Wszędobylska jest opowieść o mężu-strzygoniu, który po śmierci przychodzi do swego gospodarstwa i odwiedza żonę. Nie jest to jednak temat romantycznej ballady, a prawdziwie polskie chłopskie realia – wspomniany przez Franciszka Gawełka w 1910 roku strzygoń Grzegorz G. ze wsi Siołkowa chodził do swojej żony "przez trzy miesiące, sprzątał wszystko po domu, rąbał drzewo, nosił wodę. a nawet miał z nią siedmioro dzieci". Jakkolwiek spłodzenie siedmiorga dzieci w ciągu trzech miesięcy zdawać się może karkołomne nawet dla żywego trupa, to o strzygoniowym potomstwie piszą prawie wszyscy. Zdaniem Kolberga "dziecko po strzygoniu umarłym bywa mizerne, chude, bladej cery, chowa się do pewnego jedynie czasu i zazwyczaj nie dorósłszy młodzieńczego wieku, umiera", choć zmarły ojciec o gospodarstwo troszczy się należycie, bo "płoty grodzi, młóci w stodole, sieczkę rznie na skrzynce". Zazwyczaj strzygonie są bardzo zazdrosne o wdowy po nich; Ciszewski pisze o chłopie, co "po śmierci chodził do swojej żony, sieczki jej narznął dla bydła, drzewa urąbał, uprzątnął podwórze, ale nie pozwolił nic o tem nikomu wspominać, gdyż w przeciwnym razie łeb jej urwie". W zapiskach Kolberga z Kieleckiego znajdujemy z kolei dość przerażającą śpiewkę o parobku, który ożenił się z wdową. Nowożeniec nie miał jednak szczęścia, bo:
nieraz ledwie żywy musiał w nocy umykać.
Na cworakach łaziło; a całe nagie było;
przeskadzało i jęcało, tłukło i łóżko dźwigało
póki z izby nie wylaz(ł),
Kiej leżał w cierpliwości, miał pod pachą świętości…
to go gdowa śturcha, wzywa:
«idź-ze głąbiu, choć do chlewa, niebosyk cię nie śćierpi».
Ów zazdrosny "niebosyk" zostaje w końcu przegnany dzięki poradom proszalnego dziada (które sugerują, że mógł to być w rzeczywistości całkiem żywy gach ciepłej wdówki). Inny sposób na męża-strzygonia opisała Stefania Ulanowska w publikowanym w dzienniku "Czas" etnograficznym cyklu "Z górskiego zacisza" (1886). Historia rozpoczyna się dość typowo: zmarły mąż przychodzi nocą i pracuje na gospodarstwie. Małżonkowie nonszalancko obnoszą się ze swoją pośmiertną relacją, kobieta "się już z tem nawet nie kryła i przez ten czas dwoje dzieci z nim miała; dzieci te wychowały się doskonale, dziś, starszy chłopak pasie już krowy, a dziewczynka gęsi", jednak w końcu sprzykrzył się jej związek z nieboszczykiem, i aby go zakończyć, uderzyła w najczulszy punkt martwego serca:
wieczorem tedy, o tym czasie, gdy strzygoń zwykle przychodził, kobieta rozplotła sobie włosy, u górali bowiem mężatki nie ucinają warkocza, tak jak w krakowskiem, i zaczęła się czesać. Dopiero tamten wchodzi i pyta się, co ona robi takiego? A ona powiada, że się chce zapleść z wieczora, bo nazajutrz rano idzie do ślubu z takim a takim parobkiem. Strzygoń ryknął okropnym głosem, że aż szyby w oknach zabrzęczały, ze złością wyleciał z chałupy i potem już nie pokazał się więcej.