Nie czytałam wcześniejszych dzieł Wajraka, ani tych, które pisał sam, ani tych napisanych z żoną, Nurią Selvą Fernández. Nieregularnie, choć zawsze z dużym zainteresowaniem, czytam jego teksty w "Gazecie Wyborczej". Po "Wilkach" doszłam jednak do wniosku, że było to z mojej strony niewybaczalne przeoczenie, bo takiej dawki wiedzy o świecie, jaką dostałam od tego sympatycznego faceta z hoplem na punkcie przyrody, już dawno nie dostarczyła mi żadna powieść ani reportaż.
Być może "Wilki" czyta się tak dobrze, bo to nie książka tylko o zwierzętach, ale też jakiś rodzaj autobiografii. Jeśli rozłożyć ją na czynniki pierwsze, znajdziemy tu wszystkie elementy wciągającej lektury: życiową, na pozór dość szaloną, przygodę (decyzja o wyprowadzce do puszczy), miłość (napotkana na miejscu Nuria), wyraziści bohaterowie (nie tylko charakterne wilki, ale i rezolutna suczka Antonia, dla której ta książka jest poniekąd hołdem). Książka wciąga, bo w świat wilków wchodzimy powoli, oswajając się z nimi tak samo jak autor, który też przyjechał do Puszczy Białowieskiej pełen lęków i – jak się później okaże - mocno krzywdzących uprzedzeń wobec wilczego rodu.
No bo jak nie bać się wilka? Wajrak świetnie pokazuje, że lęk przed tym zwierzęciem mamy w europejskiej kulturze głęboko wdrukowany w podświadomość. Obok opisów puszczańskich przygód autora z wilkami w roli głównej, niezwykle zresztą wciągających i pełnych kapitalnego humoru, jest w "Wilkach" miejsce na bardzo ciekawą analizę ludzko-wilczych stosunków na przestrzeni wieków. Historię koegzystencji mamy bogatą, bo przecież dzisiejsze psy to potomkowie udomowionych w zamierzchłych czasach wilków, które korzystały z resztek jedzenia pozostawianych przez naszych antenatów.
Wajrak koncentruje się na Europie, choć może ciekawie byłoby się też dowiedzieć, jak układały się one w innych częściach świata. Na naszym kontynencie mamy Czerwonego Kapturka, mit wilkołaka, powiedzenie “człowiek człowiekowi wilkiem”. Antywilcze nastroje przybierały często rozmiary psychozy, jak choćby w XVIII-wiecznej Francji, gdzie istniała nawet funkcja Wielkiego Łowczego Wilków Królestwa albo we współczesnej Norwegii, gdzie na wilki – rzekomo stwarzające zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi - urządza się wielkie państwowe łowy, choć jest ich tam raptem… trzydzieści.
Wajrak tę psychozę w swojej książce subtelnie dekonstruuuje. Dowodzi, że wiele z tych obaw, także dzisiejszych, niekoniecznie miało realne podstawy i wzbudzane były niejako wtórnie, jako psychologiczne uzasadnienie dla rzezi, którą my, ludzie, szykowaliśmy (i szykujemy) wilkom dla przyjemności albo z czysto ekonomicznych względów.
"Oto dlaczego przypisywano im cechy demoniczne" – pisze Wajrak. - "Czy nie po to przyprawiamy naszym wrogom propagandową gębę, żeby usprawiedliwić ich zwalczanie? Ten mechanizm działa zarówno w odniesieniu do ludzi, jak i zwierząt. Dzik jest dziki – nie odważny, lis chytry i przebiegły – a nie mądry, wilki zarzynają – a nie polują".
Na szczęście ta historia nie jest czarno-biała i przyjemnie się dowiedzieć, że Polsce przypada w niej stosunkowo często całkiem chlubne miejsce.
"Na tle europejskiej paniki w państwie Jagiellonów sprawach wilczych panowało coś, co można nazwać dziś luzem i nonszalancją".
Co też niezwykle ciekawe, ludzie, którzy na co dzień obcują z wilkami – jak mieszkańcy okolic Puszczy Białowieskiej – są zupełnie wolni od lęku wobec tego gatunku