Dzisiaj istnieje kilka sposobów, szkół, tradycji wykonywania chorału gregoriańskiego. Czy zaliczyłbyś siebie do którejś z nich?
Rzeczywiście jest dróg, którymi można poszukiwać ideałów wykonawczych śpiewu gregoriańskiego. Niewątpliwie jedną z nich jest szkoła solesmeńska, pochodząca ze słynnego opactwa benedyktynów Św. Piotra w Solesmes we Francji, które już od ponad 100 lat publikuje księgi liturgiczno-muzyczne. Wykonawstwo tej szkoły opiera się na "Graduale Romanum", wydanym w 1908 roku jeszcze przez watykańskie "Editio Typica", a poprzedzone wydaniem "Kyriale Romanum" w 1905 roku. Te dwie księgi zaspokajają repertuar liturgiczny całego roku kościelnego.
Początkowo nie zawierały żadnych znaków rytmicznych, dopiero na przełomie lat 20-30-tych dodał je ojciec André Mocquereau. Zaczęto wtedy jeszcze raz publikować wszystkie księgi z dodatkiem znaków rytmicznych. Niestety należy stwierdzić, że ten rodzaj interpretacji nie zwraca uwagi na słowo. Liczy się tam tylko następstwo rytmiczne, według którego próbuje się „interpretować” melodię.
Istnieje również tak zwana szkoła paryska, najbardziej kojarzona z francuskim muzykologiem Marcelem Pérèsem. Chociaż są interpretowane te same wydania watykańskie, stosuje się do tego zupełnie inne kryteria rytmiczne. W bardzo dużym skrócie – wszystkie nuty ornamentacyjne są „przelatywane“ nieproporcjonalnie szybko w stosunku do nut, które są śpiewane długo i menzuralnie. Zasady wykonawcze są oparte na scholastycznym i bardzo niejednoznacznym traktacie Hieronima z Moraw (XIII w.), który nie był muzykiem, a śpiew liturgiczny opisywał tak jak czuł. Poza tym w wykonastwie solesmeńskim stosuje się pewien czynnik naturalny – śpiew jest swobodny, choć zwolennicy tej szkoły mówią, że swobodzie podlega następstwo dwójkowych i trójkowych grup rytmicznych. Natomiast u interpretujących na sposób Pérèsa, jak oni sami utrzymują, wykorzystuje się technikę wokalną drwali z Korsyki. I to jest dość skomplikowana sytuacja, dlatego że nie sposób wyobrazić sobie mnicha, który byłby w stanie przez pięć czy sześć godzin dziennie śpiewać brewiarz, officium nocne, liturgię Mszy Świętej, używając takiej techniki wokalnej. To nie do zaakceptowania tym bardziej, że ikonografia muzyczna przedstawia śpiewaków z twarzami pogodnymi i bez grymasów, które pojawiają się przy użyciu techniki korsykańskiej.
Oprócz tego, istnieje cała masa szkół bliżej niezidentyfikowanych i nie dających się sklasyfikować. Dodatkowo w Polsce prawie każdy absolwent muzykologii uważa się za specjalistę od muzyki dawnej, szczególnie księża... Proszę mi wybaczyć to stwierdzenie, ale tak jest.
Do jakiej grupy interpretacji zaliczyłbym siebie? Otóż na pewno – do grupy osób, które interpretują śpiew gregoriański w oparciu o wczesne rękopisy adiastematyczne, tj. bezliniowe zapisy znaków neumatycznych – pierwsze, najwierniejsze, będące najbliżej fazy przekazywania śpiewu drogą ustną, kiedy tylko „wymyślono“, czy raczej odkryto rodzaj paleograficznego pisma muzycznego najlepiej oddający charakter tego śpiewu. W drugiej połowie ubiegłego wieku powstała nawet specjalna gałąź nauki zapoczątkowana przez ojca Eugène’a Cardine’a – tak zwana semiologia gregoriańska, która jest połączeniem paleografii, estetyki i modalności. Nadaje ona konkretne znaczenie interpretacyjne, a więc i znaczenie rytmiczne, poszczególnym formom graficznym neum (neuma – średniowieczny znak nutowy). Nie mogę tego określić mianem szkoły, dlatego że tutaj interpretujemy zapisy oryginalne: śpiew gregoriański jest „zakodowany“ w zapisie neumatycznym, a więc mówimy tutaj nie o szkole, a o kluczu koniecznym do właściwego odczytywania znaków towarzyszących tekstowi. Interpretacja ta bazuje przede wszystkim na założeniu, że rytm śpiewu jest swobodny, oratorski, uwarunkowany przede wszystkim słowem. Z drugiej strony, nie da się zaśpiewać słowa w jego integralnej formie bez muzycznego legato. Więc mamy do czynienia ze stylem melodyczno-słownym: to znaczy, słowa nie można rozpatrywać w oderwaniu od melodii, ani melodii – w oderwaniu od słowa. Każde konkretne słowo zostało skomponowane w ten, a nie inny sposób, dlatego potępiam wszelkie próby „tłumaczenia“ łacińskiego śpiewu romano-frankońskiego na języki narodowe i naiwnego wtłaczania go w ramy kompozycji gregoriańskiej w nadziei, że będzie to miało szanse zafunkcjonować bez uszczerbku dla sztuki. Pamiętajmy, że śpiew gregoriański to najwyższa forma sztuki, jaką wytworzyło chrześcijaństwo w Europie Zachodniej.
O interpretacji zapisów neumatycznych chyba mógłbyś mówić dzień i noc... Rękopisy średniowieczne cię fascynują?
Tak, to prawda. Mam w domu bardzo obszerną bibliotekę, na którą składają się wszystkie dostępne papierowe wydania rękopisów, jakie udało mi się zgromadzić na przestrzeni ostatnich lat. Zbiór ten przez cały czas się powiększa i mam już pewien kłopot z miejscem. Ale w dzisiejszej dobie gros rękopisów dostępnych jest w internecie w formie cyfrowej, dlatego tego rodzaju biblioteki niedługo odejdą w zapomnienie. Osobiście jednak preferuję taki właśnie rodzaj kontaktu z muzyką wieków minionych – autentyczny, bo materiały są najbardziej zbliżone do tego, czym dysponowali ówcześni wykonawcy. Inną moją fascynacją jest odręczne przepisywanie neum i nut kwadratowych z różnych szkół w celu ich dogłębnego zrozumienia, ale to już temat na zupełnie inną rozmowę.
Autorka: Beata Baublinskiene