Wątek żałoby Urszuli luźno splata się w "Bez końca" z dramatem sądowym. Umierając, adwokat zostawia nie tylko osamotnioną rodzinę, lecz także klientów, więźniów politycznych, którzy mają znikome szanse na znalezienie równie zdolnego i uczciwego obrońcy. Co istotne, akcja rozgrywa się w 1982 roku, a więc jeszcze w czasie trwania stanu wojennego. Sprawę oskarżonego o kierowanie strajkiem Darka (Artur Barciś) przejmuje po Antku starszy już mecenas Labrador (Aleksander Bardini), obierający zupełnie inną strategię obrony niż poprzednik. Podczas gdy Labrador chce, żeby oskarżony konformistycznie ukrywał przed sądem swoje prawdziwe motywy, jego młody asystent, aplikant adwokacki Mietek (Michał Bajor), namawia Darka do wygłoszenia radykalnej, antysystemowej przemowy.
Obydwie postawy – czysty pragmatyzm oraz polityczny ekstremizm – były zupełnie obce Antkowi, który przemawiał przede wszystkim do sumień i starał się godzić oponentów. W skłóconym, podzielonym na dwa wrogie obozy społeczeństwie, tak wyważone podejście jest prawdziwą rzadkością. Przyjaciel Antka Tomek (Marek Kondrat), który wybiera życie za granicą, opisuje sytuację w kraju następująco:
Ludzie się pozamykali, porozdzielali. Nie wiadomo, co dobre, a co złe. Z jednymi być nie chcę, z drugimi nie mogę. Próbowałem osobno, ale zawsze się jest samemu.
Postać przybysza z zaświatów można uznać za symboliczną: Antek to projekcja indywidualnych i społecznych potrzeb, personifikacja ideału. Tęsknota za zmarłym adwokatem jest jednocześnie tęsknotą za prawdziwymi wartościami – miłością, sprawiedliwością czy braterstwem. W pogrążonej w marazmie Polsce 1982 roku ideały te wydają się prawie niemożliwe do zrealizowania.