Zestawmy te dwa tytuły, ostatniego tomu wierszy Aleksandra Wata (1900-1967) wydanego za jego życia i tomu, który autor przygotowywał prawie do samej śmierci: Wiersze Śródziemnomorskie - Ciemne świecidło. W ich środku, jak pestka, ukryte jest łacińskie słowo oznaczające śmierć: MORS.
W twórczości poetyckiej Wata - znanego przed wojną futurysty, który potem na trzydzieści lat prawie zaniechał pisania wierszy, by odżyć w połowie lat pięćdziesiątych jako poeta zaskakująco nowoczesny, wielbiony przez młodszych kolegów po piórze - lata sześćdziesiąte to okres bardzo płodny, obfitujący w niezwykle oryginalne, trudne wiersze, a także nowe poszukiwania formalne (tzw. "Naszepty magnetofonowe"). Jest to zarazem czas rozterek egzystencjalnych, z jednej strony swoistego zawieszenia pomiędzy krajem a emigracją, z drugiej - ostatecznego zawieszenia między życiem a śmiercią (czego wstrząsające świadectwo stanowi tzw. "Ostatni zeszyt", zawierający kolejne pożegnania z bliskimi przed, wciąż odraczanym, odejściem). W tym znaczeniu ta późna poezja ma charakter testamentu czy pożegnania.
Przypomnijmy fakty. W okresie liberalizacji (rok 1956) Wat liczył na stanowisko attaché kulturalnego w Atenach. Można tylko spekulować, jakimi wierszami zaowocowałby kilkuletni pobyt w samej kolebce kultury antycznej a zarazem w miejscach, gdzie zachowały się ślady podróży pierwszych apostołów i gdzie św. Janowi, na wyspie Patmos, objawiła się Apokalipsa. Gdy nic z tych planów nie wyszło, cierpiący na przewlekłą chorobę psychosomatyczną poeta szukał innych sposobów na pobyt w przychylniejszym (zarówno meteorologicznie, jak i politycznie) klimacie i od końca lat pięćdziesiątych faktycznie mieszkał z rodziną na Zachodzie, w południowej Francji i we Włoszech. Wciąż jednak wahał się przed zerwaniem z krajem, obawiając się utraty kontaktu z czytelnikami swojej poezji. Stąd próby wydrukowania w Warszawie Wierszy Śródziemnomorskich.
Jest rok 1962. W lipcowym numerze "Twórczości" ukazują się należące do tego tomu Pieśni wędrowca - z wyjątkiem skonfiskowanej przez cenzurę (centralną bądź redakcyjną) pieśni szóstej. Wiersze z drugiego cyklu tomu (Sny sponad Morza Śródziemnego, łącznie z wierszem nazwanym później "Poezja") ukazują się na łamach "Nowej Kultury".
Równocześnie Wat daje się poznać jako sowietolog. W początkach lipca uczestniczy w konferencji w Oksfordzie, na której wygłasza referat o semantyce socrealizmu (zaś poetyckim owocem tego wyjazdu jest niezwykły poemat Żółw z Oxfordu). Już wcześniej, na zamówienie Jerzego Giedroycia, Wat napisał obszerny wstęp do wydanych w Bibliotece "Kultury" opowiadań rosyjskiego dysydenta Andreja Siniawskiego, ale opublikował ten tekst pod pseudonimem. Wciąż czekał na wieści z Polski, na wiadomość o ukazaniu się Wierszy Śródziemnomorskich w PIW-ie. Po konfiskacie jednej z Pieśni wędrowca w "Twórczości" mógł się liczyć z przepadkiem całego tomu. Pod koniec grudnia otrzymał egzemplarz sygnalny - bez cięć cenzury, z bezbłędną korektą. I cisza. Podejrzewał, że być może cały nakład prócz tego jednego egzemplarza został przeznaczony na przemiał.
W tej sytuacji Wat czyni starania o druk Wierszy Śródziemnomorskich w Paryżu - na łamach "Kultury" albo w osobnym tomiku nakładem Instytutu Literackiego. Śladem tych zabiegów pozostał obszerny tekst przedmowy do planowanej publikacji zagranicznej, która nie doszła do skutku, jako że zaczęły się w prasie krajowej pojawiać recenzje Wierszy Śródziemnomorskich, co oznaczało, że książka nie została unicestwiona, że nakład nie poszedł na przemiał.Tekst "Na wypadek konfiskaty..." wprowadza interesujący wątek zaginionego, dziewiątego snu z drugiego cyklu Wierszy Śródziemnomorskich. Chodzi o wiersz będący zapisem snu, który przydarzył się poecie w trakcie pracy nad poematem, wiersz spisany nad ranem, na krawędzi między snem a jawą. Bohaterem snu był zmarły przyjaciel autora, krytyk Andrzej Stawar (Edward Janus). We śnie występował jako Edward, w objaśnieniu Wat chciał podać nazwisko, pod którym był znany i to właśnie okazało się kością niezgody - Stawar przed śmiercią mieszkał w Maisons-Laffitte, szykował tom szkiców do publikacji w Bibliotece "Kultury". Wat uniósł się honorem i wraz z kwestionowanym objaśnieniem usunął cały wiersz. Co się z tym usuniętym wierszem stało? Może był nim Sen, opublikowany w "Kulturze" (1963 nr 11)? Ale w obszernym komentarzu do tego wiersza wcale nie pojawia się przybrane bądź prawdziwe nazwisko Stawara - a trudno przypuszczać, żeby Wat, który z powodu niecenzuralności tego nazwiska usunął cały wiersz z edycji warszawskiej, sam pominął je w komentarzu, ogłoszonym w emigracyjnym miesięczniku. Zagadka pozostaje nierozwiązana, niczym zaginiony rozdział jakiejś zaszyfrowanej księgi.
Wróćmy do historii tych wierszy. Wiosną roku 1963 Wat zdecydował się ostatecznie "wybrać wolność" we Francji, 28 maja uzyskał status bezpaństwowca. Z punktu widzenia losów wydawniczych jego poezji oznaczało to konieczność znalezienia sobie miejsca w ograniczonej przecież przestrzeni czasopism i wydawnictw emigracyjnych. Jerzy Giedroyc wydrukował garść wierszy na łamach "Kultury". Wat wystąpił do niego 24 listopada 1963 z konkretną propozycją książkową: "nie wybór wierszy, bo na to zawsze czas, ale zbiorek nowych wierszy (około 3 arkuszy), do których doszłyby 'Wiersze Śródziemnomorskie' (z dodatkiem usuniętych przez cenzurę). Wydano w 2250 egzemplarzach, ale rozeszły się w ciągu miesiąca i wiem, że teraz w związku ze skandalem egzemplarze były sprzedawane na czarnej giełdzie książek". Giedroyc z propozycji nie skorzystał - realizacją autorskiego zamysłu łącznego wydania cyklu Ciemne świecidło i Wierszy Śródziemnomorskich jest poniekąd dopiero tom wydany w roku 2008 w Gdańsku.
W Londynie Krystyna i Czesław Bednarczykowie, oboje poeci, zamieścili spory, reprezentatywny wybór wierszy Wata, nowych i starszych, na łamach swego kwartalnika "Oficyna Poetów" (maj 1967). I oni jednak nie poważyli się na wydanie całego tomu.
Na taki akt "wydawniczego szaleństwa" zdecydował się właściciel paryskiej "Libelli", Kazimierz Romanowicz ("wydanie na emigracji tomu poezji jest wydawniczym szaleństwem", pisał w liście do Wata 10 lutego 1967 roku). Tom wierszy Wata miał być początkiem nowej serii, poświęconej poezji. Rozpisano subskrypcje, korekty krążyły między Romanowiczem, Watem a wybitnym malarzem Janem Lebensteinem, zaprzyjaźnionym z Aleksandrem i Olą Watami, który podjął się zaprojektować układ typograficzny tomu. Stan zdrowia poety pogarszał się jednak coraz szybciej - Wat zdążył pousuwać niektóre wiersze z planowanego tomu, pozmieniać kolejność innych, ale edycji książkowej nie doczekał. Ukazała się w parę miesięcy po jego śmierci, opatrzona datą MCMLXVIII.
Wspomniałem o testamentowym charakterze późnej poezji Wata. Wiele wierszy, nie tylko tych, które opatrzone zostały nadtytułem "Z cyklu: Przypisy do ksiąg Starego Testamentu", ma taką właśnie genezę - są to wiersze współczesne, odwołujące się do aktualnych wydarzeń, jak zabójstwo prezydenta Johna F. Kennedy'ego (+++"Weźmij lutnię"), ale używające języka biblijnego, przez co wydarzenia z historii najnowszej nabierają starotestamentowego dostojeństwa. Obok nich są też wiersze odwołujące się do realiów Nowego Testamentu, a zwłaszcza do opisów Męki Pańskiej (+++"Druhowie jedli...", +++"Skoro wiesz...", +++"Gdy drżał w śmiertelnych potach"). Tu proces jest jakby odwrotny: zamiast sakralizacji aktualnych wydarzeń mamy do czynienia z aktualizacją sacrum. Aktualizacją, która dokonuje się przez przyjęcie cierpienia na siebie, przez włożenie sobie na głowę cierniowej korony.
W takiej optyce ostatnie dwa tomy wierszy Wata - Wiersze Śródziemnomorskie i Ciemne świecidło - rysują się jak dwa jego poetyckie testamenty. Pierwszy, pozostawiony w Starym Kraju, miał być pożegnaniem z wiernymi czytelnikami. Drugi, pisany do ostatnich chwil - obolem, wziętym na drogę w ostatnią, najtrudniejszą wędrówkę.
Obolem, bo poezja Wata od samego początku, od poematu JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka (1920) była synkretyczna, z różnych czerpiąca źródeł. W młodości synkretyzm ten wynikał niewątpliwie z niezwykle rozległych lektur. W latach powojennych do lektur doszły wrażenia, odbierane podczas pobytów we Włoszech i w południowej Francji, na dawnych terenach Cesarstwa Rzymskiego. W południowych Włoszech szukał Wat przede wszystkim śladów Wielkiej Grecji.
Słowo testamentum etymologicznie wiąże się z czasownikiem "świadczyć". (Wat jako wielki świadek XX wieku to już w tej chwili topos.) W klasycznej łacinie słowo testa oznaczało cegłę, ale także gliniane naczynie, skorupę i skorupiaka ("jestem ledwo-ślimakiem", czytamy w Snach sponad Morza Śródziemnego), okładkę (motyw skóry jako oprawy książki występuje w trzeciej "Odzie", inny wiersz, bez tytułu, rozpoczyna się słowami: "Rękę przybił mi gwoździem do księgi / oprawionej w skórę i modrzew"). W ludowej łacinie, a potem w języku włoskim testa oznacza też głowę. Rzeczownik testis to świadek, ale też jądro ("Ciężkie jądra zmuszają ich do przyklękań" - czytamy w wierszu W kawiarni literackiej). Ta siatka znaczeń i skojarzeń wyznacza horyzont późnej poezji Wata, zarazem intelektualnej i zmysłowej, opartej o konkret i zanurzonej w świecie organicznym, książkowej i przeżytej na własnej skórze.
Aleksander Wat, który w młodości zaczął pisać powieść pod tytułem "Powieść", po wojnie wrócił do życia literackiego tomem pod tytułem Wiersze i pozostawił wspomnienia, które funkcjonują pod ambitnym tytułem Mój wiek. Pamiętnik mówiony, mógłby śmiało ostatnie dwa tomy swoich wierszy określić mianem: "Moje testamenty". Żegna się w nich ze światem, po raz ostatni opiewając jego urodę; w Wierszu ostatnim, napisanym niespełna dwa miesiące przed śmiercią, opisuje schodzenie, które jest zarazem schodzeniem do paryskiego metra (stacja Chatelet) i schodzeniem do Podziemia, z akordeonistą-Charonem i Olą-Eurydyką, a równocześnie - i w tym tkwi cała wielkość poezji Wata - głębokością, na jakiej kopie się grób: "to tylko trzy łokcie pod ziemią". Pożegnanie staje się w ten sposób ostateczne.
Autor: Jan Zieliński, październik 2009
Niniejszy szkic jest poszerzoną i zmienioną wersją posłowia do: Aleksander Wat, Wiersze Śródziemnomorskie. Ciemne świecidło. Opr. Jan Zieliński. Gdańsk 2008, słowo/obraz terytoria, Biblioteka Mnemosyne.