Książki kobiet
Na czytelniczym nieboskłonie roku 2017 wyraźnie lśnią trzy nazwiska: Wioletta Grzegorzewska, Anna Cieplak, Martyna Bunda.
Grzegorzewska, opromieniona nominacją do Nagrody Bookera, publikuje "Stancje", swobodną kontynuację "Guguł", zbioru opowiadań o dzieciństwie na polskiej wsi, która pachnie trochę maciejką, a trochę bimbrem. Tym razem autorka tworzy intymną mapę Częstochowy lat 90., w której ziemia święta splata się z ziemią niczyją, a miasto z prowincją. Bohaterka Grzegorzewskiej szuka własnej przestrzeni pomiędzy tymi skrajnościami, ale jej oniryczne dorastanie przepełnione jest cudzymi narracjami.
O dorastaniu pisze też Anna Cieplak, której powieść rozpoczyna się od obrazu płonących wieżowców World Trade Center, całkowicie nieważnych dla nastolatki z małego, śląskiego miasteczka, która ma zupełnie inne problemy niż światowy terroryzm. Młodość na ławce pod blokiem pokazywana jest zazwyczaj z perspektywy chłopackiej, Cieplak opowiada o doświadczeniu dziewczyńskim, umiejętnie grając na nostalgicznym poczuciu wspólnoty przeżyć. Pamiętacie, kiedy przegrywane kasety zostały na krótko wyparte przez płyty CD, które następnie zniknęły bezpowrotnie w powodzi plików mp3? Pamiętacie Sylwestra 2000 i lęk przed milenijną pluskwą? Anna Cieplak bezbłędnie odświeża te wspomnienia.
Martyna Bunda w "Nieczułości" tworzy z kolei pokoleniową sagę o matce i trzech córkach, rozgrywającą się w rytmie mijających pór roku. Każda z kobiet ma swoje własne sprawy, własny plan na życie, ale w momentach kryzysu wracają do zbudowanego przez Gizelę domu na Dziewczej Górze, żeby w niełatwym siostrzeństwie szukać wsparcia i pociechy. Mężczyźni przychodzą, odchodzą, umierają, zmieniają się czasy, ale rodzinny dom pozostaje stałym punktem odniesienia, miejscem, w którym można wylizać rany i ułożyć nowy plan podboju świata, czy chociażby pobliskiego miasteczka.
Trzy mocne książki o dorastaniu, trzy fabuły, które nie dostarczają natychmiastowej otuchy i pocieszających obrazów, pokazują za to, że o kobiecość, osadzonej w specyficznie polskim kontekście, nadal ma moc generowania ciekawych, poruszających opowieści.
Biografie
Niesłabnącym zainteresowaniem czytelników cieszą się biografie – na szczęście trend ten nie ogranicza się tylko do życiorysów celebrytów i gwiazd sportu. Najbardziej imponujące wydawnictwo na tej półce to monumentalna biografia Witolda Gombrowicza, nad którą przez lata pracowała Klementyna Suchanow. Na 1176 stronach autorka rozpatruje fenomen Gombrowicza na tle epok i krajów, w których przyszło pisarzowi żyć, sporo miejsca poświęcając analizie wątków biograficznych w twórczości genialnego Witolda i nie omijając mrocznych aspektów jego emigracyjnej egzystencji: choroby wenerycznej czy funkcjonowania w skrajnej nędzy.
Z trudnym zadaniem mierzy się także Anna Bikont, próbując zrekonstruować postać Ireny Sendlerowej, podczas II wojny światowej umieszczającej uratowane z getta żydowskie dzieci w polskich rodzinach i sierocińcach. Sendlerowa, której działalność do roku 2000 pozostawała raczej nieznana szerszej publiczności, stała się kobietą-symbolem, odkupieniem okupacyjnych grzechów Polaków. Bikont, w oparciu o godziny rozmów i lata kwerendy w archiwach, rekonstruuje życiorys kobiety, która wymyka się pomnikowej formie: niezależnej, o mocno lewicowych poglądach, konsekwentnie mylącej ślady, które mógłby prowadzić do ustalenia jednej słusznej prawdy o jej doświadczeniach wojennych i późniejszych.
Na uwagę zasługuje też biografia Ireny Tuwim. Anna Augustyniak w książce "Nie umarłam z miłości" opisuje trudne koleje losu poetki i tłumaczki, której życie płynie w cieniu wojny i choroby psychicznej ukochanych osób: najpierw matki, obsesyjnie obawiającej się o życie dzieci, naznaczonych żydowskim pochodzeniem, potem pogrążającego się w depresji brata i męża, walczącego w zamkniętych zakładach z chorobą alkoholową. Obdarzona fantastycznym wyczuciem języka Irena ma wszelkie zadatki na wielkość – a jednak grzęźnie w "zabawie w kobietę" i nie realizuje w pełni potencjału. Dziś pamiętana jest głównie jako tłumaczka literatury dziecięcej, a na łódzkim domu, w którym się wychowała, wisi tylko tablica upamiętniająca Juliana.
Literatura środka i mili pisarze
Z czym kojarzy nam się literatura męska? Krew, pot, obite pięści i zapach dobrej whisky (lub mniej szlachetnego trunku)? Pies, strzelba i wierna kobieta u boku? Nic podobnego. W roku 2017 na topie są mężczyźni wrażliwi – zarówno pisarze, jak i kreowani przez nich bohaterowie. Robert Rient, znany z autobiograficznego "Świadka", w którym opowiadał o swoim dorastaniu pośród Świadków Jehowy i wyzwalaniu się spod wpływu rodziny i religii, publikuje powieść "Duchy Jeremiego". Jej narratorem jest dwunastolatek, którego matka choruje na raka i nie może dłużej samotnie wychowywać syna, wraca więc na rodzinną wieś, licząc na wsparcie rodziny. A jest to rodzina naznaczona milczeniem drugiego pokolenia, w której nie rozmawia się o problemach, zmiatając je umiejętnie pod dywan: począwszy od doświadczeń okupacyjnych, poprzez samobójstwo babki-Żydówki, po zbliżającą się śmierć matki Jeremiego. "Bądź czuły" – takie przykazanie dostaje chłopiec, próbujący poradzić sobie z problemami przerastającymi dorosłych. Powieść Rienta zachwyciła kilku poważnych recenzentów, czytelnicy piszą, że lekturze płaczą i przeżywają katharsis, autor zachowuje skromny, wrażliwy dystans.
W podobnym klimacie utrzymana jest powieść "Rdza" Jakuba Małeckiego. Autor stosuje po raz trzeci formułę, która znakomicie sprawdziła się w poprzednich książkach ("Ślady" 2016, "Dygot" 2015). Bierze na warsztat życiorysy kilkorga mieszkańców małego miasteczka i umiejętnie układa z nich intrygujący przeplataniec, mieszając czasy i zdarzenia, z czułością i taktem opisując trudne i samotne życie, na które skazani są wszyscy ludzie uwikłani w historię: zarówno tę wielką, która potrafi zgnieść człowieka w kilka chwil, jak i w osobiste, ciągnące się latami fascynacje i urazy. Podobnie jak Rient, Małecki trzyma się z dala od internetowych awantur, nie bryluje w tygodnikach, nie komentuje zjadliwie bieżących wydarzeń kulturalno-politycznych. Ten dystans wychodzi na dobre nie tylko pisarzom, ale przede wszystkim ich czytelnikom, bo pozwala skupić sięna kwestiach literackich. Nawet, jeżeli wizerunek miłego gościa jest kreacją, jest to kreacja udana.
Nostalgia za PRLem
Ta tendencja sięga 2016 roku, kiedy hitem stała się książka Olgi Drendy "Ducholgia polska" opowiadająca o mini-epoce, zagubionej w odmętach transformacji, kiedy to do Polski docierały już elementy kapitalistycznego świata konsumpcji, ale podlegały dziwacznym obróbkom pirackiej kultury spod znaku "zrób to sam". Ogarnięci tęsknotą za późnym PRLem czytelnicy zaczęli z pasją wymieniać się wspomnieniami niczym obrazkami z gum Turbo.
W 2017 roku spojrzenia nadal biegną w przeszłość, ale nie zawsze z sentymentem. Powieść graficzna "Totalnie nie nostalgia" to autobiograficzna opowieść Wandy Hagedorn, narysowana przez Jacka Frąsia, opowiadająca o dzieciństwie w opresyjnym kraju i dysfunkcyjnej rodzinie, która jednak na pozór jest normalną, wydajną jednostką społeczną: nikt nie pije, nikt nie bije. Precyzyjna kreska Frąsia odtwarza widoki powojennego Szczecina, ale także detale: dzianinowe śpioszki dziecięce czy charakterystyczne fryzury z kolejnych dekad. PRL jest też nadal wdzięcznym tematem obyczajowych reportaży.
Aleksandra Boćkowska, autorka książki o modzie w socjalistycznej Polsce ("To nie są moje wielbłądy") pisze tym razem o fenomenie luksusowych towarów z Pewexu, przy czym nie chodzi tu o złoto i wysokiej klasy elektronikę, częściej o polędwicę lub dżinsy ("Księżyc z peweksu"). Małgorzata Czyńska bada pejzaże polskich meblościanek w wywiadach z projektantami ("Dom polski"), Anna Sulińska pisze o stewardessach w PRLu, które zarabiają w dolarach, zwiedzają świat i w powszechnej świadomości stanowią uprzywilejowaną elitę, ale w rzeczywistości ich życie jest o wiele mniej szalone i kolorowe ("Wniebowzięte"). Tematów jest jeszcze wiele: seriale, kuchnia, festiwale muzyczne, majsterkowanie, ogródki działkowe… Ten trend prędko się nie skończy.
Autorka: Olga Wróbel, grudzień 2017