Rysunki są wariacjami na temat tych zamierzchłych i mglistych z wydarzeń. Poprzez komiksową formę i swoją treść mają zachęcać młodzież do zainteresowania się dziejami naszego kraju. - Ponieważ niezbyt dobrze pamiętam z lekcji religii żywotów świętych, a także losów na przykład Popiela, sięgnąłem do internetu, gdzie znalazłem trochę, co prawda niepełnych i często sprzecznych, ale w sumie wystarczających informacji. Przekonałem się, że przeważnie są to historie zawiłe, każda ma kilka wzajemnie wykluczających się wersji i tylko z najwyższym trudem potrafiłem uchwycić główny wątek - wyjaśnia Maciej Sieńczyk.
Święty Wojciech zabity przez Prusów
Wojciech urodził się w 956 roku w książęcym rodzie Sławnikowiców w czeskich Libicach. Jego nauczycielem i wychowawcą w Magdeburgu, gdzie się kształcił, był miejscowy arcybiskup Adalbert. Gdy w 981 roku Adalbert zmarł, Wojciech wrócił do Pragi i znalazł się w otoczeniu pierwszego biskupa tego miasta, Dietmara.
Za namową cesarza Ottona III i w porozumieniu z Bolesławem I Chrobrym w 996 roku biskup Wojciech przybył do Polski, aby podjąć misję wśród pogańskich Prusów. Byli oni jednak wrogo nastawieni do misjonarza i głoszonej przez niego wiary. Działalność biskupa Wojciecha zakończyła się bardzo szybko - został zamordowany przez pogańskiego kapłana, prawdopodobnie 23 kwietnia 997 roku. Ciało męczennika wykupił Bolesław Chrobry za tyle złota, ile ważyło i uroczyście sprowadził do Gniezna. Dwa lata później, papież Sylwester II na prośbę cesarza niemieckiego Ottona III kanonizował Wojciecha.
W 1000 roku odbył się się słynny zjazd gnieźnieński, na który - z pielgrzymką do grobu Świętego Wojciecha - przybył między innymi cesarz Otton III. Podczas zjazdu ogłoszono utworzenie Metropolii Gnieźnieńskiej z podległymi Biskupstwami: we Wrocławiu, w Krakowie i Kołobrzegu. Cesarz opuścił Gniezno z relikwią ramienia świętego. Jej części zostały umieszczone w Akwizgranie i w Rzymie. Kult świętego szybko rozszerzył się na wiele krajów Europy - uznaje się go za patrona Czech, Prus, czasem także Węgier. W ikonografii jest przedstawiany z orłem, paliuszem, wiosłem i włócznią, którą został zabity.
- Ilustrację przedstawiającą losy św. Wojciecha wykonałem na podobieństwo starodawnego kobierca, gdzie osią jest pal z nabitą na nim głową, otoczony dekoracyjnymi trawkami, pośród których toczy się akcja zmierzająca do smutnego finału. Był to pierwszy rysunek z serii i przysporzył mi najwięcej pracy, ze względu na liczne postaci Prusów, czyhających na śpiących misjonarzy - mówi Sieńczyk.
Żródło: www.polskieradio.pl
Jak złego Popiela zjadły myszy
- O Popielu czytałem w młodości komiks, więc prawie odruchowo sięgnąłem po tę nieco wyświechtaną legendę. W miarę możności wyeksponowałem w dekoracyjny sposób rany, jakie zadają jemu i jego podstępnej żonie myszy wgryzające się w ciało - mówi Sieńczyk.
"W kruszwickim zamku żył Popiel stary
Co za swe zbrodnie doznał słusznej kary
I choć to dziwne, każdy w to wierzy,
Że małe myszki zjadły króla w wieży.
Zdawałoby się, że wody Gopła są takie spokojne. Leciutko kołysane wiatrem fale igrają w promieniach słońca i kuszą do zabawy. Ale burzową nocą, gdy huczy wiatr, niosą się od jeziora groźne pomruki, jęki i westchnienia. Kto w taką noc odważy się zbliżyć do jego brzegów usłyszy straszną opowieść...
Przed wiekami, nad wodami Gopła wznosił się warowny gród Kruszwica. Rządził tu król Popiel – zły i okrutny, a jego miecz obficie spływał krwią poddanych. Do najbardziej niecnych czynów podjudzała go jednak żona Gerda, piękna i podstępna Niemka. To ona wymyślała coraz to nowe i okrutniejsze udręki dla ludu.
Miał król Popiel swą radę starszych, w której zasiadali jego stryjowie. Ale nie w smak mu było słuchać ich rad, a Gerda stale podsycała jego chełpliwość:
– Co z ciebie za król, mój Popielku, kiedy musisz dawać posłuch tym starcom – mówiła – Tyś król i pan, a starców trzeba się pozbyć, bo stracisz tron.
Nie minęło wiele czasu jak uradzili, że stryjów pozbyć się trzeba podstępem.
Przedtem jednak, bo tak kazał zwyczaj, Popiel udał się do siwowłosego wróża, by ten powiedział co się wydarzy, jaki będzie los króla i tronu. Długo czekał Popiel na wyrocznię, aż usłyszał:
– Królu, twoja władza jest silna, silna podstępem i orężem, ale ponad twoją władzę są myszy – i dodał – Panie, strzeż się myszy!
– Cóż pleciesz starcze, ja mam się bać myszy? – zdziwił się Popiel ja, który nie boję się wilków, żubrów i niedźwiedzi, mam się lękać małych myszy?
Nie przejął się Popiel tą wróżbą, która zdała mu się wielce śmieszną i wcale nie myślał zaniechać ułożonego planu pozbycia się stryjów. Gdy minęła pora zasiewów posłał umyślnych z pokłonami i zaproszeniem stryjów na zamek kruszwicki. Zdziwili się stryjowie, zastanawiali, ale w końcu uznali, że Popiel musiał się zmienić, pragnie zgody z rodziną i postanowili przyjąć zaproszenie. Przybyłych do Kruszwicy stryjów już na zamkowym dziedzińcu powitał Popiel uniżonymi przeprosinami:
– Przyjmijcie stryjowie moja skruchę, zapomnijcie urazy. Kłaniam się waszej mądrości i o rady śmiem prosić. Najpierw jednak trzeba wam odpocząć i posilić się, bo strudzeni jesteście drogą – i dodał – Zapraszam stryjowie na ucztę pojednania.
Gerda, zawsze zimna i wyniosła, była teraz przymilna i z uśmiechem zapraszała do uczty, częstując gości dziczyzną, miodem i chłodnym piwem. Kiedy biesiadnikom miód uderzył do głów, odprawiła wszystkie sługi i sama przyniosła z piwnicy dzban przedniego miodu, który po drodze zaprawiła trucizną. Polała miód stryjom, skrzętnie omijając puchar Popiela.
Pojął wtedy Popiel, że oto stało się i przeraził się tym czynem, ale było już za późno, bo po chwili goście zaczęli padać z ław. Zwijali się z okrutnego bólu, wydawali nieludzkie jęki i wołali z przerażeniem:
– Zdrada! Trucizną nas bratanek napoił! Pomsta mordercy! Najstarszy z nich, Mieszko, przed śmiercią jeszcze wychrypiał:
– Klątwa na was, na cały ród Popielów!
– Przeklinam was, a śmierć wasza niech będzie straszniejsza od naszej!
Chwilę jeszcze słychać było jęki i krzyki, aż nagle wszystko ucichło, tylko za grubymi murami wył wiatr, a niebo przecinały błyskawice. Gerda szybko wzięła się do dzieła, potrząsnęła oniemiałym Popielem i nakazała mu pomoc w uprzątnięciu ciał. Przywiązawszy każdemu kamień do nóg, pod osłoną nocy, wrzucali ciała stryjów do huczącego jeziora. Nazajutrz rano, nagabywani o gości opowiadali:
– Pewnie stryjom nie podobało się u nas.
– Wyjechali nocą, chociaż ostrzegaliśmy ich przed burzą. – Żeby tylko nic im się nie stało! Czyniono poszukiwania zaginionych, ale bez skutku.
Rozpaczały rodziny sądząc, że ich bliscy utonęli w czasie burzy podczas przeprawy przez Gopło... Ludzie z okolicy zaczęli się domyślać, że w zamku stało się coś strasznego, ale groźba śmierci zamykała im usta. Popiel, teraz już pewien swego tronu i bezkarny, łupił swój lud, coraz cięższe stosował kary i w coraz większe obrastał bogactwo, które trwonił na hulankach i pijaństwie.
I tak jakiś czas było i tak pewnie dalej by się działo, gdyby nie nadszedł czas kary. W zamku niespodziewanie pojawiły się myszy. Tysiące myszy, które dziwnie dysząc, maszerowały od strony jeziora. Na nic zdała się walka z nimi. Z każdej sieczonej na pół myszy pojawiały się dwie następne, a ilość ich wciąż rosła i rosła. Naraz Popiel pojął, że oto spełniła się klątwa stryjów i że z ich ciał lęgnie się ta złowroga plaga.
– Musimy uchodzić na wyspę, schronić się w wieży! – wołał Popiel.
Dopadli do brzegów jeziora, do łodzi. Wiosłując zaciekle, co sił uciekali przed goniącymi ich stworzeniami. Dopadłszy wreszcie wieży, zamknęli solidne, żelazem okute wrota, wdrapali się na sam szczyt i wtedy z ulgą odetchnęli:
– Tu jesteśmy bezpieczni, tu nas nie dopadną! Wychylił się jeszcze Popiel, spojrzał w dół i aż cofnął z osłupienia – myszy przepłynęły jezioro i obległy wieżę. Za chwilę drobnymi ząbkami przegryzły kute wrota i z piskiem pędziły w górę. W mgnieniu oka zjadły króla Popiela i jego żonę i... zaległa cisza. Jedynym dźwiękiem, który zakłócał nagłą ciszę był brzęk królewskiej korony, toczącej się po schodach wieży.
Przyszła zima, ziemię otulił kożuch śniegu, a kruszwicką okolicę ogarnął spokój. Niepokój ludzi budziła cisza jaka panowała na zamku. Już od dawna nikt nie wychodził, nie wyjeżdżali konni, nie unosił się dym z komina. Wreszcie młody kmieć odważył się pójść na zwiady i przyniósł przerażającą i zarazem radosną wieść:
– Król nie żyje! – W wieży tylko myszy grasują! – wołał radośnie – Patrzcie co zostało po Popielu! – wykrzyknął i podniósł rękę, w której trzymał koronę króla Popiela.
Taka była kara za podstępny i okrutny mord, za udrękę ludu i o tym opowiada huczące nocą jezioro." - Teresa Brauer
Legenda o Smoku Wawelskim
- Legenda o smoku wawelskim, jest także powszechnie znana, ale zawsze ją warto odświeżyć. Planszę przedstawiającą historię zabicia smoka wystylizowałem nieco na tablicę poglądową z czasów PRL. Rysując krowę wypchaną siarką posłużyłem się starą niemiecką encyklopedią. Także i ta opowieść ma kilka wersji. Raz smoka zabija ubogi szewczyk, raz synowie króla. Po krótkim wahaniu zdecydowałem się na synów króla, bo miałem trudności z narysowaniem ubogiego szewczyka - opowiada rysownik.
Legenda o smoku wawelskim została zapisana po raz pierwszy na przełomie XII i XIII w. przez Wincentego Kadłubka. Król Krak (zwany przez Kadłubka Grakchusem) wezwał do siebie swoich dwóch synów i polecił im zabić smoka (nazywanego tutaj olofagiem, co oznacza całożercę). Mieli tym samym dowieść swojej odwagi i udowodnić, że mogą ubiegać się o tron królewski.
Synowie początkowo próbowali zmierzyć się z potworem, ale po nieudanych próbach uciekli się do podstępu. Podrzucili bydlę wypełnione siarką, a gdy smok rzucił się na nie z właściwą mu chciwością, zginął od płomieni rozszerzających się w jego wnętrzu.
Zmienioną wersję legendy Kadłubka przytacza Jan Długosz w "Historii polskiej". Uważa on, że Kraków został zbudowany jeszcze przez samego Kraka (nazywa go Grakiem). Miasto było, co jakiś czas atakowane przez smoka mieszkającego w jaskini wzgórza wawelskiego. Początkowo, żeby żyć w lepszej komitywie z gadem, podawano mu codziennie trzy bydlęta. Krak jednak obawiał się, że po jego śmierci miasto zostanie zniszczone przez pazernego sąsiada i postanowił pokonać go znanym już podstępem z użyciem siarki. W tej wersji pogromcą smoka jest sam król Krak.
Źródło: www.ciekawykrakow.blogspot.com
Ślepota Mieszka I
- Wykonanie planszy przedstawiającej ślepotę małego Mieszka i jego cudowne ozdrowienie, dało mi najwięcej przyjemności. Tak jak w poprzednich wypadkach, trudno mi było pojąć treść tej legendy. W końcu wyłuskałem z gąszczu zdawkowych i sprzecznych informacji, że mały Mieszko był jako dziecko niewidomy, ale w dniu Postrzyżyn na rozkaz Boga lub Opatrzności nagle przewidział. Wówczas to symbolicznie "przewidział" Polskę jako jednolity organizm państwowy, którego później został założycielem - zdradza kulisy pracy nad cyklem Sieńczyk.
"Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, który pierwszy nosił to imię a przez siedem lat od urodzenia był ślepy. Gdy zaś dobiegała siódma rocznica jego urodzin, ojciec, zwoławszy wedle zwyczaju zebranie komesów i innych swoich książąt urządził obfitą i uroczystą ucztę a tylko wśród biesiady skrycie z głębi duszy wzdychał nad ślepotą chłopca, nie tracąc z pamięci swej boleści i wstydu. A kiedy inni radowali się i wedle zwyczaju klaskali w dłonie, radość dosięgła szczytu na wiadomość, że ślepy chłopiec odzyskał wzrok. Lecz ojciec nikomu z donoszących mu o tym nie uwierzył, aż matka powstawszy od biesiady, poszła do chłopca i położyła kres niepewności ojca, pokazując wszystkim biesiadnikom patrzącego już chłopca.
Wtedy na koniec radość stała się powszechna i pełna, gdy chłopiec rozpoznał tych, których poprzednio nigdy nie widział, i w ten sposób hańbę swej ślepoty zmienił w niepojętą radość. Wówczas książę Siemomysł pilnie wypytywał starszych i roztropniejszych z obecnych, czy ślepota i przewidzenie chłopca nie oznacza jakiegoś cudownego znaku. Oni zaś tłumaczyli, że ślepota oznaczała, iż Polska przedtem była tak jakby ślepa, lecz odtąd - przepowiadali - ma być przez Mieszka oświeconą i wywyższoną ponad sąsiednie narody. Tak się też rzecz miała istotnie, choć wówczas inaczej mogło to być rozumiane. Zaiste ślepą była przedtem Polska, nie znając ani czci prawdziwego Boga, ani zasad wiary, lecz przez oświeconego [cudownie] Mieszka i ona także została oświeconą, bo gdy on przyjął wiarę, naród polski uratowany został od śmierci w pogaństwie. W stosownym bowiem porządku Bóg wszechmocny najpierw przywrócił Mieszkowi wzrok cielesny, a następnie udzielił mu [wzroku] duchowego, aby przez poznanie rzeczy widzialnych doszedł do uznania niewidzialnych i by przez znajomość rzeczy [stworzonych] sięgnął wzrokiem do wszechmocy ich stwórcy. Lecz czemuż koło wyprzedza wóz? Siemomysł tedy w podeszłym wieku rozstał się ze światem." - Gall Anonim
Maciej Sieńczyk
Autor komiksów, rysownik, ilustrator. Jego ilustracje znaleźć można w takich tytułach jak "Newsweek", "Przekrój", "Wysokie Obcasy", a ostatnio także w internetowym "Dwutygodniku".
Od początku swojej działalności Sieńczyk związany jest z zaprzyjaźnionymi ze sobą: wydawnictwem Lampa i Iskra Boża, prowadzonym przez Pawła Dunina-Wąsowicza oraz warszawską galerią Raster, kierowaną przez Michała Kaczyńskiego i Łukasza Gorczycę, wcześniej wydających pismo "Raster".
U Wąsowicza Sieńczyk ilustrował książki Doroty Masłowskiej ("Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", "Paw Królowej", "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku"), a w jego miesięczniku literackim "Lampa" drukował swoje komiksy (zawsze na kilku pierwszych stronach magazynu). Raster sprzedawał jego "przedmioty trochę kłopotliwe" (pukiel włosów, kulka) oraz oryginalne plansze komiksowe na organizowanych przez siebie Targach Taniej Sztuki.
Lampa i Iskra Boża wydała dotychczas trzy albumy komiksowe Sieńczyka: w 2005 roku "Hydriolę", w 2009 roku "Wrzątkuna", a 2012 roku "Przygody na bezludnej wyspie".