Drugą płaszczyzną jest tworzenie sztuki, jako że w swoich pracach poruszam zagadnienia wywodzące się z moich osobistych doświadczeń, ale patrzę też z szerszej perspektywy na otaczające mnie kwestie polityczne, które szczególnie w Izraelu bardzo trudno jest ignorować. W obecnej sytuacji niezajmowanie stanowiska też jest stanowiskiem. Mój niedawny duet z Tomerem Damskim pt. ”Okaż wstrzemięźliwość” opowiada o dorastaniu z tym jakże bojowym, ekstremalnym podejściem do własnego ciała, duszy, postrzegania własnego ”ja” kształtowanego przez otaczające zewsząd militarne narracje. Jak mogę — jako kobieta, performerka, osoba żyjąca w tym kraju — wykorzystać te zagadnienia i przekształcić je w protest, coś kwestionującego i przełamującego szum informacyjny, a może nawet docierającego z przekazem przez ten szum? Zajmuję się polityką, ale chcę o niej mówić za pośrednictwem własnego medium, które daje mi szansę na otwarty dialog z wykorzystaniem ciała i ruchu. Przekładanie tego na słowa jest dla mnie ograniczające. W projekcie ”Okaż wstrzemięźliwość” użyliśmy bardzo prowokacyjnych słów, które w Izraelu niosą w sobie duży ładunek i odzyskaliśmy je dla siebie z wykorzystaniem naszych ciał i głosów.
Bardzo dobrze się to sprawdza na poziomie mikro — praca z empatią, zwracanie uwagi na subtelne relacje między ciałami w trakcie tańca czy choreografii, a następnie uświadamianie widzom, jakie są relacje między nimi samymi. Dla mnie ma to znaczny wymiar polityczny i myślę, że przestrzenie galerii są bardzo interesującym miejscem na taki przekaz. W porównaniu z teatrem widzowie znajdują się w innej odległości od performerów i mogą z większą swobodą decydować, czy chcą pozostać w danej przestrzeni, czy ją opuścić. Jakie różnice zauważasz jako choreografka, gdy pracujesz w galerii zamiast na scenie?
W 2014 roku otrzymałam zaproszenie od Muzeum Sztuki w Petach Tikwa, aby stworzyć dzieło, które zatytułowałam ”Punkt kulminacyjny”. To była ciekawa okazja do zajęcia się tematem samego muzeum, które często pokazuje prace z przeszłości w teraźniejszości. Chciałam retrospektywnie wykorzystać wyłącznie swoje dzieła z przeszłości i zastanowić się nad własną ”muzealnością”, ale jednocześnie pobawić się tym zagadnieniem na moich warunkach. Poprosiłam grupę tancerzy, aby pomogli mi wybrać kulminacyjne momenty z moich poprzednich dzieł i aby nauczyli się ich z materiałów wideo, nie zwracając uwagi na pierwotną obsadę, płeć i narracje. Powtarzając jednomiarowo te kulminacyjne fragmenty przearanżowane na formy okrągłe i liniowe, stworzyłam taniec niemal folkowy. Od czasu do czasu byli do niego zapraszani ludzie, jednak chciałam też, aby oglądali go pod różnymi kątami i z różnych perspektyw. Szczególnie zainteresowało mnie to, że leksykon wypracowany w wyniku różnych badań i procesów, który często nawiązywał do bardzo osobistych zagadnień, stał się podstawą wzajemnej komunikacji między członkami grupy, a także między grupą a widzami. Efektem było trzygodzinne przedstawienie, które było dość długo pokazywane. Niezwykłym doświadczeniem było dla mnie obserwowanie, jak tancerze zmieniają swój stan i fizyczność, a także branie udziału w tych zmianach w tak bezpośredniej bliskości, jakiej nie daje teatr. Była to również okazja, aby nauczyć się rezygnować z ciągłej kontroli i zaakceptować fakt, że ludzie sami decydują, jak postrzegać dane dzieło, i że niektórych detali mogą nie zobaczyć. Z czasem zrozumiałam też, że elementem tego dzieła była choreografia publiczności poruszającej się w przestrzeni naszego projektu. Podążając za tancerzami podczas występu, widzowie dokonywali wyborów i jednocześnie uświadamiali sobie, że są widzami. Stopniowo wpłynęło to również na choreografię i przyjętą w ramach projektu strategię przykuwania wzroku widzów oraz wywoływania w nich ciekawości, zaangażowania i zaskoczenia. Wymagało to także pewnej elastyczności i otwartości ze strony performerów, ponieważ nie wiedzieli, jak ludzie zareagują i jakie miejsce zajmą. ”Punkt kulminacyjny” kończy się tak, że widzowie pozostają w jednej przestrzeni z performerami, mimo że akcja już się nie toczy. Ciekawie było obserwować, jak w przestrzeni muzeum wypełnionego przez trzy godziny obcymi osobami, którym zaproponowano wspólne spędzenie czasu, powstała więź, która nie zależała już od samego występu i po jego zakończeniu utrzymała się na silnym poziomie. Od tamtej pory chcę przenieść to doświadczenie do przestrzeni teatru.