski nie był zdeklarowanym mizantropem, to trudno posądzać go o nadmiar sympatii dla swych bohaterów. Jego wizerunki szulerów mają bowiem swoje wyraźne źródło ikonograficzne, posiadające stałą i jednoznaczną wartość znaczeniową. Są nimi przedstawienia bankierów i lichwiarzy (co w świetle moralności protestantyzmu u jego początkowo nie różniło się zanadto od siebie) charakterystyczne dla XVI-wiecznego malarstwa niderlandzkiego, będące przestrogą przed zgubnym oddawaniem hołdu mamonie, powstające najczęściej w kręgu Reformacji. Prace takich malarzy jak Quentin Massys czy zwłaszcza Marinus van Rijmerswaele, którego Pęczarski żywo przypomina zamiłowaniem do groteski, dydaktycznym tonem i skłonnością do powtarzania tych samych schematów kompozycyjnych, mogły być mu znane, przynajmniej z graficznych reprodukcji.
Kolejną holenderską inspiracją Pęczarskiego stanowiącą charakterystyczną cechę jego dzieł jest luminizm. Jego prace są natychmiast dzięki niemu rozpoznawalne. Wszystkie celniejsze są nokturnami, w których cała akcja wyodrębniana jest przez światło świecy. Czają się w tym rozwiązaniu pospołu realizm i dydaktyzm. Bohaterowie są "pracownikami nocy", trudno zatem, by ukazywani byli o innej porze. Równocześnie jest to przyporządkowanie moralne - noc jest tu jednoznacznie królestwem zła.
Wpływ Rembrandta jest zresztą charakterystyczny dla sztuki polskiej połowy XIX wieku. Pojawia się już w twórczości pokolenia wcześniejszego; jego dobrym przykładem jest "Portret Abrahama Sterna" (1823) pędzla Antoniego Blanka, generalnie uważanego za reprezentanta porozbiorowego klasycyzmu. Szczególne jednak upodobanie w sztuce holenderskiego geniusza znalazło pokolenie Pęczarskiego, nazywane przez literaturoznawców (chyba nie w pełni słusznie) drugim pokoleniem romantyków. Rembrandt był dla nich zarówno antidotum na estetykę klasycyzmu, jak i odpowiedzią na upodobanie romantyków do barwności i teatralności. Język jego sztuki stanowił próbę znalezienia języka duchowości i ładu moralnego. Wyjątkowo znamienna jest fascynacja Holendrem najznaczniejszego artysty w tym pokoleniu wśród Polaków, Cypriana Kamila Norwida, powracająca w jego utworach literackich, a wręcz dominująca nad całą jego twórczością artystyczną.
Twórczość Pęczarskiego znakomicie wpisuje się w charakterystyczną dla polskiej literatury "południa wieku" poetykę obrazka i szkicu fizjologicznego. Obrazek był werystyczną, w części tylko fabularyzowaną migawką z życia konkretnego środowiska czy grupy społecznej, dotyczącą zarówno świąt czy obrzędów, jak i zwyczajów życia codziennego. Między nim a szkicem fizjologicznym była taka różnica, że ten ostatni miał być możliwie niefabularyzowaną formą opisu danego zjawiska, pokrewną późniejszej poetyce felietonu. W poetyce tej zawiera się już charakterystyczna dla następnych dekad stulecia antyromantyczna tendencja do migawkowego opisu rzeczywistości możliwie bez upiększeń; w praktyce jednak charakterystyczny był dlań satyryczny skrót, przy częstych tendencjach dydaktycznych.
Tworzył w tych gatunkach cały szereg autorów, najczęściej kompletnie dziś zapomnianych, jak Józef Dzierzkowski, Wacław Szymanowski (ojciec), Kazimierz Władysław Wóycicki (ten przynajmniej pamiętany jako varsavianista) czy Edward Bogusławski, w którego "Dagerotypach" znajdują się opisy obrazów Pęczarskiego. Najznaczniejszym jednak przedstawicielem obu gatunków był Józef Ignacy Kraszewski.
Innym gatunkiem literackim, z którym znakomicie współgra twórczość Pęczarskiego, jest ówczesna komedia, coraz bardziej nabierająca tendencji serio, charakterem najbliższa zjadliwej satyrze społecznej. Tworzyli w tej manierze warszawscy komediopisarze, jak Apollo Korzeniowski (ojciec Josepha Conrada), najważniejszym jednak zjawiskiem była późna, pisana do szuflady, twórczość Aleksandra Fredry. Analogię między malarstwem Pęczarskiego a pełnymi goryczy satyrami Fredry na dominację świata mieszczan dostrzeżono już dawno; jego obrazy stały się choćby kluczem wizualnym do legendarnej warszawskiej inscenizacji "Dożywocia" autorstwa Jerzego Kreczmara z 1963 roku. Jeszcze bliższa Pęczarskiemu była jednak część "szufladowej" twórczości Fredry przybierająca miejscami ton "czarnej" groteski, jak jego najciekawsze może dzieło z tego czasu - "Rewolwer" - przypominające bardziej dramaty Sławomira Mrożka niż rozkoszny świat "Ślubów panieńskich".
Autor: Konrad Niciński, listopad 2010