Wojciech Albiński, rocznik 1935, geodeta i prozaik, od lat zasiedziały w Afryce. Bartosz Marzec, rocznik 1979, reporter i krytyk literacki, z urodzenia i zamieszkania warszawianin. Mimo dwupokoleniowej różnicy wieku w kwestiach literackich osiągnęli pełne porozumienie, które zaowocowało intrygującą książką.
Opowieści Albińskiego przytaczane w "Naszym człowieku w Botswanie" przypominają niekiedy narrację powieści podróżniczych, przygodowych czy sensacyjnych. Różnica polega jednak na tym, że w spisanych przez Bartosza Marca zdarzeniach wyraźnie czuć tchnienie autentyku. Puls prawdy.
Uczestnikiem tych historii nie jest wydumany za biurkiem bohater, lecz żywy człowiek z krwi i kości. Rodak znad Wisły, który na Czarnym Lądzie odnalazł swoją drugą ojczyznę, a zarazem przechodzi tam na co dzień osobistą szkołę przetrwania.
To zdarzyło się niedawno, w okolicach dworca kolejowego w Johannesburgu – powiedział. – Podeszło do mnie trzech dżentelmenów. "Przepraszamy bardzo, czy ma pan rewolwer?" A to jest dobre pytanie. Jeżeli nie mam, to się nie obronię. Jeżeli mam, może warto mi go zabrać. – I co pan odpowiedział? – Że jeśli rewolwer będzie potrzebny, to się znajdzie. Uznali, że gra nie jest warta świeczki. Przeprosili i dali spokój.
Cechą charakterystyczną pisarstwa Wojciecha Albińskiego jest cienka ironia i czarny humor. To wyróżniki, które bodaj najbardziej – obok myślistwa – łączą go z Bartoszem Marcem. Błyskotliwość spostrzeżeń, dzięki którym obaj rozmówcy doskonale się porozumiewają, daje też ostrogę wyobraźni czytelnika.
"Ukryci w gęstwinie tubylcy posyłali w stronę legionistów bądź to strzały, bądź włócznie, co mogłoby oznaczać, że nie byli nastawieni przyjaźnie" – oznajmia autor książki. Obraz ten uzupełnia wkrótce stwierdzeniem, że w reakcji na ten rodzaj powitania "w wioskach zaprowadzono ołowiany spokój", co stanowi kolejną z próbek niezrównanego stylu reportera.
Albiński nie należy do gawędziarzy i, jak się zorientowałem, jedynym na niego sposobem jest zadawanie precyzyjnych pytań. Odpowiada krótko, rzeczowo zwykle z ironią. Odnoszę wrażenie, że wyobraźnię tego pisarza poruszają nie emocje czy idee, a konkrety. To za ich sprawą uruchamia się mechanizm wspomnień.
W jednym z nich występuje matka przyszłego literata, Janina Albińska. Wezwał ją przed swoje oblicze dyrektor warszawskiego gimnazjum im. Górskiego. Wyraźnie strapiony, nie wiedział, jak zacząć. W końcu wyrzucił z siebie powód niepokoju.
Wojtuś chce zostać dziennikarzem. – Owszem. – Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie. – Czy pan dyrektor uważa ten wybór za chybiony? – Proszę pani – powiedział z naciskiem pan Bogdanowicz – czy pani chce, aby Wojtuś przez całe życie kłamał?
O tym nie ma mowy. Zarówno książki Wojciecha Albińskiego, jak i jego biografa, to reportaż uczestniczący – szczera prawda z pierwszej ręki. Dyktowana własnym spojrzeniem, przefiltrowanym przez osobisty warsztat literacki, jak choćby w takim przebłysku geniuszu:
Tu mignęła zebra, tam podniosła łeb żyrafa, nieco pyłu wzbił biegnący struś. Wojtek doszedł do wniosku, że stwarzając te zwierzęta, Bóg musiał się dobrze bawić.
Co ciekawe, świat przywoływany w książce Bartosza Marca egzotyką szczególnie nie epatuje. Przeciwnie, jego rozmówca zda się twierdzić, że życie w bezpośrednim zetknięciu z dziką afrykańską przyrodą to tylko odmienny aspekt kulturowych osiągnięć światowej cywilizacji.
Choćby obyczaj zaślubin w murzyńskich plemionach, związany z tradycją włączenia w posag panny młodej określonej liczby krów. Wbrew powszechnym opiniom o barbarzyństwie tak jawnie "interesownego" podejścia w kwestii małżeństwa, Wojciech Albiński uważa ów zwyczaj za sprawdzony i chwalebny. Pan młody jest przez to zobowiązany do okazywania głębszego szacunku żonie, jak i rodzinie hojnego teścia.
Dość szybko nauczyłem się także, że pisarz powinien unikać point i podsumowań, które są z natury fałszywe: chybione albo niewystarczające. Nie wolno stawiać kropek, bo to sprzeczne z ideą literatury – przekonuje Albiński.
Wojciech Albiński, prozaik, urodził się 27 stycznia 1935 roku w Warszawie. Ukończył Wydział Geodezji i Kartografii na Politechnice Warszawskiej. W 1963 wyemigrował z Polski. Mieszkał w Paryżu, Genewie, po czym przeniósł się do Afryki. Przez wiele lat mieszkał w Botswanie i w Republice Południowej Afryki. Pracował jako geodeta. Jako student uczestniczył w 1956 roku w zakładaniu dwutygodnika literackiego "Współczesność". Publikował wiersze i krótkie formy prozatorskie. Po wyjeździe z Polski kilka utworów ogłosił w paryskiej "Kulturze".
W 2003 roku sześćdziesięcioośmioletni wówczas Albiński opublikował pierwszy zbiór opowiadań afrykańskich "Kalahari", za który otrzymał w 2004 roku nagrodę im. Józefa Mackiewicza i nominację do literackiej nagrody Nike. Tematem jego książek jest Czarny Ląd, historyczne i społeczne przemiany tego kontynentu.
Bartosz Marzec, urodził się 10 listopada 1979 roku w Warszawie. Dziennikarz, reporter i recenzent literacki. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2004–2011 pracował w dziale kultury dziennika "Rzeczpospolita" (na stanowisku reportera), od października 2011 pracuje w miesięczniku "Łowiec Polski" (na stanowisku redaktora). Autor książki "Na wzgórzach Idaho", (Muza, Warszawa 2008) – opowieści o Bronisławie Zielińskim, tłumaczu Ernesta Hemingwaya, Johna Steinbecka i Trumana Capote'ego.