To artyści z długim stażem, którzy współpracowali z gwiazdami – od Stevie’ego Wondera po Roberta Glaspera. Czego nauczyłaś się dzięki tej współpracy?
Najwięcej czasu przy produkcji tej płyty spędziłam z producentem, Michaelem League’em (liderem zespołu Snarky Puppy). Przed rozpoczęciem pracy nad płytą odbyliśmy długą rozmowę o przywiązywaniu się do własnych pomysłów na piosenki. Wiadomo, że twórcy przywiązani są do swoich melodii, a sugestię potrafią odebrać jako wyrządzenie krzywdy i brak docenienia. To moja historia i ktoś chce ją zmieniać, naruszyć kwintesencję utworu. Trzeba umieć odpuścić i być gotowym na zmiany. Jeśli mój pomysł będzie najlepszy, to nie tylko ja będę to słyszała.
Jak reagujesz na krytykę? Niektórzy twórcy z założenia niczego nie czytają i unikają kontaktu z wszelkimi opiniami na swój temat.
Nie odcinam się od tego, muszę się rozwijać. Wychowałam się z tatą muzykiem, który zawsze starał się konstruktywnie podpowiadać i sugerować pewne zmiany. Czasami to przeżywałam, bo nigdy nie jest idealnie, coś można poprawić – nie doświadczyłam klepania po plecach, chwalenia, że jestem wybitna. To ważne, żeby być otwartym na sugestie i opinie innych ludzi, którzy chcą dla nas dobrze. Ale uważałabym na krytykę osób, których nie znam – to potrafi skrzywdzić i zablokować umysł. Niektóre komentarze są po prostu niekonstruktywne, tylko obniżają poczucie czyjejś wartości. Nie uniknę tego, trzeba się konfrontować ze wszystkim. Trzeba też posiąść umiejętność odcinania się, słuchania tylko wartościowych uwag.
Zawsze mnie zdumiewa, że mogę docierać do słuchaczy przez swoje granie. Wiara, że to jest potrzebne, pojawia się kiedy ludzie dają o tym znać. Ilość muzyki jest tak ogromna, że nietrudno zwątpić. Każdy komentarz, w którym ktoś wyraża swoje zadowolenie, poruszenie, jest dla mnie paliwem do dalszych działań.
Wychowywałaś się w muzycznej rodzinie, przez lata poznałaś z pewnością wielu wspaniałych muzyków. Jakie są twoje muzyczne autorytety ?
Mój tato był zawsze ogromną częścią mojej drogi muzycznej, bez niego byłoby mi trudno być w miejscu, w którym teraz jestem. Chciałabym go podać jako pierwszą i najważniejszą inspirację, od niego się zaczęło. Zawsze był moim mentorem i nauczycielem. Wielu rzeczy nauczyłam się sama, chociażby szukając w Internecie. Dzisiaj istnieją lekcje online, tutoriale, jest bardzo dużo źródeł. Można się nauczyć wielu rzeczy samodzielnie.
Przez pewien czas moimi nauczycielami byli basiści Jacek Niedziela i Wojtek Gąsior. Bardzo pomogli mi się rozwinąć, cenię ich jako muzyków. Ale jestem samotnym muzykiem, który próbuje samodzielnie odkryć, czego jeszcze nie wie i uczyć się nowych rzeczy.
Próbujesz grać na innych instrumentach? Szczególnie ciekaw jestem syntezatorów – wcześniej rozmawialiśmy o oldschoolowym brzmieniu.
Próbuję, czasami komponując biorę klawisz i staram się coś zagrać. Lubię szukać różnych rozwiązań, liczba możliwych do uzyskania brzmień jest niesamowita. Nie mogę powiedzieć, żebym szczególnie się na tym znała, to ciągłe poszukiwanie tego, co mi pasuje. Niekiedy pomaga mi nakreślić klimat tworzonego utworu. Od jakiegoś czasu uczę się grać na najzwyklejszym padziku perkusyjnym.
Jak odnajdujesz się jako część zespołu, nie jako solistka?
Bardzo to lubię. Może dlatego, że tyle czasu spędziłam w pozycji liderki, skupiając się na zgraniu składu. Na koncertach wcielam się w kilka ról, lubię wymieniać się miejscami. Lubię nie być w pozycji osoby odpowiedzialnej… To dwie różne sytuacje, wymagające osobnych umiejętności: mieć wizję i być osobą wspierającą innych. Chciałabym posiadać miks tych doświadczeń.
Zadebiutowałaś jako bardzo młoda artystka, grasz głównie z bardziej doświadczonymi muzykami. Zastanawiam się czy masz w planach współpracę z osobami debiutującymi, uczenie ich czegoś?
Pewnie, to byłoby świetne doświadczenie. Na pewno to zrobię, ale muszę najpierw czuć się pewnie ze swoją wizją i obecnością sceniczną. Teraz każde wyjście przed publiczność jest istotnym sprawdzaniem. Umiejętność poprowadzenia kogoś młodszego też jest dużym wyzwaniem. Myślę, że ja też mogłabym się od nich wiele nauczyć.
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zadać najgorszego pytania na świecie. Dlaczego wybrałaś gitarę basową?
Zawsze chciałam grać na basie, od samego początku miałam taką wizję. Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego! Nie miałam w otoczeniu nikogo, kto grałby na basie. Po prostu dostrzegłam go słuchając muzyki i poprosiłam tatę, żeby przyniósł mi jakiś bas. Kiedy go dotknęłam, od razu wiedziałam, że to jest to. Jakbyśmy byli jednością. Nigdy nie miałam wątpliwości, że to jest część mnie.
Jacy basiści wtedy cię fascynowali?
Na samym początku był to przede wszystkim Jaco Pastorious, jego wirtuozeria uświadomiła mi, że bas może wysuwać się na prowadzenie. Jednocześnie nawet z tyłu potrafi robić wrażenie i być czymś szczególnym. Potem słuchałam klasyków: Marcusa Millera, Victora Lemonte Wootena, Stanleya Clarke’a. Grono moich ulubionych basistów wciąż się poszerzało, potem przyszła pora na Victora Baileya, Christiana McBride’a, Avishaia Cohena. Pamiętam wrażenia po przesłuchaniu albumu "Thunder" tria SMV, w którym występują Miller, Wooten i Clarke. Myślałam: "Wow, jak dużo basu! I jeszcze więcej basu!".
W ostatnich miesiącach byłaś w trasie koncertowej, przed tobą występy w Niemczech, Brazylii, Rumunii i innych krajach. Jak ci się grało na tegorocznych koncertach?
Wyjazd do Brazylii zupełnie odmienił moje wnętrze i spojrzenie na muzykę. Muzykalność i totalne poczucie rytmu Brazylijczyków zachęciło mnie do zagłębienia się w arkana muzyki brazylijskiej. Nie wiem, jak to dobrze opisać, ale miałam wrażenie, że Brazylijczycy cieszą się muzyką zupełnie swobodnie, bez wysiłku stają się częścią tych rytmów. Tamtejsza kultura i klimat są wyjątkowe. Każda osoba powinna kiedyś odwiedzić ten kraj… Odkąd wróciłam do domu, nie rozstaję się z płytą "Sambista perfeito" Alrindo Cruza – jednego wieczoru mieliśmy przyjemność pójść na koncert jego syna. Niezapomniane przeżycie, klub wypełniony był lokalną publicznością, która znała wszystkie piosenki, śpiewali wspólnie z zespołem. Bardzo chciałabym tam wrócić.
Argentyna również jest przepiękna, ale nie mieliśmy zbyt dużo czasu, żeby w pełni poczuć tamtą atmosferę. Za nami North Sea Jazz Festival w Rotterdamie, grałam tam po raz pierwszy, line up był fantastyczny – cieszę się, że mogłam wystąpić obok tak dobrych artystów. Muzyka wykonywana na żywo zawsze jest doświadczeniem niemożliwym do powtórzenia, które pozwala choć na chwilę przenieść się w inny świat.